Krzysztof Krawczyk: „Uratowali mnie Chrystus i żona”. Legendarny muzyk kończy dziś 71 lat
- OF, AL
1 z 8
Krzysztof Krawczyk to niekwestionowana legenda polskiej muzyki rozrywkowej. "Znamy się tylko z widzenia", "Parostatek", "Mój przyjacielu", "Trudno tak"... to utwory znane wszystkim. Popularność Krzysztofa Krawczyka dawno wyznaczyły już koncerty poza granicami kraju, niezliczone nagrody i wyróżnienia. Nie ma gatunku muzycznego, w który się nie sprawdził, zaczynając od popu, rock and rolla, bluesa, swingu kończąc na muzyce country i kolędach. Swoją muzyczną karierę rozpoczął w szeregach zespołu "Trubadurzy", z którym przez 10 lat tworzył polski bigbit. Od 1974 r. podbijał serca fanek już solo.
Legendarny muzyk kończy dziś 71 lat. Z tej okazji przypominamy fragmenty wywiadów, których udzielił VIVIE! w 2008 i 2002 roku oraz zdjęcia z dwóch niezwykłych sesji zdjęciowych . W wywiadach podkreślał, że życie gwiazdy i bycie non stop "na walizkach", nie wpływało pozytywnie na jego życie osobiste. Piosenkarz nie ukrywał też, że nigdy nie był pokorny i grzeczny i z życia czerpał pełnymi garściami. Nie popadł w nałogi dzięki wierze w Boga i ukochanej żonie. - Gdybym nie pokochał Ewy, nie wiem, jak by to było. A teraz czuję, że jestem na swoim miejscu, a miłość jest moim adwokatem. I to nie tylko do Ewy, lecz do ludzi w ogóle. Za zmarnowanie daru miłości powinno się iść do piekła - zdradził w rozmowie z Krystyną Pytlakowską. Życzymy mu żeby miłość i wiara zawsze mu towarzyszyły.
– Masz imponujący dorobek.
Krzysztof Krawczyk: Lata muzyki i hartowania się stali. Niejeden krzyż mnie spotkał. Babcia uczyła nas, dzieci, takiej modlitwy: „Krzyż za nami, krzyż przed nami, Panie Jezu, zaśnij z nami”. Zrozumiałem potem, że krzyż przed nami jest tym, co jeszcze przecierpimy. A za nami to, co już przecierpieliśmy.
– Cierpienie nas uczy i wychowuje?
Krzysztof Krawczyk: Kształtuje. Zaczyna się zwracać uwagę na cierpienie innych. Zawsze byłem wrażliwy na to, co czują inni, ale nie zdawałem sobie sprawy z tego, że ja też ranię.
– Najbardziej rani zdrada?
Krzysztof Krawczyk: Kiedyś myślałem, że poligamia to tak normalne jak zjedzenie tortu. Stanowiłem łakomy kąsek dla kobiet, które zawsze mnie jakoś wypatrzyły i upolowały. Jeszcze jedna używka poza ciepłą wódką, która istniała przed coca-colą. A kobietom zawsze się podobałem, od pierwszego razu.
Krzysztof Krawczyk z żoną, Ewą w VIVIE! w 2008 roku.
– Będziesz pracował do końca?
Krzysztof Krawczyk: Chciałbym umrzeć na scenie. Czasem opowiadam anegdotę: Śni mi się chór dla Wszechmogącego. Pytam: „Gdzie Presley?”. „Śpiewa w pierwszym rzędzie”. „A Kiepura, Fogg, Niemen, Grechuta, Klenczon, Agnieszka Osiecka, która pisze im teksty, Ania Jantar?”. „Wszyscy są”. „Ja też będę wśród nich?”, pytam. „Jest jedna trudność”, odpowiada anioł. „Jaka?”. „Jutro jest próba generalna”.
– Gdybyś dostał drugie życie, pokierowałbyś nim tak samo?
Krzysztof Krawczyk: Gdybym miał to doświadczenie, które teraz mam? Każdy by coś w życiu zmienił. Mam wspaniałą kobietę. To mogę powiedzieć z czystym sumieniem. A obydwie poprzednie? Pierwsza – Grażyna, była miłością szkolną. Druga – Halina Żytkowiak, śpiewała z nami – mam z nią syna. Obydwa małżeństwa były bardzo spokojne. Jedynym problemem była moja poligamia w pierwszym związku, a w drugim ja zostałem zdradzony. I poczułem, co przeżywa kobieta mająca poligamicznego męża. Jeśli nie ma wierności, to to zabija małżeństwo. Teraz jestem monogamistą stuprocentowym.
