Reklama

Kobieta wielu talentów i pasji - aktorka, influencerka, bizneswoman. "Wiedziałam, czego w życiu chcę, i mogę z ręką na sercu powiedzieć, że na wszystko ciężko pracowałam i pracuję", mówi. Maja Bohosiewicz założyła rodzinę, zbudowała własną markę. Zrezygnowała z aktorstwa, ponieważ wolała zająć się dziećmi. Poświęca im całą uwagę. Wspólnie z mężem Tomaszem Kwaśniewskim otaczają wielką miłością synka Zacharego i córeczkę Leonię. W międzyczasie rozwijała firmę odzieżową Le Collet. Powróciła na ekrany jako prowadząca program „Love Never Lies: Polska”.

Reklama

"Kiedy przychodzą jakiekolwiek propozycje aktorskie, dają mi przestrzeń na odrobinę relaksu i twórczego oddechu", dodaje Maja Bohosiewicz w rozmowie z Katarzyną Piątkowską. Bliscy są dla niej najważniejsi i takie wartości wyniosła z rodzinnego domu. "Tomek i ja wychowujemy je [przyp. red. dzieci] tak, żeby wiedziały to, co wiemy my, że rodzina to najważniejsza rzecz w życiu", tłumaczy. Wspólnie budują dziś swoje szczęście w Hiszpanii. Jaką mamą jest Maja Bohosiewicz?

Maja Bohosiewicz o miłości do dzieci i męża

Zdarza Ci się kłamać?

Jak każdy mam drobne kłamstwa na sumieniu, ale staram się żyć prawdą. Dla mnie w każdej relacji, a zwłaszcza z moim mężem, najważniejsze są zaufanie i szczerość. Jestem prawdziwa w życiu prywatnym i jestem sobą w social mediach. Myślę, że ludzie to czują, dlatego cieszę się taką sympatią (śmiech).

Boisz się tego, co możesz przeczytać o sobie w komentarzach na plotkarskich portalach?

Nie, bo na ścianki nie chodzę, męża nie zdradzam, podatki płacę, pracuję, zajmuję się dziećmi – co ja też miałabym o sobie przeczytać, co wzbudzałoby mój strach? Zdarza się, że ktoś czasem wpadnie do mnie na profil i zostawi po sobie taki brzydki prezent w postaci nieprzychylnego komentarza – blokuję, idę dalej. Nie będę kontenerem na cudze frustracje. [...]

Czytaj też: Choć dzieli je 15 lat, mają wyjątkową relację. Siostra jest dla Mai Bohosiewicz najlepszą przyjaciółką

Teraz jesteś bizneswoman, a aktorką możesz być tylko dla przyjemności.

Jestem w pełni zaangażowana we własne biznesy, prowadzę swoją markę modową Le Collet, więc kiedy przychodzą jakiekolwiek propozycje aktorskie, dają mi przestrzeń na odrobinę relaksu i twórczego oddechu.

Zrezygnowałaś z pracy w telewizji dla dzieci?

Przecież właśnie premierę ma druga edycja programu, w którym jestem hostem, więc raczej była to tylko przerwa. Urodziłam dzieci rok po roku, w tym samym czasie nakręciłam sezon serialu jako jedna z głównych bohaterek i rozwijałam biznesy – kwiaciarnię i Le Collet. Pojawiały się propozycje, a ja musiałam zdecydować, czy wolę spędzić wakacje z dziećmi, czy w kamperze na planie zdjęciowym.

Na coś nie starczyło Ci już czasu.

