Ikona muzyki i stylu, ale też żona i mama… Oto wszystkie twarze Kory!
„Jestem spokojniejsza, ale w sposób bardziej niebezpieczny”
Dziś pożegnaliśmy wybitną artystkę. Śmierć Kory wstrząsnęła jej fanami. Kora, a właściwie Olga Sipowicz, to legenda polskiej sceny muzycznej. Wraz z zespołem Maanam, który był jednym z najpopularniejszych w historii polskiej muzyki, wylansowała od 1975 roku wiele przebojów znanych do dziś. Muzyka do samego końca stanowiła najważniejszą część jej życia. Co mówiła Kora o przemijaniu i cierpieniu, a także o współczesnych Polakach, otaczającym nas świecie i swoim życiu?
Nie żyje Kora. Co mówiła nam o cierpieniu i przemijaniu?
Kora od dłuższego czasu zmagała się z chorobą nowotworową , o czym opowiedziała Vivie! rok temu. Muzyka zawsze była dla niej niezwykle ważna – znamy ją głównie z rockowych utworów pełnych buntu, ale śpiewała też romantyczne ballady, przedwojenne tanga czy piosenki Mieczysława Fogga. Poza tym wypowiadała się publicznie na bieżące tematy i rozwijała nowe pasje, m.in. samodzielnie malowała i dekorowała figurki Matki Boskiej. Szokujące? Kora od zawsze budziła kontrowersje. W 2003 roku powiedziała o sobie: „Sama siebie postrzegam jako osobę bardzo nowoczesną i jednocześnie bardzo archaiczną. Korzystam z każdego etapu zmiany pokoleniowej, biorę sobie coś z każdej dekady”.
Niestety dziś dotarła do nas smutna wiadomość Kora nie żyje. Postanowiliśmy przypomnieć, co Kora mówiła o przemijaniu i cierpieniu. Oto fragmenty archiwalnych wywiadów artystki z dziennikarzami VIVY!.
Czego Ci brakuje?
Kora: Uciekliśmy od sentymentu, od takich prostych słów, jak miłość, lojalność, przyjaźń. W ogóle o tym już nie rozmawiamy. Cały czas za to mówimy o rzeczach kompletnie nieistotnych. Nasza codzienność to poradnikowy świat, z którego nic nie wynika. Kompletnie nie interesujemy się rzeczami, które stanowią o tym, że człowiek jest człowiekiem, nie interesujemy się tajemnicą tkwiącą w człowieku. Otumaniamy się. Nie korzystamy wcale z potencjału, który w nas tkwi i który jest w stanie nas wysoko wynieść. Nieludzko się rozleniwiliśmy. Człowiek schamiał, sprościał i na dodatek jest bezuczuciowy.
Nie przesadzasz?
Nie, bo nie czuję ani nie widzę tych uczuć na co dzień. Nasza ulica nie jest uczuciowa. W latach 50., 60. Polska była pod tym względem cudnym krajem. Bardzo dużo było empatii w czasach „Solidarności” w latach 80. To było nadzwyczajne, niewymuszone, niezakłamane.
Czy nie jest tak, że im jesteś starsza, tym mniej Ci się podoba teraźniejszość?
Może. Nie lubię pośpiechu. Odczuwam to zwłaszcza, gdy szybko muszę poznawać nowych ludzi. Męczą mnie ludzie, którzy przewijają się przez moje życie i traktują mnie jak kolejny kęs. Ale nie tylko to mnie drażni. Dominuje teraz uczuciowość serialowa. Ludzie są związani z serialami, czekają na kolejny odcinek, a ja wciąż nie mogę pojąć, co to jest ta „miłość telewizyjna”. Za to bardzo przeżywam każdy film Pedro Almodóvara, bo to są dzieła o człowieku, bardzo przyjazne ludziom. On zawsze swoją historię zaczyna od jasnej strony człowieka, pełnej emocji, uczucia. Owszem, pokazuje też ciemną stronę bohatera, ale mówi o tym, że trzeba się zwracać ku jasnej. Nam brakuje w kontaktach międzyludzkich tej empatii.