Co jeszcze powiedział o swoich pasjach, miłościach i trudnych relacjach z synem? Zapraszamy do przeczytania fragmentów wywiadów w naszej galerii!
Polecamy też: Michał Bajor wyznaje w najnowszej "Vivie!": "Ja już się w życiu wykochałem”
2 z 8
– Narkotyki też brałeś? Morfinę?
Krzysztof Krawczyk: Morfiny nigdy, bo wiedziałem, że po pierwszym zastrzyku będę uzależniony. Podobnie jak heroiny, o której wiedziałem, że to straszliwy morderca. Po rozstaniu z drugą żoną wpadłem w straszną depresję. Mój opiekun wynajął mi pokój u hipisów. Oni codziennie coś brali, palili trawkę, pili. Ale ja nigdy nie zostałem ani ćpunem, ani alkoholikiem.
– Ale właśnie niedawno napisano o Tobie: ćpun i alkoholik.
Krzysztof Krawczyk: Artykuł był dobry i prawdziwy, tylko ten tytuł… Powiedziałem tam, że uratowali mnie Chrystus i żona – zesłana przez niebo. Oświadczyła: „Ja będę twoją lekomanią”. I jest nią do dziś.
– Scena to narkotyk?
Krzysztof Krawczyk: Nie potrzebuję żadnych innych. Na scenie mam wszystko: endorfiny, adrenalinę, serotoninę. Nie umiałbym chyba żyć.
– Życie składa się z różnych etapów. Każdy etap to konsekwencja poprzedniego. Czujesz te prawidłowości?
Krzysztof Krawczyk: Czuję bardzo logiczny plan Wszechmocnego. Gdyby ojciec nie umarł, być może byłbym wirtuozem fortepianowym.
Polecamy też: „Od dziecka czułam, że moje życie nie będzie zwykłe”. Beata Kozidrak w bardzo zmysłowej sesji!
Polecamy też: Michał Bajor wyznaje w najnowszej "Vivie!": "Ja już się w życiu wykochałem”
3 z 8
Jak to jest być 45 lat na scenie, w świetle jupiterów?
Krzysztof Krawczyk: Nie wyciągam z tego faktu żadnych prawidłowości. Tylko Bóg i Chrystus wiedzą wszystko. Życie nie jest splotem przypadków. Nie ma żadnego wydarzenia bez konsekwencji. Nie ma edukacji bez lekcji.
– Myślisz, że wszystko, co się działo i dzieje, to jedna wielka lekcja?
Krzysztof Krawczyk: Bóg zabrał mi ojca, gdy miałem 16 lat. Dlaczego? Żebym stał się mężczyzną. Wtedy straciłem wiarę na ponad 20 lat. Czemu? Żeby ją odzyskać i wierzyć żarliwiej. Kiedy ojciec umarł, poszedłem do pracy. Musiałem przejąć rolę głowy rodziny, bo matka była załamana. Miała 1200 złotych renty i dwoje dzieci – mnie i młodszego brata. Odebrałem wtedy swoje razy od życia właśnie po to, żebym stał się twardszy. Kilka razy mogła spotkać mnie śmierć i nie byłoby tego 45-lecia.
– Mówisz o wypadku w 1988 roku?
Krzysztof Krawczyk: Nie tylko. Raz myślałem, że jestem w piekle. Leciałem samolotem, a obok pioruny, gromy z jasnego nieba. Byliśmy wtedy nad Górami Skalistymi.
– Bałeś się?
Krzysztof Krawczyk: Nie, bo pomyślałem, że i tak będzie, co ma być. Później mogłem zginąć w wypadku samochodowym. Przeżyłem. Mogłem pójść w lekomanię. Ale spotkałem Ewę, która mnie uratowała, wyciągnęła z tego.
Polecamy też: Kasia Kowalska: "Nie chcę żeby widziały mamę pijaną na kanapie". Jak zmieniła się dla dzieci?
4 z 8
– Ponosiłeś także porażki.
Krzysztof Krawczyk: Wszystkie były dla mnie edukujące. Ale gdy czytam o sobie teksty pełne bezczelności, porusza mnie to bardzo. Że na przykład nie kocham wnuka albo syna. Jak można nie kochać syna i wnuka?
