Reklama

Cały czas gra, reżyseruje, pisze scenariusze, prowadzi dwa teatry. Krystyna Janda czuje się szczęściarą. „Ale też zawsze umiałam wykorzystać dane mi szanse, i w życiu, i w zawodzie. Przede wszystkim zawsze rozumiałam, co dostaję, i zawsze to doceniałam. Osiągnęłam więcej, niż oczekiwałam. To chyba daje poczucie szczęścia i harmonii. To, że nie zawiodłam siebie i innych”, opowiada Elżbiecie Pawełek. Prywatnie to dumna mama i babcia. Z pierwszym mężem, Andrzejem Sewerynem doczekała się córki. Maria Seweryn poszła w ślady rodziców i związała z się ze światem artystycznym. Drugim mężem Krystyny Jandy był Edward Kłosiński, z którym wychowywała wspólnie synów: Adama i Andrzeja. Czym zajmują się synowie gwiazdy? Teatr nie stał się ich bajką.

Reklama

Krystyna Janda o macierzyństwie

Jak pogodziła Pani karierę z macierzyństwem? Bardzo wcześnie została Pani matką.

Byłam bardzo szczęśliwa, kiedy na czwartym roku studiów urodziłam Marysię. Wtedy jeszcze tak naprawdę nie istniałam w zawodzie. Propozycje posypały się później, kiedy Marysia skończyła rok. Miałam niedaleko mamę, rodzinę, która mi pomagała. Wiedziałam jednak, że muszę mieć też opiekunkę do dziecka, że bez niej nie damy rady. Szczególnie że mój ówczesny mąż Andrzej Seweryn był równie jak ja zajęty.

I znalazła Pani świetną gosposię?

Najlepszą pod słońcem, choć nie wiem, czy ktokolwiek inny wziąłby ją do prowadzenia domu i opieki nad dzieckiem. Była prostą, wiejską kobietą, analfabetką mówiącą gwarą. Ta decyzja wymagała odwagi.

Ale gosposia szybko zaskarbiła sobie Pani serce, a Pani nauczyła ją czytać?

Tak, ze wszystkim świetnie sobie poradziła. Odegrała dużą rolę w moim życiu, stała się bodaj najważniejszą postacią w mojej początkowej karierze. Była jedną z najmądrzejszych życiowo osób, jakie znałam, i ja z tej mądrości szczodrze korzystałam. Przez 14 lat miałam osobę, która kochała mnie i Marysię jak własne dzieci.

Czy mama nie denerwowała się, że Pani tak dużo pracuje?

Skądże, mama to rozumiała. Było czymś oczywistym, że często nie ma mnie w domu. Ale kiedy urodziłam synów w wieku 40 lat, nie grałam przez cztery lata i nie miałam o to pretensji do losu. To było po Złotej Palmie, którą dostałam w Cannes za rolę w „Przesłuchaniu”. Z konieczności odmówiłam wszystkim sypiącym się po tej nagrodzie propozycjom. No trudno, tak się ułożyło. Na mamę zawsze mogłam liczyć. Była energiczna, radosna, miała prawo jazdy, odwoziła dzieci do szkoły, ogarniała wszystko. Była osobą otwartą, światłą, czułą. Nigdy nie słyszałam jej podniesionego głosu czy zniecierpliwienia. Niestety już jej nie ma.

[...]

Czytaj też: Krystyna Janda o stracie ukochanego: „Odchodzenie męża i okres żałoby przechodziłam naprawdę ciężko”

mateusz stankiewicz

Chciałaby Pani powiedzieć coś kobietom, które panicznie boją się przemijania?

Jedyne, co mogę im powiedzieć, to że nie warto przeżyć życia przez „zaniechanie”. Bardzo dużo kobiet rezygnuje z wielu rzeczy czy aktywności na pewnym etapie i potem już nie mogą do niej wrócić. Trzeba jak najdłużej korzystać z życia i tyle.

Nawet na emeryturze?

Ależ ja już jestem oficjalnie emerytką od sześciu lat. Moja znajoma, dawna szefowa banku, po przejściu na emeryturę stała się jedną z głównych osób pomagających domom opieki, domom dziecka i domom spokojnej starości. Chodzi tam regularnie, organizuje podopiecznym tych placówek życie, pomaga im i czerpie z tego satysfakcję. Patrzę na to z podziwem. Wszystko zależy od tego, jaką drogę obierze się w życiu.

Pani również zaprzecza swojej metryce, bo wciąż chce grać, reżyserować, pisać scenariusze. Jest coś, co mogłoby Panią zatrzymać?

A co miałabym robić, gdybym się wycofała?

Mogłaby Pani więcej czasu poświęcić swoim wnukom.

Nigdy nie niańczyłam wnuków, to prawda. Nie miałam na to zwyczajnie czasu, ale zawsze byłam babcią wspierającą. Moje wnuki i dzieci mogą zawsze na mnie liczyć w każdej sprawie. Mamy ze sobą kontakt. Przychodzą na premiery do teatru. Wszystkie moje wnuki były tu bileterami, co okazało się dla nich cenną lekcją. Wszystkie po kolei przeszły ten etap. Śledzę ich drogi i wybory z zainteresowaniem i pomagam.

Duma rośnie?

Przede wszystkim to oni powinni być ze mnie dumni (śmiech). I są.

AKPA/NIEMIEC

Krystyna Janda z synami Andrzejem Kłosińskim i Adamem Kłosińskim, odsłonięcie gwiazdy Edwarda Kłosińskiego w Łodzi, 2009

Teatr nie stał się jednak bajką Pani synów?

Wie pani, trudno, żeby dla fizyka teatr był bajką (śmiech). Adam, starszy z synów, jest doktorantem z fizyki, skończył też wydział operatorski jak jego ojciec. Obsługuje kamerę w „Białej bluzce”, tak więc ma tu czasem rozrywkę wieczorną. Młodszy, Jędrek, zaś robi wszystkie nasze plakaty, jest grafikiem komputerowym. Ale obaj mają własne życie. Nigdy nie kwestionuję ich wyborów. To już dorośli mężczyźni. Sporo razem podróżujemy. Wielu moich znajomych nie spędza z dziećmi wakacji, bo one tego nie chcą, a dla moich synów wyjazd z matką, na szczęście, nie jest żadną karą. Pytają tylko: „To dokąd w tym roku jedziemy?”.

Jak mama funduje, to fajnie jest się przyłączyć.

Oczywiście. Ale też nie zawracam im głowy na wakacjach, niech robią na nich, co chcą. Szanujemy nawzajem swoje upodobania. Każdy ma głos w sprawie, do jakiego muzeum danego dnia idziemy.

Czuje się Pani spełniona?

Tak, najzupełniej spełniona.

Reklama

Czytaj też: Krystyna Janda i Maria Seweryn: „Jesteśmy różnymi ludźmi, różnymi kobietami, wyrazistymi, o silnych osobowościach”

mateusz stankiewicz
MATEUSZ STANKIEWICZ
Reklama
Reklama
Reklama