„Tęsknię, kocham, a potem nienawidzę, bo on nie odzywa się dwanaście godzin”
Borys i Magda Lankosz szczerze o swoim związku!
W ich domu to Magda pierwsza czyta książki. To Magda „zaraziła” Borysa Ziarnem prawdy Zygmunta Miłoszewskiego, na podstawie którego nakręcił świetny film pod tym samym tytułem, z Robertem Więckiewiczem w roli głównej. Książka Miłoszewskiego wpadła w ręce Magdy jako prezent od rodziców pod choinkę. Tak się zachwyciła, że... zniknęła. Miały być rodzinne święta w Los Angeles, a dwa dni nie było gospodyni, bo czytała Ziarno prawdy. Pisarz śmiał się, kiedy Borys mu o tym opowiedział. Magda tłumaczy: „Jestem filologiem polskim, dużo czytam, literatura jest moim naturalnym światem. Jedną z wielkich przyjemności jest dla mnie opowiadanie innym ludziom książek i filmów. Uwielbiam to! Jak czytam, to od razu sobie wyobrażam, że będę mogła komuś to opowiedzieć. Tym kimś najczęściej jest najbliższy mi człowiek, czyli Borys. Po lekturze Ciemno, prawie noc zaczęłam mu opowiadać z takimi szczegółami, że nie wytrzymał i powiedział: „Przestań mówić, dawaj tę książkę”.
O tym jak się żyje na co dzień z filmowcem Borys i Magda Lankosz szczerze opowiadają Beacie Nowickiej.
Borys: Opowiem Pani o moim, chyba najważniejszym, doświadczeniu. Po dwóch latach nasz kontrakt się kończył, a Polsce otwierał mi się kolejny film, „Ziarno prawdy”. Decyzja: wracamy. Domy w Kalifornii są puste, wynajmując je trzeba kupić swoje meble, sprzęty, wszystko. Postanowiliśmy kupione tam rzeczy przerzucić statkiem przez Ocean w kontenerze, jako tzw. mienie przesiedleńcze. Dzień przed wyjazdem przyjechała ekipa przeprowadzkowa dowodzona przez człowieka imieniem Mojżesz - bardzo mi się podobało, że Mojżesz nas przerzuca przez ocean, to dawało poczucie bezpieczeństwa. Zabrali wszystko. To było niesłychanie surrealistyczne doświadczenie, bo ten dom, który przez dwa lata stworzyliśmy i który świetnie funkcjonował, ponownie zamienił się w puste ściany. Nie było nic: wykładziny, białe ściany i my. Znajomi pożyczyli nam śpiwory i materace, żebyśmy mieli na czym się przespać. W nocy Antek puka do naszej sypialni, otwieram drzwi, a on stoi w progu, trzyma z tyłu swój materac i pyta: „Mogę spać z wami?”. Wszedł, przysunął swój materac do nas i zasnął. W pokoju, na ziemi spędziliśmy w trójkę ostatnią noc i wtedy zrozumiałem, że tu jest dom. Tak bardzo wyraźnie, wręcz fizycznie poczułem, że dom to nasza trójka. Można zabrać wszystko, dookoła może być pusto, bo dom tworzy coś innego. Bardzo mocne, formułujące przeżycie.
Wzruszyłam się
Borys: Bo to było wzruszające.
Co Pana najbardziej zżera, kiedy kręci Pan film?
Borys: Nic, tak naprawdę. To jest rodzaj ogromnej koncentracji, czuję się pochłonięty totalnie. Taka wampiryczna relacja, film wysysa ze mnie wszystko. Natomiast zawsze podskórnie czujesz czy jest dobrze czy źle. Na planie „Ciemno, prawie noc” było dobrze, to nie miałam takiego stresu: o Boże, co to będzie. Ten film ma trochę konstrukcję jak „Rękopis znaleziony w Saragossie” Hasa albo chińskie pudełko, jest opowieść w opowieści. Robiłem go w trzech setach, bo historia obejmuje trzy różne pory roku, i to było bardzo dziwne. Pamiętam, że jak wróciłem na wiosenne zdjęcia, przez pierwsze kilka dni byłem w szoku, bo pracowała kompletnie inna obsada, była inna epoka. Miałem wrażenie, że to jest zupełnie inny film.
Pan wyjeżdża na zdjęcia, Pani zostaje w domu. Co jest trudniejsze wyjazdy czy powroty?
