Krystyna Mazurówna rozstała się z mężem i zaczęła od zera. "Zostawiłam mu na otarcie łez wielkie mieszkanie"
"Płakał, że mu odbieram kobietę jego życia"
- Marcjanna Maryszewska
- , Wiktor Krajewski
Przez 85 lat nie dała się wtłoczyć w sztywne ramy, a jak ktoś już próbował, ona te ramy rozwalała. Życie ma więc bajeczne, kolorowe, szalone. Poza wszelkimi granicami. Kocha kicz. Sama uważa, że jest jego ucieleśnieniem. Tancerka Krystyna Mazurówna w rozmowie z Wiktorem Krajewskim zdradza, czy chadza na randki, czy seks jest dalej dla niej ważny i czemu zamiast futra woli kupić kolejne mieszkanie.
Krystyna Mazurówna dla wielu jest ikoną. Odważna, ekstrawagancka, jedyna w swoim rodzaju, w tym roku świętowała 85. urodziny. Kiedyś bała się, co przyniesie jej życie po osiemdziesiątce. Dziś czuje się szczęśliwsza, niż kiedykolwiek.
Krystyna Mazurówna o starości i życiu bez mężczyzny
Co Pani myśli o kobietach, które szukają bogatego faceta?
Że są nieszczęśliwe. Mam takie koleżanki w Paryżu i w Warszawie, które same sobą nie prezentują nic. Są żonami lub utrzymankami bardzo bogatych facetów i cierpią, nie są szczęśliwe, mają tylko pieniądze. Udowodniłam, że te pieniądze może kobieta mieć sama swoje, a zaczęłam to w wieku 50 lat, jak rozstałam się z moim kolejnym francuskim mężem. Zostawiłam mu na otarcie łez wielkie mieszkanie w Paryżu z tarasem na dachu, dwa samochody i 10-pokojowy dom na wsi.
Dlaczego to wszystko Pani odpuściła?
Płakał, że mu odbieram kobietę jego życia, więc otarłam mu łzy. Zostawiłam mu wszystko, a ponieważ po pięćdziesiątce już nie chciałam tańczyć, postanowiłam sama zakończyć zawód tancerki. Zaczęłam od zera. Nikt mi nie chciał wynająć mieszkania, bo tancerka bez pracy, na bezrobociu, samotna kobieta, więc musiałam kupić mieszkanie. Kupiłam je na raty oczywiście. Były olbrzymie, dziesięciokrotnie wyższe od zasiłku, jaki dostawali bezrobotni, ale wiedziałam, że dam radę, i dałam. Ani razu się nie spóźniłam z żadną ratą. Najbardziej się bałam, że będę kiedyś biedną staruszką. Jak byłam dzieckiem, widziałam takie biedne staruszki, które ledwie szły, trzymając się muru, jadły co najwyżej jakąś suchą bułkę. Myślałam, że to jest nieuchronne, że jak się jest staruszką, to bieda zagląda nam w oczy. Wprawdzie mam emeryturę, nawet polską – 125 złotych miesięcznie. A teraz mi ją podnieśli do 160 złotych. Francuzi mnie wyżej ocenili, ale z emerytury nikt nie może dobrze żyć nigdzie, więc zadbałam, żeby nie jeść suchych bułek.
Naprawdę Pani myśli o sobie per staruszka?
Tak, bo jestem staruszką i myślę tak o sobie z dużą czułością
i z dumą. Nie boję się słowa „stara” ani stwierdzenia „na starość”. Staruszka może być świetna. Sama jestem staruszką z sekcji inteligencja.
Czasem zdarza się, że jakaś koleżanka mówi, że ma dla Pani idealnego kawalera do wzięcia?
Jeszcze się nie zdarzyło, żeby mnie jakaś na randkę umówiła, bo jak ma kawalera na podorędziu, to go sama próbuje oczarować i owinąć sobie wokół palca. Nie szukam nikogo. Nie mam żadnych profili na portalach randkowych, nie chodzę na łowy na miasto. Jak się znajdzie jakiś, to się znajdzie. A jak nie, nie będę rwać włosów z głowy, bo popsułabym sobie fryzurę.
Cały wywiad w nowym numerze VIVY! Magazyn pojawił się 8 sierpnia 2024 roku i będzie dostępny w sprzedaży przez trzy tygodnie.