Reklama

Od czterech lat jest w szczęśliwym związku z Mateuszem Banasiukiem. Trzy miesiące temu została mamą pierwszego dziecka, synka Henryka. Ale jej młodość wcale nie należała do beztroskich. Jak poradziła sobie z rozstaniem ukochanych rodziców? Dlaczego mama musiała ją zostawić w Polsce i sama wyjechała do Niemiec? O tym Magdalena Boczarska opowiedziała w wyjątkowo szczerej rozmowie z Beatą Nowicką.

Reklama

Dla każdego dziecka pierwszym, najsilniejszym wzorcem są rodzice.

Jestem jedynaczką, moi rodzice rozwiedli się, co nie jest tajemnicą, i różnie potoczyły się ich drogi. Mój tata może i był lekkoduchem, ale szalenie kreatywnym, z duszą artystyczną – zabierał mnie na koncerty, imprezy muzyczne, zwiedziłam z nim wszystkie krakowskie kościoły, o każdym opowiadał mi niezwykłe historie. Zawsze miałam do taty ogromną słabość. Mamy podobną emocjonalność. Po nim jestem bardzo ambitna, bardzo niecierpliwa, bardzo szybko chcę mieć efekt tu i teraz (śmiech).

A mama?

Mama jest zawsze szalenie ciepła, otwarta, tolerancyjna. Miała dla mnie mnóstwo wyrozumiałości. Po niej odziedziczyłam empatię. Poza tym byłam niesamowicie zżyta z dziadkami, rodzicami mamy. Moja babcia nałogowo oglądała Ben Hura, Kleopatrę i Quo vadis, a ja nałogowo kochałam się w Richardzie Burtonie i Robercie Taylorze. Ale przede wszystkim babcia była mistrzynią anegdot i bardzo wiele z jej bon motów znalazło się w ustach Wisłockiej. Na przykład powiedzenie, że „w kapuście cię nie znaleźli” albo „trzeba pamiętać, żeby rzęsą nie zarosło”. Niezłe, co? (śmiech). Marysia Sadowska przyniosła „jesteś z waginy”, więc ubrałyśmy tę Wisłocką w powiedzenia bliskich nam kobiet. Jedno z takich powiedzeń mojej babci szczególnie dźwięczy mi w uszach: „Chłop może wszystko zeżreć, ale nie musi wszystkiego wiedzieć”. To jest tak zwana mądrość życiowa (śmiech).

Często swoje dorosłe życie budujemy na kontrze do tego, jak żyli nasi rodzice: nie będę taka jak moja mama, nie popełnię błędów ojca. Potem życie wszystko weryfikuje.

Moja mama zawsze powtarzała: „Tyle jesteś wart w życiu, ile możesz dać drugiemu człowiekowi”. Ja ją bardzo cenię, bo będąc samotną matką, z pensją pielęgniarki, musiała podejmować niełatwe decyzje, robiła różne dodatkowe rzeczy, żebym mogła się kształcić, mieć takie same szanse jak inne dzieci, uczyć się języków, jeździć konno, wyjeżdżać na kolonie. Mama ma bardzo delikatną konstrukcję i naturę, ja jestem zupełnie innym człowiekiem. Teraz, kiedy sama jestem dorosła, wydaje mi się, że na jej miejscu nie dokonałabym pewnych wyborów.

…że pewne rzeczy zrobiłabyś lepiej.

Ale może to jest tylko złudzenie? Moi rodzicie rozwiedli się, jak miałam 16 lat, moja mama wyjechała do Niemiec, do pracy. Zostałam sama pod opieką rodziny. Dzisiaj żyjemy w innej rzeczywistości, bardziej chucha się na dzieci, wtedy życie było dużo cięższe. Wiem, że mama nie miała wyboru. Dojrzałam i już tego nie oceniam. Po prostu potrzebowałam czasu, żeby wszystko zrozumieć. Znamienne jest to, że dużo osób pytało mnie, czy mam żal do mamy. Nikt mi nie zadał pytania, czy mam żal do taty.

Reklama

Pełną rozmowę z Magdaleną Boczarską przeczytasz w najnowszym wydaniu dwutygodnika VIVA!, dostępnym w kioskach od czwartku 19 kwietnia.

MARCIN KEMPSKI/I LIKE PHOTO
Reklama
Reklama
Reklama