Na podstawie tego, co mówisz, można by powiedzieć, że jesteś „niedzisiejsza”.
Wydaje mi się, że teraz ludziom brakuje czegoś, co można nazwać ciągłością. Widać to na przykład po książkach, które ludzie czytają i które są wydawane. Nie możemy swojej edukacji zaczynać nagle od książki Doroty Masłowskiej. Masłowską może przeczytać ktoś, kto przeczytał wszystkie książki, poczynając od „Iliady”. Taki czytelnik wie, że jest to książka, która pokazuje wycinek jakiejś prawdy społecznej. Ale to nie jest przecież książka na miarę pisarstwa Saula Bellowa, wielkiego, cudownego pisarza, którego się czyta z zapartym tchem. Może faktycznie podświadomie przez swoją muzykę chcę namówić ludzi na tę ciągłość. Żeby spojrzeli w przeszłość i spróbowali z niej coś ocalić.
Może to wiek?
Jestem spokojniejsza tysiąc razy bardziej niż kiedyś. Ale w sposób bardzo niebezpieczny. Nauczyłam się czekać. Wiem, że czas weryfikuje bardzo dużo zjawisk. Obserwuję spokojnie to, co się dzieje w moim życiu osobistym i zawodowym, jestem cierpliwa. Ale gdy już podejmuję decyzję, to kategorycznie, wręcz chirurgicznie. Doświadczenie mówi mi teraz, że warto trochę poczekać i zobaczyć, jak sprawy się ułożą. Ja uważam, że szczęściem jest to, że się żyje. Jestem szczęśliwym człowiekiem, bo już trochę przeżyłam i mogę właściwie już umrzeć. Powiedzą, że umarła młodo, ale nie powiedzą, że umarła w bardzo młodym wieku.
Ale nie chcesz umierać?!
Nie, ale mogłabym. Jestem doświadczoną osobą, w miarę dorosłą, choć może nie zawsze reaguję dojrzale. Ale to przypadłość tego mojego pokolenia hipisowskiego – często ulegamy wrażeniu, że nigdy się nie zestarzejemy.
Chyba trudno jest sobie wyobrazić starą Korę. Czy Ty się tego starzenia nie boisz? Bardzo o siebie dbasz.
Wbrew pozorom nie boję się starzenia, bo nie wybiegam aż tak w przyszłość. Może to brak wyobraźni. Jeden jedyny strach, jaki odczuwam, to trwoga przed śmiercią. To piekielnie ciężkie uczucie, pojawiające się bardzo rzadko, trudne do zniesienia. Pojawia się wtedy, gdy człowiek ma bardzo obniżony nastrój. A ja jestem dość depresyjnym człowiekiem. Kiedy ta trwoga mnie dopada, to czuję, jak wchodzę w jakiś bardzo ciemny tunel. Bronię się przed tym różnymi sposobami, dbam o swój stan psychiczny, bo od niego wszystko zależy.
Nie myślisz o emeryturze?
Uważam, że z Maanamem udało się nam już wiele stworzyć. Podziwiam ludzi, którzy są całe życie bardzo aktywni. Ja wcale tak aktywna nie jestem. Ale słowo „emerytura” dla mnie nic nie znaczy. Albo jest chęć i odbiorca, albo przychodzi taki moment, kiedy coś się w naturalny sposób kończy. Ja to wyczuwam.
przychodzi taki moment, kiedy coś się w naturalny sposób kończy. Ja to wyczuwam
Masz na to siłę?
