Reklama

Mai Ostaszewskiej aktorstwo nie wystarcza. Dla niej ważne jest zaangażowanie społeczne i pomaganie. Gwiazda bierze udział w kampaniach uświadamiających ludziom wiele kwestie. Do tego celu wykorzystuje też swoje media społecznościowe. „Mam swoje życie, swój zawód, rodzinę, nie rzucę wszystkiego i nie pojadę do obozu w puszczy, nie przypnę się do drzew, nie rozbiję namiotu w ramach protestu, ale nagłaśniam sprawy, edukuję, wspieram finansowo fundacje”, mówi Maja Ostaszewska w rozmowie z Beatą Nowicką w nowym numerze VIVA! Eko. Aktorka opowiedziała nam o edukacji ekologicznej wyniesionej z domu i stereotypach dotyczącej diety wegańskiej i wegetariańskiej. Czego uczy swoje dzieci?

Reklama

Należymy do pokolenia, które nie odebrało edukacji ekologicznej. Nasi rodzice walczyli z władzą komunistyczną, myśleli o przetrwaniu, a nie ratowaniu planety. Ale Ty jesteś wyjątkiem.

I właśnie rodzicom to zawdzięczam. Świadomość, że jesteśmy częścią przyrody, a nie jej władcą, że musimy ją współtworzyć i chronić, tak jak chronimy siebie, bo stanowimy element tego ekosystemu. To jest najważniejsza nauka, jaką wyniosłam z domu. Zaczęło się od tego, że moi rodzice podjęli decyzję o niejedzeniu mięsa z powodów etycznych.

Ile miałaś wtedy lat?

Byłam małą dziewczynką. Dla mnie było to naturalne, nie wiązało się z żadnym wyrzeczeniem. Rodzice po prostu nie dawali nam mięsa i mówili: „Nie jemy mięsa, ponieważ nie zabijamy zwierząt”. To jest temat, który niechętnie poruszamy. Wiadomo, że wszystkie dzieci kochają małe zwierzątka: jagniątka, cielaczki… Gdybyś powiedziała małemu dziecku, że na talerzu leży ten mały króliczek, którego wczoraj głaskało, wpadłoby w histerię.

Małe dziecko tych dwóch elementów nigdy ze sobą nie połączy.

No właśnie. A kiedy wreszcie dowiaduje się, skąd ten „pyszny kotlecik” pochodzi, jest już tak uzależnione od mięsa, że trudno mu z niego zrezygnować. Uczymy dzieci, że można kłamać, nie łączyć ze sobą faktów. Kiedyś Wojciech Eichelberger mądrze napisał, że dorosłym łatwo powiedzieć o drugim człowieku „obcy”, „inny”, „wróg”, bo od dziecka uczymy się oddzielania siebie od tego, co jest dla nas niewygodne. Kilka lat temu widziałam genialną kampanię. Do restauracji wchodzi para i zamawia kotleciki jagnięce. Kucharz mówi: „Doskonały wybór, zapraszam na zaplecze” i tam pokazuje im… rozkoszne jagniątko. Oboje po kolei przytulają je, głaszczą. Po chwili kucharz zaciera ręce: „Podoba się? To dobrze! Za pół godziny wyląduje na państwa talerzach…”. Młodzi ludzie stoją kompletnie zszokowani.

Zobacz też: Maja Ostaszewska: „Mam głęboko zakorzenioną potrzebę aktywności społecznej

I już nie mają ochoty go zjeść.

Usłyszeli prawdę. Zobaczyli przyczynę i skutek. Moi rodzice nie epatowali okrucieństwem, nie pokazywali nam filmów z rzeźni, po których dzieci nie mogą spać. Dostałam przekaz: „Zwierzęta to moi przyjaciele, ja ich nie zjadam”. Dla mnie to było oczywiste. Niedawno widziałam brutalny film dokumentalny o tym, jak cielaki są odrywane od mamy i umieszczane w plastikowych budach. Krowy są rodzinnymi zwierzętami, potrzebują bliskości tak jak ludzie. To paradoksalne, co powiem, ale krowy hodowane na mięso w ekologicznych gospodarstwach, na łące, w stadzie, mają często lepsze życie niż krowa hodowana przemysłowo na mleko, której zabiera się dziecko. Inwazyjnie zapładnia i traktuje jak maszynę. To jest powód, dla którego odeszłam od jedzenia produktów pochodzenia krowiego.

Bartek Wieczorek

[...]

Jesteś drugim pokoleniem, które nie je mięsa.

