Magda Umer zakochała się w chłopaku podobnym do Belmondo. Po latach los ich zaskoczył
"Przypadek sprawił, że spotkaliśmy się ponownie..."

Pierwsza dama polskiej piosenki literackiej, scenarzystka, reżyserka. Charyzmatyczna, piękna. W marcu świętowała 55. rocznicę obecności na scenie muzycznej. Magda Umer w rozmowie z Krystyną Pytlakowską wspomina szalone studenckie czasy, gdy miały po 18 lat. Opowiada też o swoich początkach jako artystki, miłości, macierzyństwie i swojej filozofii życia.
Magda Umer wspomina ojca swojego najstarszego syna. Macierzyństwo było jej pragnieniem. Wywiad VIVA!
[...]
– Wcześnie zaczęłaś być matką. Zastanawiałam się, kto jest ojcem Twojego starszego syna Mateusza.
Mój kolega ze szkoły, podobny do Belmondo. I pewnie dlatego się w nim zakochałam. Chodziliśmy ze sobą dość długo, a potem długo ze sobą nie chodziliśmy. On żył swoim życiem, a ja swoim. I nagle przypadek sprawił, że ponownie spotkaliśmy się na krótko i dzięki temu mamy cudownego Mateusza.
– Wielu Twoich znajomych sądziło, że ojcem Mateusza jest Andrzej Nardelli, w którym byłaś bardzo zakochana.
I bardzo zrozpaczona po jego śmierci. Ale ja znałam go przecież tylko pół roku. Wojtek Trzciński napisał dla mnie i dla niego piosenkę o niebieskim pachnącym groszku, którą mieliśmy zaśpiewać w Opolu. To on poznał mnie z Andrzejem, skojarzył nas, zapraszając do swojego mieszkania przy Wilczej. Piosenka nie była wesoła, ale my byliśmy tacy szczęśliwi, że będziemy śpiewać coś tak pięknego. Zanim Andrzeja poznałam, wiedziałam oczywiście, że jest taki Nardelli, genialny aktor, że zagrał Kordiana, ale nigdy się z nim wcześniej nie zetknęłam. A po pół roku już go nie było. Nie zdążyliśmy zaśpiewać razem w Opolu. Bardzo długo nie mogłam się z tej śmierci otrząsnąć. Właściwie całe życie. Co jakiś czas to do mnie wraca, a potem się z tego wydobywam. Ratuje mnie poczucie humoru i świadomość, że wszyscy jesteśmy tu tylko na chwilę.

– Poczucie humoru pomaga Ci w pokonywaniu dołków emocjonalnych?
Ratuje mnie. Chyba dzięki niemu cierpię na silny brak skrzydła nienawiści, o jakim pisała Szymborska. Nie umiałabym nikomu życzyć nic strasznego. Nawet osobie, przez którą wiele wycierpiałam. Bliższe jest mi nadstawianie drugiego policzka.
[...]
– Ty nie ulegałaś nałogom?
Nie, paliłam papierosy, ale rzuciłam je, będąc w ciąży z Mateuszem. Nie palę już 47 lat. Dzięki dzieciom.

– Chciałaś w ogóle mieć dzieci?
Bardzo. Marzyłam o nich. Tylko że wtedy wynajmowałam mieszkania i zarabiałam tyle, żeby utrzymać jedynie siebie. Na telewizję chodziłam do sąsiadki, bo nie miałam telewizora. A poza tym mój tata mawiał, że człowiek, który nie ma niczego, jest szczęśliwszy, bo pieniądze dzielą ludzi i zmienia się im osobowość. W takim świecie byłam wychowana. Dzięki tej telewizji obejrzałam Kabaret Starszych Panów i zwariowałam na jego punkcie. Dowiedziałam się, że chcę żyć w tamtym świecie, a nie w moim. A on do mnie zmierzał. Jakiś czas potem, kiedy zaczęłam pracować w telewizji, Jeremi Przybora powiedział mi: „To ja na ciebie czekałem”. On i Stefania Grodzieńska byli starszymi redaktorami, a ja byłam młodszym. Moim szefem był Wojtek Mann, a szefem rozrywki Jurek Dobrowolski.
[...]
- TYLKO NA VIVA.PL: Jan Englert nie krył wzruszenia. Żona zrobiła coś, co przejdzie do historii ich małżeństwa
Cały wywiad w nowym wydaniu VIVY! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od czwartku, 10 kwietnia 2025 roku.