To naprawdę było bardzo wyczerpujące. Pilot do serialu „Za marzenia” kręciłam w ciąży, producentka i moja menedżerka Marta mówiły, że poczekają na nagrywanie, aż urodzę. Urodziłam, mieliśmy wchodzić na plan, a ja dzwonię do Marty i mówię: „Jestem w drugiej ciąży”. Zapytała, ile potrzebuję czasu na to, żeby nagrywać. A ja powiedziałam, że kilka tygodni. Tak więc kręciłam serial, Tomek przywoził mi na plan niemowlę, które karmiłam piersią, wracałam po 12 godzinach i tam czekał na mnie wytęskniony roczny syn. Decyzja o przerwie w karierze aktorskiej nie była dla mnie traumatyczna, tylko uwalniająca. Zrozumiałam, że teraz jestem mamą i skoro powołałam na świat tę dwójkę ludzi, to im też należy się moje pełne zaangażowanie. To jest właśnie ten najważniejszy projekt. Liczę, że przyjdzie jeszcze mój moment, wrócę na
ekran na własnych zasadach. Trochę tak jak w przypadku „Love Never Lies: Polska”, kiedy prowadzenie programu dla Netflixa było dla mnie olbrzymią nobilitacją i wielkim wyzwaniem.

[...]

Program nagrywaliście w Grecji. Zabrałaś ze sobą dzieci?

Tak, przyjechały w połowie nagrań. Tylko wiesz, ja lubię ten czas, kiedy jestem też bez nich. Jestem wtedy sama dla siebie. To bardzo luksusowe uczucie, kiedy można połączyć to jeszcze z taką pewnością, że one są bezpieczne i świetnie zaopiekowane przez tatę. Oczywiście po kilku dniach pojawia się tęsknota, ale wierzę, że w życiu we wszystkim dobry jest balans. Wierzę jednak, że żeby być fajnym rodzicem, trzeba robić też coś dla siebie.

Gdzie znalazłaś takiego męża?

To mąż mnie znalazł. Oglądał serial z moim udziałem w telewizji. Wypatrzył i powiedział: „To będzie moja żona”. Minęły dwa lata, zanim udało mu się na mnie natknąć w Warszawie, a później to już historia z cyklu: chodził, chodził, aż wychodził. Lepszego męża nie mogłam sobie wymarzyć.

Sprawdź też: Łukasz Simlat po raz pierwszy mówi o związku i żonie. Ujawnił sekret ich relacji

Łukasz Kuś

Gdy masz intensywny czas zawodowy…

… To jasne, że wtedy mam go mniej dla dzieciaków. Ale potem następuje zamiana i to one są w centrum uwagi. Codziennie o godzinie 16.00, gdy odbieram je ze szkoły, włączam w telefonie funkcję „nie przeszkadzać” i cała jestem dla nich. To jest nasz rodzinny czas, kiedy jemy razem obiad, rozmawiamy, oglądamy filmy, czytamy książki, spacerujemy z psami. Moje dzieci wiedzą, że gdy pracuję, nie odpowiem im na setki pytań. Mam zakodowaną w podświadomości „kulturę zapierniczu”. Oczywiście tłumaczę sobie, że każdy potrzebuje tak samo pracy, jak i relaksu. Najważniejsze, że mogę sobie powiedzieć, że nie zaniedbałam siebie jako człowieka, jestem świetną mamą i dobrą żoną.

Takie podejście wyniosłaś z rodzinnego domu?

Moi rodzice zrobili superrobotę, pokazując nam, że najważniejsza w życiu jest rodzina. [...] Tomek i ja wychowujemy je [przyp. red. dzieci] tak, żeby wiedziały to, co wiemy my, że rodzina to najważniejsza rzecz w życiu. Dwa lata temu pomyśleliśmy, że niekoniecznie chcemy żyć w Polsce. W pandemii byliśmy przez pół roku na Teneryfie. Wróciliśmy i od razu wyjechaliśmy do Dubaju. Po pół roku stwierdziliśmy, że to nie jest dobre miejsce do wychowywania dzieci. Tam żyje się jak w szklanej bańce. Są zamożni ludzie i ci, którzy ich obsługują. Przyjemnie oczywiście było być po tej pierwszej stronie, ale nie chciałam, żeby nasze dzieci się w ten sposób wychowywały. Palec na mapie wskazał nam Hiszpanię. Tam teraz mieszkamy, dzieci chodzą do szkoły, i pracujemy. Jak długo tam będziemy? Nie wiem, czas pokaże.

Reklama

Cały wywiad do przeczytania w nowym numerze Vivy! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży od czwartku, 15 lutego.

Marlena Bielinska/Move
Reklama
Reklama
Reklama