Jestem też żywym dowodem obalającym różne stereotypy dotyczące diety wegańskiej i wegetariańskiej. Byłam dwukrotnie w ciąży, zawsze miałam wspaniałe wyniki i każde z dzieci ponad rok karmiłam piersią. „Czy możesz być silny jak wół i jednocześnie nie jeść mięsa? A czy widziałeś kiedyś, żeby wół jadł mięso?” – to jedna z wielu anegdot, która pada w genialnym filmie dokumentalnym o weganizmie „The Game Changers”, który polecam. Opowiada o wielkich sportowcach, którzy po zmianie diety zaczęli osiągać fenomenalne wyniki. Wspominam o tym, bo kiedy moje dzieci były małe, wciąż słyszałam „zatroskane głosy”: „Ale ty im musisz dać kawałek mięska, żeby były zdrowe”. No więc nie muszę!

A Twoje dzieci? Pytam, bo przecież chodzą do przyjaciół, którzy w domu mają inne wzorce. Poza tym są nastolatkami, odkrywają świat…

Kiedy zdecydowaliśmy się zostać rodziną, zawarliśmy z Michałem pakt, że ja nie robię afery o ryby – Michał i dzieci jedzą ryby – natomiast oni akceptują fakt, że w naszym domu nie ma żadnego innego mięsa. Kiedy syn powiedział, że chce skosztować mięso, uznałam, że to jest jego decyzja. Wie, dlaczego ja nie jem, wie, jak wygląda los zwierząt z hodowli przemysłowych, ale ma 14 lat i swoją drogę do przejścia. Wie również, że mama nigdy mu tego mięsa ani nie kupi, ani nie przyrządzi.

[...]

Wiesz, że według badań naukowych tak naprawdę możemy zrobić trzy rzeczy, które w radykalny sposób pomogą Ziemi i środowisku. Nie jeść mięsa, nie latać samolotami i… nie rodzić dzieci.

Kiedy myślę o kryzysie klimatycznym, mój lęk dotyczy dzieci. W jakim świecie one będą żyły? Wiem, że jest spore grono ludzi, którzy świadomie decydują się na nieposiadanie dzieci przez wzgląd na stan naszej planety. Ja akurat strasznie pragnęłam zostać mamą. Mój syn ma 14 lat, córka 12. Piętnaście lat temu nie było takich alarmujących raportów. Poza tym macierzyństwo, ojcostwo to jest indywidualna sprawa. Ale rozumiem takie osobiste wybory. Szanuję, że ktoś nie chce być matką. Ja chciałam. Mam dwójkę ludzi, których kocham bezgranicznie. Zachwyca mnie, że są coraz bardziej samodzielni, tworzą swój osobny świat, rozwijają krytyczne myślenie. Nasze rozmowy weszły na zupełnie inny poziom. Uwielbiam być mamą. Moje starzenie się idzie w parze z ich pięknym dojrzewaniem.

Zawsze żyłaś w zgodzie ze sobą i trochę… poza schematem.

Jesteśmy strasznie przyzwyczajeni do schematów i wymagamy, żeby ludzie wokół też według nich żyli. Odpieprzmy się od tego, jak żyją inni. Jeśli nikogo nie krzywdzą, to ich święte prawo iść swoją droga. Tego nauczyli mnie rodzice. Inność nie musi budzić lęku, tylko ciekawość. Taką otwartą, nieoceniającą. Dzieci nie wstydzą się pytać. Nie ma tabu. Konwenansów. Mam znajomego, który urodził się z niewykształconą ręką. Któregoś dnia córeczka mojej koleżanki z teatru podeszła do niego i stwierdziła: „Ooo, ty nie masz ręki”. „Nie mam”, odpowiedział i wywiązała się z tego świetna rozmowa. Oboje byli bardzo usatysfakcjonowani. Tak samo jest ze wszystkim: kolorem skóry, orientacją seksualną, macierzyństwem. U nas w domu zawsze byli przyjaciele hetero- albo homoseksualni. Nie muszę się bać tego, że ktoś jest inny. Nie muszę ulegać tej inności. Wystarczy ją szanować. Sterowanie lękiem, straszenie obcym jest okropne.

Cały wywiad z Mają Ostaszewską nowej VIVIE! Eko. Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od 23 września.

Zobacz też: Musimy je ratować póki istnieją! Oto najpiękniejsze rafy koralowe na świecie

Reklama

Tomasz Michniewicz/Archiwum Prywatne
Reklama
Reklama
Reklama