– Jak serial pod tytułem „syn”?
Krzysztof Krawczyk: Nie zaprzeczam – byłem i jestem komiwojażerem jeżdżącym od miasta do miasta. Tatuś jest na zdjęciu, ale nie na co dzień. Wiem, że Krzysztof cierpiał z tego powodu. Ale musiałem pracować.
(...)
– Planuje Pan przyszłość?
Krzysztof Krawczyk: Jestem marzycielem. Teraz marzę o tym, by wszystko w rodzinie było dobrze.
– Ma Pan dobre serce?
Krzysztof Krawczyk: Po prostu staram się kurczowo trzymać dobrych rzeczy. Bo zło, które się wyrządza, potem uderza w nas. Dlatego teraz modlę się, by nie uderzyło ono w mojego syna. Bo jeśli się komuś dobrze życzy, to dostaje się dziesięć razy tyle dobrego. Ale jeśli źle, to dziesięć razy złego. Być więc dobrym, to czysty interes „ubijany” z Bogiem.
5 z 8
– Co jest ważne?
Krzysztof Krawczyk: Miłość. Prawda. Zgoda z samym sobą. Bóg i wiara w niego.
– Mówi Pan „miłość”. A ja czytam wyznania Pańskiego syna, że nie był przez Pana kochany. Czy nie pojmuje Pan miłości zbyt jednostronnie?
Krzysztof Krawczyk: Jestem bardzo wzburzony tym, co przeczytałem. To tak, jakbym dostał nożem w‑plecy. Absolutnie na to nie zasłużyłem.
– Kocha Pan syna? Kontaktuje się Pan z nim?
Krzysztof Krawczyk: Oczywiście, że kocham – przecież to moje jedyne dziecko – i widuję się z nim wtedy, kiedy on na to pozwala. To dorosły mężczyzna, ma 30 lat. Ale ciągle chyba ma jeszcze żal o to, że rozstałem się z jego matką.
– Powiedział, że w dorosłym życiu widział się z Panem tylko raz.
Krzysztof Krawczyk: Wiele osób mogłoby się wypowiedzieć na ten temat, powiedzieć, jak było naprawdę. Na co bowiem zdadzą się moje zaprzeczenia? Ale skoro pani o to mnie pyta, muszę przypomnieć, że od 6‑roku życia był pod moją opieką. Potem zabrałem go ze sobą z Ameryki, doprowadziłem do tego, że zrobił polską maturę, bo miał tylko amerykańską. Mieszkaliśmy razem na Ursynowie. Już zapomniał? Musiał nauczyć się języka polskiego, bo znał o‑wiele lepiej angielski. Ale to zdolny chłopak. Szybko chwycił.
– Zawsze są dwie prawdy, Pana i jego.
Krzysztof Krawczyk: Nie, prawda jest tylko jedna. Ja pamiętam, jak często się widywaliśmy, jak mieliśmy dni ojca i syna i jak rozmawialiśmy podczas obiadów nawet o tym, że on nie akceptuje Ewy, mojej żony. Nie można żądać od nikogo tego rodzaju wyborów.
– Żądał?
Krzysztof Krawczyk: Nie. Prawda jest taka, że my nie akceptujemy związku, w jakim on pozostaje, a on naszego. Powiedzieliśmy to sobie prosto w oczy i jestem mu wdzięczny za szczerość, chociaż wolałbym inną sytuację – nie taką patową. Ale przecież to jego życie, jego decyzja, nie chcę się w to mieszać, nie wywieram żadnej presji.
6 z 8
Krzysztof Krawczyk: Mój areopag pokus jest wąski. I na pewno nie chodzi tu o kobiety. Ja lubię proste życie. Proste potrawy, meble. Niejeden się zdziwił: „Panie Krzysztofie, dlaczego nie mieszka Pan w rezydencji?”. A mnie mój domek wystarcza, i ogród, i basen. Mam też trochę luksusu, bo to inni kopią w moim ogrodzie. Lubię tu wracać z tej ambony, jaką jest koncert. A ja mam przed sobą kilka tysięcy ludzi, którzy biją mi brawo. Staram się śpiewać dla nich jak najlepiej.
– Miłość jest najważniejsza?
Krzysztof Krawczyk: Mnie uratowała życie. Gdybym nie pokochał Ewy, nie wiem, jak by to było. A teraz czuję, że jestem na swoim miejscu, a miłość jest moim adwokatem. I to nie tylko do Ewy, lecz do ludzi w ogóle. Za zmarnowanie daru miłości powinno się iść do piekła.