Magda: Mogłam pojechać na plan i siedzieć z Borysem, ale mamy dziecko, mamy psa, ktoś musi zostać i zajmować się domem. Poza tym ja wtedy przygotowywałam kolejny film Borysa, „Kobro/ Strzemiński. Opowieść fantastyczna”, którego byłam producentką. Myślę, że w relacji z filmowcem najtrudniejsze jest znalezienie balansu w emocjach, jak sobie radzić z nieustającym wyjeżdżaniem i wracaniem. Kiedy Borys pierwszy raz wyjechał, zniknął na miesiąc. Wtedy trzeba sobie wytłumaczyć, że wcale tak bardzo nie potrzebujemy tej drugiej osoby, żeby nie wydzwaniać, nie pisać. A przecież prawda jest taka, że bardzo się potrzebuje i to jest niebezpieczna gra z samym sobą, ze swoimi emocjami.
Borys: Czasami jest tak, że ja pracuję nocą, a w dzień śpię. Albo wracam tak zmęczony, że nie kontaktuję, jestem jak zombie
Magda: A ja tęsknię, kocham, a potem nienawidzę, bo on się nie odzywa się dwanaście godzin. Trzeba naprawdę ogromnego wysiłku, żeby nad tym zapanować, żeby on włączając w końcu swój telefon czy wychodząc po zdjęciach z podziemi, gdzie nie było zasięgu nie dostawał na raz 50 smsów, które wskazują na to, że jego żona cierpi na idącą szybkimi fazami chorobę dwubiegunową (śmiech). Musiałam się tego oduczyć, musiałam sobie wytłumaczyć, że jestem w stanie zorganizować sobie życie, w którym jest też miejsce na to, że Borysa czasami nie ma. Kiedy sobie poradziłam z jego nieobecnością, pojawił się problem z powrotami.
Borys: No właśnie chciałem, żebyś o tym powiedziała, bo dopiero Magda mi to uświadomiła. Jaka jest cena tego wszystkiego.
Któryś z reżyserów powiedział mi, że robienie filmów jest rodzajem medytacji. Nie rejestrujesz faktów poza filmowych.
Magda: Kiedy Borys spełnia się na planie, ja robię coś tak zwyczajnego jak księgowość naszej firmy, albo zakupy w warzywniaku czy spacer z psem. Banały. On wspina się po górach, penetruje jakieś zamknięte kopalnie, ja ślęczę nad tabelkami Excela, a moją najbardziej ekstremalną emocją jest atak szału, że pies po raz czwarty w tym tygodniu zjada kanapę. Kiedy w końcu mąż wraca, ja jestem uzbrojona, bo uzbroiłam się, żeby przeżyć ten miesiąc bez niego. Cieszę się, ale jestem trochę najeżona. Czekam z kolacją, winem i świeczkami, cała zadowolona, a po pięciu minutach wybucham, że go nie znoszę i może sobie wracać z powrotem na ten plan.
Borys: To są najgorsze momenty, bo ja wracam w specyficznym stanie. Przede wszystkim to jest szok fizyczny, potworne zmęczenie. Takie uczucie, jakbym siedem razy w tygodniu miał jet lag, bo raz kręcisz w dzień, raz w nocy. Wracam i się przewracam, wypijam lampkę wina i zasypiam, tak niska jest odporność. Poza tym przez miesiąc rzeczywistość bardzo mi ulega, rzeczywistość robi dokładnie to, co ja jej każę. To jest bardzo prowokujące, jest w tym rodzaj dyktatu, zresztą na tym polega ta praca, jeśli ma mieć sens. Ale kiedy wracasz do domu, nie możesz być dalej dyktatorem, bo jesteś tatą, jesteś mężem, zaczyna się zupełnie inna bajka. Przyznam, że dopiero teraz jakoś sobie z tym radzę, bo przy „Ziarnie prawdy” jeszcze tego nie umiałem. Zachowywałem się jak buc. Na szczęście Magda umie do mnie przemówić, wychowuje mnie.
Brzmi pozytywnie, daje nadzieję na przyszłość.
Magda: O matko! Wcale nie wychowuję! Walczę o równe prawa i demokrację w naszym domu! Właśnie pracujemy nad serialem, kryminalnym, którego akcja dzieje się przed wojną. Ogromna kostiumowa produkcja. Póki, co wszystko wskazuje na to, że zdjęcia będą w całości daleko od Warszawy. Czeka nas sto dni rozłąki, tego jeszcze nie ćwiczyliśmy (śmiech).
1 z 6
2 z 6
3 z 6
4 z 6
5 z 6
6 z 6