Reklama

Sukces budowała własnymi rękami. Intuicyjnie, bez sztabu doradców. Influencerka, ikona stylu, bizneswoman. Julia Kuczyńska „Maffashion” zaczynała jako blogerka. Stworzyła markę, która podbiła serca użytkowników. ,,Mam oszczędności, zainwestowałam pieniądze w nieruchomości. Od ośmiu lat mam udziały w dobrze prosperującej firmie. Z Laną Nguyen założyłyśmy markę modową Eppram", mówiła nam. Jak wyglądały początki Julii Kuczyńskiej? Czy ma receptę na sukces? O tym gwiazda opowiedziała w nowym wywiadzie VIVY! Barbarze Łubko.

Reklama

Blogować zaczęłaś w 2009 roku, Twoja kariera trwa już 12 lat! Wtedy zostanie blogerem to nie był pierwszy wybór młodych ludzi. O influencerach nikt nie słyszał, Instagram nie istniał…

W rodzinnym domu wcześnie mieliśmy komputer. Jedni z pierwszych na osiedlu (śmiech). Rozwijał się internet, pojawiały się nowe strony. Wciągnęły mnie piękne zdjęcia, inspiracje i sesje modowe. To był mój konik. Kręciła mnie fotografia i grafika komputerowa. Po liceum podjęłam pracę w agencji reklamowej, gdzie robiłam gazetki rtv i agd, ale też zaproszenia i plakaty.

Jeszcze w Złotowie, z którego pochodzisz?

Tak, w moim rodzinnym mieście. W międzyczasie zaczęłam studia, które dały mi na to papier.

Rodzice przychylili się do tego wyboru?

Myśleli, że pójdę do szkoły plastycznej, ale ja wybrałam grafikę. Nic mi nie blokowali ani do niczego nie zmuszali. Nie było też tak, że mi pomagali, sponsorowali to, co chciałam robić. Często miałam słomiany zapał, więc pewnie nie było warto (śmiech). Za to pozwalali mi próbować, sparzyć się i jestem im za to wdzięczna. W Poznaniu studiowałam zaocznie, pieniędzmi z pracy mogłam opłacić studia, bo to była szkoła prywatna. Choć to wcale nie oznacza, że było łatwo.

Zobacz też: Maffashion o wychowaniu synka: „Sebastian dałby mu cały świat, wszystko na tacy”

Jak wpadłaś na pomysł bloga?

Oglądałam w sieci bardzo dużo zdjęć. Zaczęłam też publikować swoje na zagranicznych portalach, między innymi na Lookbook.nu, dzięki któremu wypłynęła Chiara Ferragni – chyba najbardziej znana blogerka na świecie. Tam znajdowałam dziewczyny, które prowadziły blogi i tak to się potoczyło. Na początku robiłam zdjęcia reportażowe i stricte stylizacyjne. Wtedy dodawanie zdjęć stylizacji z opisem, skąd pochodzą te ubrania i dodatki, dla niektórych było ekshibicjonizmem. Pojawiały się pytania, po co my to właściwie robimy. Mnóstwo ludzi uważało, że jesteśmy dziewczynkami z bogatych domów, które tylko kupują ciuszki, a powinny zająć się czymś pożytecznym. Kiedy przeprowadziłam się do Warszawy, nasłuchałam się na swój temat niewybrednych słów. Ale my, blogerki, lubiłyśmy to, co robiłyśmy. W Polsce to była wąska grupa dziewczyn. Naprawdę dobrze się bawiłyśmy, a potem zaczęło się to przeradzać w coraz to poważniejsze zajęcie. I, tak jak ja, wiele dziewczyn wraz z rozwojem branży i social mediów zrobiło z tego biznes.

Mateusz Stankiewcz/SameSame

Kreowałaś świat influencerów?

Ja i moje koleżanki po fachu byłyśmy królikami doświadczalnymi. Nie chcę używać górnolotnych słów, że byłyśmy pionierkami, że wyznaczałyśmy trendy, ale faktycznie na podstawie tego, co robiłyśmy – nie tylko w Polsce, ale przede wszystkim dziewczyny za granicą – kreowałyśmy ten świat. Pewnie po części także i to, jak obecnie wygląda Instagram.

Twoi obserwatorzy dorastali razem z Tobą? Wiele influencerek z Twojego pokolenia ma już rodziny, inne problemy i zainteresowania niż kiedyś, a grono ich fanów ciągle rośnie. Chiara Ferragni ma dwójkę dzieci…

U mnie grupa docelowa rośnie razem ze mną i młodych osób mam coraz mniejszy odsetek. Nie śledzą mnie 12-latki. Moi odbiorcy to osoby głównie powyżej 25. roku życia. A Chiara Ferragni to już brand. Ma swoją markę. To kobieta torpeda. Niesamowite jest to, co uczyniła z biznesu, jakim był jej blog. Na ten sukces od dawna pracuje sztab ludzi. Było tak w czasach, kiedy u nas dziewczyny w dalszym ciągu robiły wszystko same – z jednym fotografem. Pamiętam stare filmiki z wyjazdów Chiary na tygodnie mody. Wozili ją dwoma samochodami. W jednym jechały jej stylizacje, asystenci, fotograf, makijażysta itd., w drugim inni ludzie i ona.

Zobacz też: Julia Kuczyńska o macierzyństwie: „Mnie synek przyniósł szczęście i spełnienie, poczucie sensu w życiu”

Chiara zbudowała potężną markę modową. Ty pod koniec 2019 ruszyłaś z Eppram i odniosłaś sukces. Jednak długo nie ujawniłaś, że to Ty stoisz za tym projektem. To była strategia?

Trochę tak, a trochę badanie rynku. Przywykłam do tego, że kiedy coś robię, sam fakt, że jest to zrobione przeze mnie, sprawia, że jedni odbierają to świetnie, a inni podchodzą do tego z wyskoku sceptycznie. Chciałam, żeby ludzie nosili Eppram, nawet nie wiedząc, że to moje ubrania. Wierzyłam, że te rzeczy są super, że kampania nam wyszła świetnie i że wszystko jest profesjonalnie przygotowane. Lana się ze mną początkowo kłóciła i cały czas chciała skracać ten etap „tajemnicy”. Wiedziałam, że kiedy powiem, że to my stoimy za Eppram, napiszą o tym media. Automatycznie przybędzie dużo followersów, sprzedaż super ruszy. Ale jednak ten element, że ludzie nie wiedzą, był kręcący.

Wasze ubrania zaczęły nosić światowej sławy gwiazdy. Jak to się udało?

Na takie efekty składa się praca całego zespołu. Decyduje też sama jakość i wygląd ubrań. Ludzie mówią, że wystarczy komuś zapłacić i założy. Nie mam takich pieniędzy, żeby móc zapłacić Kourtney Kardashian za noszenie moich ubrań w ramach kontraktu. To są ogromne kwoty. Inaczej jest, jeżeli po prostu dzieje się coś w klimacie „nic na siłę” i tego kalibru gwiazda, celebrytka, założy coś, bo po ludzku chce i podoba jej się dana rzecz.

Reklama

Cały wywiad z Julią Kuczyńską w nowej VIVIE! Magazyn dostępny w sprzedaży od 9 września

Mateusz Stankiewcz/SameSame
Reklama
Reklama
Reklama