Katarzyna Grochola o mężu, Stanisławie Bartosiku: „To jest mój facet!”
Pisarka opowiada, jak się zakochali. I dlaczego wzięli ślub?
Pisarka Katarzyna Grochola od dziewięciu miesięcy ma męża! W wywiadzie dla dwutygodnika VIVA! zachwala ideę ślubu. „To mnie uspokaja”, tłumaczy. Autorka nowo wydanego kryminału Zranić marionetkę, opowiada, jak się poznali z mężem, Stanisławem Bartosikiem i dlaczego już nie musi się z nim kłócić.
Jak to się zaczęło?
Katarzyna: Poznaliśmy się przypadkiem dwa lata temu. Staszek od 60 lat ma przyjaciela, który jest ożeniony z moją przyjaciółką. Wpadliśmy na siebie w pewnym dworku na benefisie zaprzyjaźnionego saksofonisty. Ty, Stasiu, schodziłeś po schodach.
Stanisław: Ja wchodziłem. Ty schodziłaś, wyszłaś z pokoju.
Katarzyna: Ok, schodziłam. Kasia powiedziała: „Wy się chyba jeszcze nie znacie”. I on nazwiskiem mi, rozumiesz, poleciał. Zapytałam, czy ma jakieś imię.
Stanisław: Powiedziałem, że nieciekawe. Chyba się spiąłem.
Katarzyna: Pomyślałam sobie: „Zupełnie jak bohater mojej książki”. I Jeremiasz w „Houston mamy problem” i Judyta w „Nigdy w życiu” mieli jakieś wąty do swoich imion. Potem był benefis.
Stanisław: Odprowadziłem Kasię do pokoju.
Katarzyna: Do drzwi. Już świtało. Usiedliśmy sobie w holu pałacowym. I zapytałeś, czy możesz mnie pocałować.
Stanisław: Nie od razu.
Katarzyna: Po trzech godzinach. Strasznie mnie to rozbawiło. Aż się zgodziłam.
Szybko.
Katarzyna: Nie szybko. Ostatni raz zapytał mnie o to kolega na cmentarzu Wolskim. A potem miałam 50 lat przerwy.
Stanisław: Też chodziłem na cmentarze, żeby się całować.
Kiedy zaczął Pan myśleć, że może być żona?
Katarzyna: Nigdy. Ale zacząłeś od razu pisać do mnie esemesy.
Stanisław: Absolutnie nie pomyślałem.
Ale był Pan na Waszym ślubie?
Katarzyna: Był. Obrączkę od razu zgubił.
Stanisław: Trzeciego dnia. Grałem na pianinie, patrzę, nie ma!
Nosi Pan duplikat?
Stanisław: Tak.
Katarzyna: Strasznie się zmartwił, jakbym przestała być jego żoną.
(...)
Po co właściwie ślub?
Katarzyna: Deklaracja wobec siebie. Oczywiście, że nam ten ślub nie był do niczego potrzebny. Oprócz tego, żeby siebie poważnie traktować. Papier nic nie daje. Ale brak papieru też nic nie załatwia. Jest asekuranctwem. „W razie czego będzie nam się lepiej rozstać”. Jeżeli tak myślisz, to znaczy, że cały czas jesteś osobny. Nie w związku.
A skąd wiara, że tym razem się uda?
Katarzyna: Wiara jest zawsze. Nie ma pewności. Ale pewności nigdy nie będzie. W żadnym najlepszym, najmłodszym, najcudowniejszym małżeństwie też nie będzie. Wiesz co znaczy udany związek? Związek jest płynnym strumieniem.
Złota?
Katarzyna: A czasami ekskrementów. Co wrzucisz, to wypłynie.
I jak po dziesięciu miesiącach ?
Katarzyna: Jakoś lepiej jest po ślubie. Coś się zmieniło na lepsze. Po raz pierwszy w życiu zrozumiałam, dlaczego ludzie się pobierają. Dla tego stanu wewnętrznej deklaracji, że ja już wiem, że to jest ten człowiek. To mnie uspokaja. Daje więcej pewności. Już nie muszę o wszystko walczyć, wszystkiego wyjaśniać. Nie muszę mówić: „O, jak mnie ciężko wczoraj zraniły twoje słowa, kiedy powiedziałeś odczep się od mojego gotowania”. Pod spodem jest pewność. Jakiś kamień węgielny. Jesteś na skale, a nie na grząskim gruncie. Dlatego nie zwracamy uwagi na drobiazgi.
Nie masz tak, że budzisz się i myślisz: „Co to za obcy facet?”
Katarzyna: Nie. To jest mój facet.
Więcej o prywatnym życiu pisarki i jej nowej powieści w najnowszym dwutygodniku VIVA!, na rynku od 13 czerwca 2019 r.