– Masz trochę cygańską duszę. Jak kochasz, to całym sobą?
Krzysztof Krawczyk: Masz rację – włóczę się po świecie jak Cygan, śpiewam jak Cygan. Odreagowuję przy gitarze jak Cygan. Tylko tańczyć jak oni nie potrafię. Kiedy w Ameryce miałem kłopot z opłaceniem rachunków, wystarczył telefon do przyjaciela Cygana i natychmiast zorganizował mi koncert wśród swoich, i zebrali w ciągu pół godziny cztery tysiące dolarów dla Krzysia. Takie rzeczy się pamięta... Chciałbym zacytować na koniec fragment „Hymnu o miłości” świętego Pawła. To kwintesencja mojego życia.
Polecamy też: "Prowadzę grzeszny żywot. Córka to jedyna kobieta, której jestem wierny". Spowiedź Borysa Szyca
7 z 8
– Adoptował Pan dzieci szwagierki, by poczuć się akceptowanym ojcem?
Krzysztof Krawczyk: Chcę złożyć prawnie tak zwane przyrzeczenie ojcostwa, by móc się nimi opiekować, także materialnie. To wartościowe dziewczynki. A także, by spłacić jakiś dług za te lata, kiedy mój syn był mnie pozbawiony. Za jego dzieciństwo bez ojca. Wiem, jakie to musiało dla niego być trudne. I z pewnością dotąd w nim tkwi zadra. Wiele bym dał, by móc odwrócić czas. Ale cóż, życie to próby i błędy. Rozstania. Grzechy młodości. A dzieci zwykle zostają z matkami. Ja to wszystko rozumiem. I modlę się o to, by on także zrozumiał.
– Co teraz?
Krzysztof Krawczyk: Synowi wybaczyłem. Najpierw popłakałem się, zwyczajnie, nie po męsku. A potem – dokładnie godzinę temu – zadzwoniłem i na jego sekretarce automatycznej zostawiłem nagranie, że mu wybaczam. Zapytałem jeszcze, dlaczego to mi robi. Dlaczego robi to nam?
– Wybaczyć komuś to wybaczyć przede wszystkim sobie?
Krzysztof Krawczyk: Nie mam co sobie wybaczać. Nie czuję się winny. Jestem ojcem, wiem, co znaczy być ojcem. Nie odwracam się od mojego syna i nigdy nie odwrócę. Ale skończmy ten bolesny temat. Mam skaczące ciśnienie. A‑ statnio mam wiele powodów do zdenerwowania. To jak jakiś diabelski ciąg.
8 z 8
– Chodzi Pan do psychoterapeuty?
Krzysztof Krawczyk: Nie. Moim psychoterapeutą jest mój spowiednik – zakonnik od ojców oblatów, z którym wiele rozmawiam, odkąd się nawróciłem i uwierzyłem żarliwie w Boga.
– Kiedyś Pan wątpił w jego istnienie?
Krzysztof Krawczyk: Gdy umarł mój ojciec, obraziłem się na Boga. Powiedziałem sobie, że go nie ma, skoro do tego dopuścił. A potem kierowała mną całkiem inna logika. Trubadurzy, koncerty, zarobki, płaszcze i szpady, panienki, alkohol.
– Narkotyki?
Krzysztof Krawczyk: Były, ale to już przeszłość. Później uzależniłem się od leków. To też wielki nałóg. Trudno było z niego wyjść, ale wyszedłem.
– Wtedy się Pan nawrócił?
Krzysztof Krawczyk: To stało się przedtem, jeszcze przed wypadkiem. Wszedłem przypadkiem do kościoła, nonszalancko, żując gumę. Wszedłem niewierzący, a wyszedłem z wiarą. Zobaczyłem, jak ludzie płaczą przy ołtarzu. Zacząłem więc studiować Biblię. I znalazłem w niej odpowiedzi na wszystkie moje wątpliwości. A najbardziej trafiło do mnie zdanie, że Bóg żyje w nas, a my żyjemy w Bogu. Wiem teraz, że wszystko, co robię, to dla Niego. Nie tylko dla siebie. Bo kiedyś zaniosę mu swoje dobre i złe uczynki. Zobaczymy, co przeważy.
Polecamy też: „Od dziecka czułam, że moje życie nie będzie zwykłe”. Beata Kozidrak w bardzo zmysłowej sesji!