Mam, sporadycznie. Poza tym dla mnie udawanie młodziaka na scenie bardziej postarza niż śpiewanie starych szlagierów. Nie chodzi o to, żeby pokazywać cały czas, na co nas jeszcze stać. Bo być może można podskoczyć i pod sufit, ale trzeba być z temperamentem, który ma się na co dzień. A ja uwielbiam samotność, czytać książki, słuchać muzyki, oglądać filmy i bawić się z kotami i moim cudownym pieskiem. Moja praca jest bardzo „egoistycznym” zajęciem. Zadowala przede wszystkim mnie.
W wywiadzie z 2012 roku Kora powiedziała:
Mówiłam kiedyś, że nie mogę być długo z jednym mężczyzną. Ale jestem, niebawem będziemy z Kamilem obchodzić 40-lecie. Nasz syn Szymon ma 38 lat. To już cała saga. Możemy być razem, bo każde z nas ma swoją autonomię.
Czy jest w twoim życiu miejsce na szaleństwa?
Ja nigdy nie będę żyła całkiem normalnie, bo uprawiam wolny zawód. W wolnym zawodzie jak się nie pracuje, to się nie zarabia. Jestem chora, ale muszę jechać na koncert albo idę nagrywać „Must Be The Music”. Ten program zresztą daje mi wiele radości.
Jesteś bardzo ostrą jurorką. Uczestnicy się Ciebie boją.
To mam oszukiwać? Jak ktoś nie umie śpiewać, trzeba mu to powiedzieć. Lepiej, żeby ta dziewczyna poświęciła się innemu zawodowi i kochała to, co robi.
A Ty kochasz?
Praca to praca, można ją lubić. Kocham za to artystów i ludzi, którzy potrafią coś stwarzać. Kocham przedmioty, bo to nieprawda, że one są martwe. Dlatego jak się komuś robi prezent, nigdy nie można wybierać go na łapu-capu. Niech to będzie drobiazg, ale taki, który nas uszczęśliwi.
Masz taki drobiazg?
Mam bardzo dużo takich drobiazgów. Ale najważniejszy jest dla mnie porcelanowy kogucik, który stał w naszym domu jeszcze przed moim narodzeniem. Mam też lustro z mojego dzieciństwa i broszkę dżetową po mamie. Ma już chyba ze 100 lat i chociaż nie posiada dużej wartości materialnej, dla mnie jest niesamowicie ważna. Jest w niej trochę mamy.
W wywiadzie z 2015 roku Kora powiedziała
Nie, nie da się żyć bez cierpienia. Przecież wszystkie używki, z których człowiek korzysta, przede wszystkim łagodzą udrękę, koją ból. Bo bólu na świecie jest potwornie dużo. Każdego z nas spotykają w życiu miliony rzeczy, zdarzeń, radości, kłopoty, szczęście, nieszczęście, i to wszystko razem miesza się w wielkim tyglu, aż przychodzi taki moment, że człowiek – zdrowy czy chory – zadaje sobie pytanie: „Co z tym życiem zrobić?”. Bo my często sami sobie zadajemy ból. Czasami się zastanawiam, obserwując ludzi wokół siebie, jak to jest, czy oni rozumu nie mają, że nie potrafią ułożyć sobie tego życia? Nie widzą, co jest najważniejsze?
Ma Pani umiejętność brania życia jak leci. Ufność w to, że życie jest w zasadzie takie, jak nam się wydaje.
Nigdy się nie uchylam, ale też dlatego, że ja z tego życia utrzymuję siebie, moje dzieci. Wszystko, co w życiu mam, nie spadło mi z nieba, musiałam na to zapracować. Zawsze na swój byt zarabiałam sama. Nikt mnie nigdy nie utrzymywał i jestem cholernie wdzięczna losowi, że mnie to spotkało. Bo dzięki temu czuję się kobietą absolutnie, totalnie niezależną. Praca dała mi poczucie wolności i godności. I powiem pani, że jest to najcenniejszy luksus, jaki mam.
