Reklama

O pandemii mówi, że była pandemią jej życia. Bo dopiero teraz uzmysłowiła sobie, co się stało i kogo straciła. Małgorzata Ohme we wzruszającej rozmowie z Krystyną Pytlakowską o konfrontacji ze stratą, trudnym dzieciństwie, rozwodzie swoim i rodziców, a także poczuciu wolności, niezależności i miłości...

Reklama

Małgorzata Ohme o śmierci mamy i przemijaniu

Kolejny raz stąpam po cienkiej warstwie lodu. Jak łatwo powiedzieć, że dużo, jak łatwo, że mało. Czy to jest możliwe powiedzieć o kimś, kogo znało się przez całe życie? Uczucia i myśli, intensywne jak perfumy z kadzidła, latają wokół mojej głowy jak rozkrzyczane dzieci w trakcie zabawy”.

Ten wiersz napisałaś dla swojej mamy, która odeszła 2 grudnia tego roku. Chyba pandemia będzie Ci się zawsze kojarzyć z tak dojmująco bolesnym przeżyciem.

Dla mnie pandemia była czymś o wiele więcej niż pandemią. Była pandemią mojego życia. Zdałam sobie z tego sprawę dopiero teraz, kiedy myślę o tym wszystkim, co się stało i kogo straciłam.

Pięknie mamę żegnasz, wierszem…

Mama też pisała wiersze, babcia pisała wiersze. Dawałyśmy je sobie na różne okazje. Trochę więc stało się to u nas tradycją. Ten wiersz dla mamy przeczytałam w kościele podczas pogrzebu.

A ja oglądałam Cię w „Dzień dobry TVN” kilka dni potem i nie było widać po Tobie cierpienia. Zachowywałaś się jak zwykle, dowcipnie komentując rzeczywistość.

Bo praca mi pomaga. I wiem, że moja mama by chciała, abym to zrobiła. Ludzie różnie przeżywają żałobę, jedni rozpaczają, inni cierpią w skrytości, niektórzy od razu, inni dopiero po kilku miesiącach lub latach konfrontują się ze stratą. Jestem w jakimś procesie wewnętrznym i naprawdę nie wiem, dokąd mnie to zaprowadzi.

Twoja mama długo chorowała.

Długo, ale sprawiła, że jej odchodzenie było trochę jak prezent od niej, który mi dała na koniec.

Śmierć może być prezentem?

Tak, jak najbardziej. Dopuszczenie kogoś do tak intymnego momentu jak odchodzenie to według mnie ogromne wyróżnienie. Oswajasz ból, oswajasz wreszcie samą śmierć. A jeśli ktoś odchodzi tak jak moja mama, łagodnie, zasypiając powoli wśród najbliższych – to naprawdę zmniejsza lęk przed naszym własnym odchodzeniem. Uświadamia nam też, że życie jest zamknięte w pewnym cyklu, w którym my sami też uczestniczymy. Przeczytałam gdzieś, że „rodzimy się i umieramy, a wszystko, co jest pomiędzy, to życie”. To proste, a jednak tak trudne do zaakceptowania, że i przed nami jest koniec.

Czy mama powiedziała Ci coś, co zostanie w Tobie na całe lata?

Nie powiedziała tego słowami, ale widziałam w jej oczach miłość i wzruszenie, że jestem obok. Powiedziała tylko nagle, że mam ładny uśmiech, trochę mnie to zaskoczyło, bo mówiła to w taki sposób, jakby nagle to odkryła. Gdy odchodziła, trzymałam ją za rękę. Bardzo spokojnie, powolutku zasypiała. Powiedziałam: „Mamo, bardzo Cię wszyscy kochamy. I pozdrów tatę”. I wtedy po jej policzku spłynęła łza, a ona się lekko uśmiechnęła. Dla mnie to było więcej niż wyznanie miłości. A teraz, gdy o niej myślę… Przez całe życie była waleczna, ekspansywna, głośna, bardziej niż ja. Była atrakcyjną blondynką, wysoką, metr osiemdziesiąt, pracowała jako menedżer w hotelu i było jej wszędzie dużo. Budziła czasami skrajne emocje. Albo się ją uwielbiało, albo się jej bało. Ale umierając, stała się bezbronna, cicha i słaba. Taka zmęczona.

Reklama

Cały wywiad z Małgorzatą Ohme w nowej VIVIE!. Magazyn dostępny od 22 grudnia w punktach sprzedaży w całej Polsce i na hitsalonik.pl.

Łukasz Kuś
BARTEK WIECZOREK/VISUAL CRAFTERS
Reklama
Reklama
Reklama