Reklama

Jako dzieciaki Kasia i jej brat Mateusz chodzili na koncerty Kwartetu Śląskiego, którego ich tata był założycielem. „Nawet się specjalnie nie wierciliśmy”, śmieją się. „Muzyka klasyczna mnie stworzyła”, mówi Kasia, dziś uznana wokalistka. Mateusz gra na skrzypcach, komponuje i występuje z siostrą na scenie. O rodzinnych i… muzycznych relacjach Kasia Moś i jej ojciec Marek Moś opowiadają Krystynie Pytlakowskiej. Wrócili też wspomnieniami do trudnego momentu - problemów zdrowotnych artysty. Pierwszą operację tata Kasi Moś przeszedł, gdy miał 24 lata. „Całe moje życie bardzo się o niego bałam, każda operacja zatrzymywała dla nas czas”, wspomina Kasia Moś.

Reklama

Katarzyna Moś i Marek Moś w wywiadzie VIVY!

Twoje dzieciństwo upłynęło w rytm muzyki?

Kasia: W rytm muzyki Kwartetu Śląskiego, którego tata był założycielem. Pierwsze moje wyraziste wspomnienie koncertowe to właśnie festiwal Kwartet Śląski i jego goście w Pałacu w Rybnej na Śląsku. Przyjeżdżali tam niesamowici muzycy, Håkan Rosengren, Janusz Olejniczak, Andrzej Bauer, Jadwiga Rappé, Ewa Pobłocka. Wielkie nazwiska świata muzyki klasycznej. Miałam wtedy pięć, może sześć lat. Słuchaliśmy koncertów wraz z moim bratem i nawet się specjalnie nie wierciliśmy (śmiech).
Marek: Chociaż byłaś bardzo żywa i wesolutka, twój brat zresztą także. Kiedy spotykali się z innymi dziećmi u znajomych, wiedli prym w rozrabianiu. Na koncercie nigdy. Bardzo się cieszyłem, gdy Kasia przyszła na świat. Dopełnił się klasyczny układ. Syn i córka.
Kasia: Gdy byliśmy dziećmi, tata był w domu raczej gościem, ale takim niezwykłym, najważniejszym. Wyjeżdżał na zagraniczne tournée. A gdy wracał z dalekich podróży, sprzątaliśmy z bratem jak szaleni mieszkanie i czekaliśmy podekscytowani. Jak wchodził do domu, to stawaliśmy niemal na baczność. Chcieliśmy wywrzeć jak najlepsze wrażenie. Mieliśmy do niego ogromny szacunek, wielką miłość i respekt. Chcieliśmy, żeby był z nas dumny. Z wiekiem nasza relacja nabrała „normalności”.
Marek: Też to pamiętam. Właściwie byłem cały czas poza domem, w rozjazdach. To żona poświęciła dla dzieci swoje życie zawodowe. Z gry na altówce w Filharmonii Opolskiej zrezygnowała, by zająć się rodziną. I tak zostało do dzisiaj.

Docenił Pan to?

Marek: Myślę, że jak wszyscy faceci. Niewystarczająco!

Kasiu, jak wspominasz swój dom?

Kasia: Miałam bardzo szczęśliwe dzieciństwo. Muzyka klasyczna
mnie stworzyła. Ukształtowała moją wrażliwość na dźwięki, jednak bunt musiał nadejść. Wtedy pojawił się Michael Jackson, Backstreet Boys. Namiętnie słuchałam też The Platters, Take 6 i Boyz II Men – współbrzmienia wręcz perfekcyjne. Był nawet czas słuchania Liroya – ten repertuar podrzucił nam nasz starszy kolega. Rap i przekleństwa oczywiście bardzo nam się podobały. I pamiętam jeszcze, że wszędzie leżały nuty taty.

Sprawdź też: Weronika Rosati: "Bóg ekstremalnie mnie doświadcza: daje wspaniałe rzeczy, ale mam też na koncie traumy i głębokie rany"

KRZYSZTOF OPALIŃSKI

Mateusz Moś, Marek Moś, Kasia Moś, Viva! 1/2024

Brakowało Wam ojca, który w domu był gościem?

Kasia: Nie znaliśmy innego życia. Dla nas normalnością było, iż jest mama, babcia i dziadek, który nas odbierał ze szkoły, uczył nazw drzew i przynosił bułki. A tata był kimś, kogo bardzo szanowaliśmy – tę wielką estymę wpajała nam mama. Tata przebywał w świecie dla nas wtedy jeszcze nieosiągalnym.

