Reklama

Na początku grudnia skończy 30 lat. Ale już teraz jest uznawany za jednego z najzdolniejszych aktorów młodego pokolenia. Maciej Musiałowski dał się poznać widzom w takich produkcjach, jak „Sala samobójców. Hejter”, „Chrzciny” czy „Kryptonim Polska”. Zawsze perfekcyjny, świetnie przygotowany, przyciągający uwagę. A prywatnie? Ma niewyczerpane pokłady energii. Spełnia marzenia bez mrugnięcia okiem. I nie boi się poruszać tematów tabu. Aktor w niezwykle szczerej rozmowie z Wiktorem Krajewskim dla „VIVY!” opowiada o pasji, gorszych chwilach i miłości do siebie...

Reklama

Maciej Musiałowski o marzeniach, terapii i miłości do siebie

Wiktor Krajewski: Zgodzisz się ze mną, że marzenia powiązane są ściśle z wyrzeczeniami? Bo przecież, żeby zdobyć jedno, trzeba poświęcić czasem drugie…

Maciej Musiałowski: Za każdym naszym pragnieniem idzie wyrzeczenie, bo nie da się w życiu – niestety! – mieć wszystkiego. Czasem trzeba wybierać. Rok ma tylko 365 dni, doba ma tylko 24 godziny, a ja mam określone siły i energię, których nie starczy, żeby zrealizować wszystko. Mimo to staram się nie odkładać marzeń na „kiedyś”, bo nigdy nie wiesz, jak potoczy się twoje życie i czy to „kiedyś” w ogóle nastąpi. Najważniejsze jest próbować, bo nieraz można się miło rozczarować. Życie lubi zaskakiwać i prowadzić nas w rewiry, o których nie mieliśmy pojęcia. Wiem jedno: trzeba marzyć jak najwięcej i kochać siebie.

A Ty kochasz siebie miłością bezwzględną?

Kocham, ale moja miłość do samego siebie nie jest miłością bezwzględną czy wręcz narcystyczną. Jestem dość surowym własnym krytykiem i mam całą listę rzeczy, cech, zachowań, które chciałbym w sobie zmienić. Pracę nad sobą przyrównałbym do pracy w ogrodzie. Lista rzeczy do zrobienia nigdy się nie kończy i choć pozornie wydaje nam się, że odhaczyliśmy już wszystko, okazuje się, że niestety nie, że jest jeszcze cała masa roboty do wykonania. Kocham siebie za to, jaką osobą jestem, że przeżyłem wiele zarówno ciężkich, jak i szczęśliwych chwil, ale…

Niespodziewanie przychodzą chwile, gdy rugasz sam siebie?

Jeśli przychodzą, to pracuję nad tym, aby jak najszybciej odeszły. Rzadko kiedy, gdy schodzę ze sceny po koncercie, jestem zadowolony z tego, jak wypadłem przed publicznością, mimo że daję z siebie wszystko. Zawsze znajdę element, nad którym chciałbym popracować. Wiesz, moje emocje nie kończą się wraz z zejściem ze sceny. Często pojawia się we mnie gorycz i chęć, żeby rozpłakać się z przejęcia, które zrodziło się we mnie w trakcie występu. Bliskie mi osoby zauważyły prawidłowość, że na scenie, gdy na niej stoję, emanuje ze mnie tyle szczęścia, ludzie przeżywają razem ze mną tę piękną chwilę, a gdy się to kończy, jestem wyzuty z endorfin, jakbym oddał je tym, którzy stali przede mną, i nie zostawił ani krztyny dla siebie.

Czytaj także: Maciej Musiałowski: „Marzenie o zamku jako miejscu zamieszkania towarzyszyło mi od dzieciństwa”

Dorota Szulc

Maciej Musiałowski na terenie swojej posiadłości na Dolnym Śląsku, sesja dla „VIVY!”, wrzesień 2023 roku

Bez ogródek przyznajesz, że masz za sobą terapię. Nie odrobiłeś na niej jeszcze lekcji bycia dla siebie czułym przewodnikiem?

Jest coraz lepiej, ale mam świadomość, że czeka mnie jeszcze kawał pracy nad sobą. Chciałbym przestać być swoim wewnętrznym, niezwykle surowym krytykiem i czasem spojrzeć na siebie w łaskawszy sposób, z większą empatią.

Idolatria własna Ci nie grozi?

Absolutnie. Nie dopuszczę do sytuacji, żebym popadł w samozachwyt. Całe szczęście wokół mnie są osoby, które potrafią powiedzieć mi, co było dobre, a co złe i nad czym warto byłoby się jeszcze pochylić, żeby osiągnąć stan bliski perfekcji. I bardzo to cenię, że nie jestem tylko głaskany po głowie, że nie słyszę wyłącznie pozytywnych opinii. Moja mama, malarka, też nas tak wychowywała. Gdy moje rodzeństwo i ja rysowaliśmy, nie szczędziła komplementów, ale zdarzały się chwile, gdy zwracała nam uwagę, że coś warto poprawić, dopracować. Prowadziła z nami artystyczne dyskusje i wskazywała na rzeczy, które sprawiały, że stawaliśmy się bardziej świadomi artystycznie.

Macieju, moja diagnoza brzmi: jesteś osobą, która gotowa jest do wszelkich życiowych wyrzeczeń.

Nie nazwałbym tego wyrzeczeniami, tylko wyborami, których w życiu dokonujemy całą masę. Rzeczywistość, na którą zdecydowałem się obecnie, jest pełna wyborów, których muszę dokonywać. Niektóre z nich są łatwiejsze, niektóre wręcz przeciwnie, ale staram się podejmować najlepsze decyzje z możliwych. Dopiero z czasem okazuje się, czy były słuszne, czy popełniłem błąd. Ale błędów przecież nie da się uniknąć i nawet nie chciałbym płynąć wyłącznie z prądem, bo nie wynosiłbym żadnych życiowych lekcji.

Czytaj także: Elżbieta Romanowska o hejcie: „Pisano, że jestem kobietą bez honoru, bo powinnam odmówić”

Na zdjęciu głównym Maciej Musiałowski pozuje w kardiganie i szalu Marni /Vitkac

Pełny wywiad w nowym wydaniu dwutygodnika „VIVA!”. Magazyn jest dostępny na rynku w całej Polsce od czwartku 28 września

Dorota Szulc

Maciej Musiałowski z kotem na terenie posiadłości na Dolnym Śląsku, sesja dla „VIVY!”, wrzesień 2023 roku

Dorota Szulc

Reklama

Maciej Musiałowski przy fortepianie w swoim zamku na Dolnym Śląsku, sesja dla „VIVY!”, wrzesień 2023 roku

Dorota Szulc
Reklama
Reklama
Reklama