Reklama

Córka ambasadora Stefana Mellera, jej brat Marcin był naczelnym Playboya. Katarzyna Meller rzuciła korporację i oddaje się gotowaniu. Ma swój program Przepis na sukces. A teraz wzięła udział w szaleństwie TVN – Ameryka Express. O tym, jak trafiła do programu opowiedziała w szczerej, luźnej i zaskakującej rozmowie z Romanem Praszyńskim.

Reklama

– Co ma Pani po mamie?

Spokój. Mama jest moją absolutną bohaterką, niedościgłą. I chyba najlepszym człowiekiem, z jakim miałam do czynienia w życiu. Osoba wielkiej klasy. Zachorowała, gdy mieliśmy z bratem po trzy lata. Lekarze dawali jej trzy tygodnie życia. Ale znalazła się lekarka, która zaryzykowała eksperymentalne leczenie i mama żyła jeszcze 20 lat. Cały czas była na lekach, miała nawroty, leżała w szpitalach, ale nigdy nie odczuliśmy, że jest śmiertelnie chora.

– Ukrywała to?

Nie. Ale nie obciążała nas. To świadczy o jej heroizmie. Pracowała całe życie w Muzeum Historycznym, codziennie wracała do domu z siatami, codziennie był obiad na stole. Prowadziła normalne życie towarzyskie, ciągle robiła jakieś przyjęcia, kolacje. Chciała żyć.

– Jak to jest nie mieć rodziców?

Kiedy zmarła mama, skończyło się dla mnie dzieciństwo. Moje beztroskie dzieciństwo trwało 23 lata. Chociaż wyprowadziłam się z domu po maturze i na studiach utrzymywałam się sama, mentalnie byłam dzieckiem. Zero obowiązków. Dorosłość dla mnie zaczyna się, kiedy ma się dzieci. Wtedy pojawia się lęk.

– Ma Pani trzy lęki?

Z mężem wychowujemy trójkę. Każde ma córkę z poprzedniego małżeństwa, jedną mamy wspólną. Boję się o wszystkie. Że coś się może stać. Zaczęłam się bać w 34. roku życia, kiedy urodziłam pierwsze dziecko.

– Wybudowała Pani Stadion Narodowy?

Na pewno chodziłam w kaloszach po budowie stadionu. Byłam na budowach wszystkich stadionów postawionych na Euro 2012. Jako rzecznik prasowy spółki, która odpowiadała za przygotowania do mistrzostw Europy. Gdy zadzwoniła do mnie pani z propozycją tej pracy, rzuciłam wszystko. A byłam prezesem Fundacji Nagrody Literackiej Nike.

– Jak to połączyć z życiem rodzinnym?

Kiedy zaszłam w drugą ciążę, byłam panią dyrektor komunikacji korporacyjnej w dużej firmie. Miałam 100 pracowników w całej Polsce. I od ósmej rano siedziałam z rączkami na klawiaturze komputera. Pracowałam po kilkanaście godzin dziennie, często wyjeżdżałam w weekendy. Wiedziałam, że po urodzeniu drugiej córki nie wrócę do takiego życia. Założyłam działalność doradczą i PR. Dzięki temu mogłam jeść śniadania z moimi dziećmi. I prowadzić je do lekarza.

– Ciąża mobilizuje kobiety?

Zmieniła mnie ciąża i czterdziestka. Teraz nie mam żadnych wstydów, oporów.

– Jak trafiła Pani do „Ameryka Express”?

Na Balu Dziennikarzy zaczepił mnie dyrektor Edward Miszczak i powiedział: „Jedziesz na Azję!”. Myślałam, że to żart.

Reklama

– Szok?

Oczywiście. Byłam w lekkim szoku. Ale nie jestem specjalnie strachliwa. Porozmawiałam z mężem: „Rób to, taka przygoda drugi raz się nie zdarzy!”, powiedział i obiecał, że się zajmie domem. Córkami i Ryżykiem. Nie miałam już wymówki. Poza tym dyrektorowi Miszczakowi się nie odmawia.

Reklama
Reklama
Reklama