Czym zajmuje się teraz Lara Gessler, jak dba o swoje biznesy, co jej się podoba w życiu w odosobnieniu? Restauratorka Lara Gessler opowiada Krystynie Pytlakowskiej.

Reklama

Podobno jesteś na Mazurach. Myślisz, że tam jest bezpieczniej?

Na pewno jest zdrowiej. W Warszawie atmosfera jest teraz ciężka. Wszyscy patrzą na siebie spod byka. Tu jest inaczej, bo raczej nikogo nie spotykasz. Przy rozpalonej kozie chimeryczna pogoda też nie działa na Ciebie tak, jak w mieście. Możemy pójść na spacer bez martwienia się, czy akurat połowa stolicy wpadła na ten sam pomysł. Tu wychodzimy na dwie godziny i poza łosiem czy panem na traktorze w oddali nie spotkamy nikogo.

Można uciec od epidemii?

Naszym zadaniem, i w tej chwili społecznym obowiązkiem, nie jest od niej uciec czy ją negować, tylko zdać sobie sprawę z konsekwencji naszego potencjalnego nieodpowiedzialnego działania. Nie wolno zapominać o tym, co się dzieje. Należy cały czas się pilnować, przestrzegać zaleceń. To jest całe nasze zadanie. Siedzieć w domu, myć ręce, wychodzić tak mało, jak to tylko możliwe. Oczywiście wielu osobom - szczególnie młodym - włącza się teraz tryb nieśmiertelności, bo oni nie są w grupie ryzyka, bo idzie wiosna, bo nie chcą siedzieć z rodzicami w domu...

Bardzo im współczuję, w wielu wypadkach to jest bardzo trudne, również ze względu na sytuację rodzinną. Wszystko trzeba jednak potraktować z odrobiną empatii i wyobraźni. Im luźniej będziemy traktować zalecenia i właśnie „uciekać od epidemii”, tym dłużej to wszystko nam zajmie. Teraz sądzę, że jeśli się zmobilizujemy, mamy szansę wrócić do względnej normalności w czerwcu.

Boisz się epidemii?

Boję się tylko ludzkiej lekkomyślności.

Zobacz także

Jak się chronisz? Twoja mama podobno radzi jeść dużo cebuli...

Podchodzę do tego inaczej. Jeśli to, co mówią naukowcy jest faktem, i osiemdziesiąt procent populacji musi przejść przez ten wirus, żeby się na niego uodpornić - może część z nas już go przeszła i nawet o tym nie wie. Bez wątpienia trzeba wzmacniać swoją odporność, żeby organizm poradził sobie jak najlepiej z infekcją. Zdrowo się odżywiać, ćwiczyć, wysypiać się, redukować stres.

Koronawirus to nie tylko kryzys zdrowotny, ale i ekonomiczny. Dotknie on restauratorów?

Już dotknął. To walka o przetrwanie. Kwoty, jakie w tej chwili restauracje zarabiają na daniach na wynos, to dziesięć procent ich normalnych dochodów, a czasami nawet nie tyle. Miejsca, które oferują jedzenie codzienne, mają szansę sobie takimi „wynosami” trochę pomóc. Jednak lokale z nowoczesną kuchnią musiały się w większości zamknąć, bo ich oferta to doświadczenie bycia w restauracji, podania dań, kuchni konceptualnej. Nie dostaniesz do domu testowego menu złożonego z 15 dań, każde w innym opakowaniu, bo to absurd.

Kolejnymi poszkodowanymi są właściciele barów, którzy zarabiają na sprzedawaniu wspólnie spędzanego czasu przy alkoholu i ewentualnie przekąskach do niego. Oni nie mają jak robić „wynosów”, bo dziś każdy piwo kupuje sobie w sklepie i z nikim się raczej nie widuje. Te biznesy po prostu musiały się zamknąć. Cały czas muszą jednak płacić składki ZUS i wynagrodzenia, nie mówiąc o czynszu.

Próbowałam zamówić jedzenie przez internet, ale nie ma mocy przerobowych.

Ja nie mam z tym żadnego problemu. Zarówno zakupy spożywcze z biosklepów, jak i inne zakupy internetowe docierają do mnie bardzo szybko. Mimo że jestem na Mazurach. Kilka sklepów ma okrojony asortyment lub uprzedzają o dłuższym terminie realizacji. Klęska urodzaju dotknęła supermarkety, które funkcjonują online. Uważam, że to idealny moment, żeby docenić mniejsze sklepy w sieci i wesprzeć je, zamiast korzystać z zagranicznych gigantów.

Uważasz, że można się przestawić na kontakty wirtualne?

Nie można zaniedbywać relacji tylko przez to, że nie można się z kimś spotkać. Opcja rozmów przez kamerki internetowe - Skype, Zoom, FaceTime - teraz kwitnie i to bardzo dobrze. Myśle, że przedefiniujemy wiele relacji. Będziemy się kontaktować z tymi, których naprawdę nam brakuje a nie z tymi, z którymi dobrze się imprezuje, ale w sumie nie gadaliśmy od przeszło roku. Po tym odosobnieniu relacje, które pozostaną, będą głębsze, a inne zupełnie się rozpadną. To taka higieniczna czystka relacyjna, z której się cieszę.

Czym się teraz zajmujesz? Masz chyba więcej czasu?

Nie do końca. Robię to, co i tak musiałabym zrobić. Piszę książkę, na którą nigdy nie starczało czasu, piszę i testuję przepisy, zdalnie kieruję biznesem. Odpadły warsztaty i wyjścia, których sporo było zaplanowanych. Właśnie miałam otwierać moją Pracownię Kulinarną i musieliśmy to przesunąć. Ale naprawdę nie mamy na co narzekać. Narzuciliśmy sobie rytm dnia codziennego.

Po śniadaniu pracujemy, potem idziemy na spacer, jemy obiad i mamy czas na inne, bardziej twórcze działania. Szlifujemy hiszpański, lepimy z gliny, czytamy, Piotr gra na gitarze, ja właśnie nauczyłam się robić na drutach. Spędzamy sporo czasu na łonie natury. Tak naprawdę testujemy nasze wyobrażenia o życiu na wsi. To był wspaniały ruch, żeby wyjechać z miasta na ten czas.

To bardzo pożyteczne, co robisz. Co doradziłabyś innym? Nie każdy przecież dobrze znosi izolację.

Doradzam wszystkim, żeby otworzyli się na nowe umiejętności. Nie ograniczali się tylko do nadrabiania zaległości serialowych, ale też nauczyli się czegoś. Myślę, że każdy z nas miał wiele pomysłów, czego chciałby jeszcze spróbować. Nie będzie lepszego momentu. Tym bardziej, jeśli jesteś na małej przestrzeni w kilka osób, znajdź sobie coś, co cię cieszy, pochłania i sprawia, że spędzisz trochę czasu z samym sobą. Dzięki temu można się wiele dowiedzieć o sobie, a dodatkowo czas szybciej płynie.

Lara Gessler spędza nas na Mazurach z ukochanym, Piotrem:

East News
Reklama

Córka Magdy Gessler apeluje o zachowanie w tym trudnym czasie rozsądku:

Reklama
Reklama
Reklama