Wie pani, jaka jest różnica pomiędzy kobietami a mężczyznami? Dzisiejsza kobieta ma rodzinę i jest samodzielna finansowo. Potrafi utrzymać siebie, dom, męża i dzieci. Wszystko pogodzi, ale kosztem ogromnego wysiłku i swojej ciężkiej pracy. Nie tyle wyrzeczeń, ile właśnie ciężkiej pracy. Uważam, że kobiety potrafią wszystko unieść, są niesamowite. Kobiety nigdy nie wywołałyby wojny.
Zawsze Pani podkreślała, że synowie dają Pani siłę. Lubi mieć ich Pani przy sobie?
Wie pani, moje dzieci były bardzo niekonwencjonalnie wychowywane. Z jednej strony jestem matką umiejącą się poświęcić, nawet życie oddać, z drugiej często też stawiałam ich w trudnych sytuacjach. Proszę pamiętać, że my z Markiem nie mieliśmy żadnego zaplecza, za nami była próżnia, mogliśmy wychylić się nie w tę stronę i wpaść w przepaść. A jednak stworzyliśmy świetny zespół i wspaniałą rodzinę. Niedawno uświadomiłam sobie, że moje dzieci zawsze były mi bardzo pomocne, kiedy ja byłam w złym stanie fizycznym, psychicznym, przemęczona, przepracowana, nieszczęśliwa.
Myśmy się całe życie kochali i wszystko sobie mówili, była w tym i złość, i niesprawiedliwość, ale też mnóstwo miłości. Czasami ktoś mnie pyta, kogo zabrałabym na bezludną wyspę. No to ja bym chciała tam być z moimi synami, a jeśli moi synowie chcieliby zabrać swoją bliską osobę, to proszę bardzo. Ale te najważniejsze osoby dla mnie to Kamil i moje dzieci.
Ja się fantastycznie czuję przy moich dzieciach. Człowiek cały czas aktorzy, to jest nieładne słowo, ale oddaje tę grę, którą nieustannie uprawiamy przez to, że ciągle nas ktoś ogląda i prowokuje do zachowań, które są nienaturalne. Natomiast przy moich dzieciach czuję się niesamowicie komfortowo. Jesteśmy ze sobą bardzo blisko i uważam, że to jest nasze wspaniałe osiągnięcie.
1 z 8
„Sama siebie postrzegam jako osobę bardzo nowoczesną i jednocześnie bardzo archaiczną. Korzystam z każdego etapu zmiany pokoleniowej, biorę sobie coś z każdej dekady”.
2 z 8
„Otumaniamy się. Nie korzystamy wcale z potencjału, który w nas tkwi i który jest w stanie nas wysoko wynieść. Nieludzko się rozleniwiliśmy”
3 z 8
„Może faktycznie podświadomie przez swoją muzykę chcę namówić ludzi na tę ciągłość. Żeby spojrzeli w przeszłość i spróbowali z niej coś ocalić”
4 z 8
Kora: Jestem spokojniejsza tysiąc razy bardziej niż kiedyś. Ale w sposób bardzo niebezpieczny. Nauczyłam się czekać.
5 z 8
Słowo „emerytura” dla mnie nic nie znaczy. (...) Przychodzi taki moment, kiedy coś się w naturalny sposób kończy. Ja to wyczuwam.
6 z 8
Ja nigdy nie będę żyła całkiem normalnie, bo uprawiam wolny zawód. W wolnym zawodzie jak się nie pracuje, to się nie zarabia
7 z 8
Zawsze na swój byt zarabiałam sama. Nikt mnie nigdy nie utrzymywał i jestem cholernie wdzięczna losowi, że mnie to spotkało. Bo dzięki temu czuję się kobietą absolutnie, totalnie niezależną.
8 z 8
Przy moich dzieciach czuję się niesamowicie komfortowo. Jesteśmy ze sobą bardzo blisko i uważam, że to jest nasze wspaniałe osiągnięcie.