[...]

Śpiewasz bardzo ambitny soul.

Kasia: Myślę, że zawsze czułam tę muzykę, chociaż moja pierwsza płyta była zbitką różnych stylistyk. Nigdy nie chciałam dać się zaszufladkować, zamykać gatunkowo, ograniczać. [...]

Muzyka leczy duszę? Umacnia nasze relacje z bliskimi? Płytę z utworami Moniuszki nagrałaś wspólnie z bratem. Często występujecie rodzinnie. On gra na skrzypcach, ojciec dyryguje, a Ty śpiewasz.

Kasia: Tak, na scenie świetnie się rozumiemy, chociaż myślę, że łatwiej tacie byłoby pracować z kimś obcym, bo aż tak by się nie przejmował. Ale współpraca z nim daje mi ogromną radość. Uwielbiam też patrzeć na Mateusza, jak gra. Zawsze był taki zdolny. Całe życie uważałam, że jest zdecydowanie lepszy niż ja. Po raz pierwszy na pomysł połączenia klasyki z rozrywką wpadłam jeszcze na studiach. Grałam wtedy na fortepianie utwór Wojciecha Kilara. A co, gdyby poszukać wiersza któregoś z wybitnych polskich poetów i wymyślić do tej harmonii linię wokalną… Od razu powiedziałam o tym pomyśle tacie i od tego momentu, czyli przez ponad dekadę, ta myśl nie dawała mi spokoju.
Marek: I tak nadszedł rok 2019. Rok Moniuszkowski. Zasugerowałem, że może to dobry moment na realizację marzenia. Wypożyczyłem więc z biblioteki Akademii Muzycznej nuty pieśni Moniuszki i dałem je Kasi. Powiedziała: „No to bierzmy się do pracy”.

To działo się już po zawale taty? Bardzo przeżyłaś, kiedy ojciec zachorował.

Kasia: Pierwszą operację przeszedł, gdy miał 24 lata. Całe moje życie bardzo się o niego bałam, każda operacja zatrzymywała dla nas czas. Pamiętam rodzinną imprezę, urodziny kuzyna taty. Tato czekał wtedy za granicą na zabieg. Mama zabrała nas na to przyjęcie, abyśmy zajęli się „byciem dziećmi”, a może, żeby samej nie zwariować. Biegaliśmy po parkiecie, tańcząc i ganiając z dzieciakami. W pewnej chwili spojrzałam na mamę, która zamyślona siedziała przy stole, jej wzrok złamał mi serce – czułam jej lęk i strach o tatę – a miałam wtedy może pięć lat. Dzisiaj tata ma już za sobą cztery operacje serca i jeden zawał. W genach mamy hardość wymieszaną z walecznością, a upór z twardością, ponieważ jesteśmy pół Ślązakami, a pół góralami. Ciekawy miks.
Marek: Wiem, że Kasia martwi się o mnie, ale tak naprawdę czuję się szczęściarzem. Moja zdrowotna przypadłość znalazła się w obszarze dyscypliny medycznej, która czyni postępy jak chyba żadna inna. Po prostu medycyna przedłużyła mi życie.

I jest z Wami Joanna. Mama to Twoja opoka, Kasiu?

Kasia: Nawet bardziej przyjaciółka niż mama. Większą część naszego dzieciństwa to mama była na miejscu. Jeździła z nami na wszystkie wakacje i była po prostu niezwykle wyluzowana. Ufała nam, pozwalając praktycznie na wszystko, powtarzaliśmy sobie z Mateuszem, że nasza mama to superbabka. Możemy powiedzieć jej wszystko, a ona to zrozumie.
Marek: Mnie też rozumie i wybacza. Kasia ma rację. Moja żona jest wyjątkowa. Poznaliśmy się w pierwszej klasie podstawówki. Mój Boże, to już 60 lat.

Czytaj też: W liceum byli parą, stracili kontakt na 30 lat. Gdy znów połączyła ich miłość, los brutalnie ich rozdzielił

Cały wywiad do przeczytania w nowym numerze VIVY! Magazyn jest dostępny w punktach sprzedaży od czwartku, 18 stycznia 2024 roku.

KRZYSZTOF OPALIŃSKI
Reklama

Mateusz Moś, Marek Moś, Kasia Moś, Viva! 1/2024

Mitch Stone
Reklama
Reklama
Reklama