Reklama

Śmierć ukochanego ojca w październiku 2016 roku była dla niej ogromnym ciosem. Musiała po niej stoczyć walkę nie tylko z poczuciem olbrzymiej pustki po utracie bliskiej osoby, lecz także tę materialną, w sądzie, o prawa do spuścizny po nim ze swoją macochą, czwartą żoną wybitnego reżysera, Krystyną Zachwatowicz. Wpływ na to miała wersja testamentu, którą uznano za ostateczną a wedle której wszelkie prawa autorskie do dzieł oraz środków finansowych spoczęły na macosze Karoliny Wajdy. Polubowne rozwiązanie okazało się niemożliwe, sprawa trafiła na wokandę. Niestety, córka wybitnego reżysera przegrała. O tym, jak do tego doszło, o rozczarowaniu i trudnych relacjach z macodzą opowiedziała w szczerej rozmowie z Krystyną Pytlakowską.

Reklama

Krystyna Pytlakowska: Czytałam, że walczysz o prawa do prowadzenia fundacji imienia twojego ojca Andrzeja Wajdy.

Karolina Wajda: O nic już nie walczę a sprawa się już dawno zakończyła. Owszem, myślałam, że powołana zostanie fundacja na rzecz młodych talentów, bo taki był zapis w pierwszym testamencie mojego Ojca. W związku z tą koncepcją zrzekłam się praw do dziedziczenia. Ta Fundacja miała być jedynym jego spadkobiercą i miała powstać po jego śmierci, a której mój ojciec zapisał cały swój majątek. Ale to był pierwszy testament i jedyny mi znany. W tym testamencie był również zapis, że mam odziedziczyć prawa autorskie do jego dzieł. Po jego śmierci jednak okazało się, że powstało wiele testamentów i ostatecznie jedynym spadkobiercą została ostatnia żona Ojca.

Podobno było siedem testamentów?

Osiem albo dziewięć. W każdym razie w ostatnim zapisał wszystko swojej żonie Krystynie – oczywiście prawa autorskie również. Ja chciałam wyjaśnić, co się stało. Dziwne mi się wydawało, że nic mi o tych testamentach i zmianach nie powiedział. One się przeobrażały i żyły swoim życiem. Krystyna Zachwatowicz dysponuje teraz całym majątkiem mojego taty.

Czy są miedzy tobą – córką – a panią Krystyną, macochą, jakieś relacje?

Nie ma żadnych. Myślę że nigdy mnie nie lubiła. A jak bardzo, zdałam sobie z tego sprawę, gdy przekazała mi dom na Żoliborzu, w którym mieszkał mój Ojciec, który zresztą pozwoliłam jej zatrzymać po śmierci ojca tak długo, jak chciała. Na stałe bowiem już od kilkunastu lat mieszkała w ich mieszkaniu w Krakowie.

Tobie zapisał dom, również wiele warty.

Nie zapisał, tylko podarował i to na długo przed śmiercią dokonał aktu darowizny domu. Gdyby mi go nie podarował, też bym pewnie domu nie dostała.

Podobno objęłaś dom zdewastowany, w strasznym stanie, z powyrywanymi kinkietami, lampami i wszystkim, co się dało zdemontować?

Nie chcę tego komentować.

I zaczęłaś remont.

Tak, ten dom zresztą i tak nadawał się do remontu. W każdym razie informacja, że walczę o fundację to kaczka dziennikarska. Ja chciałam tylko zrozumieć, dlaczego Ojciec pokazał mi jedynie pierwszy testament, zarzekając się, że nie będzie go zmieniał. Zależało mu bardzo na tym, abym zrzekła się dziedziczenia, chociaż nie bardzo rozumiał, czemu ono ma służyć.

Przykre to, co mówisz, bo właściwie nie korzystasz ze spadku po ojcu, który przecież cię bardzo kochał.

Nie korzystam, bo tak naprawdę nie chodzi mi o majątek po Tacie. Teraz remontuję dom, co już kosztuje majątek, ale muszę to zrobić, bo dla mnie to ważna pamiątka po ojcu i część moich wspomnień z dzieciństwa. Mieszkał tam przecież.

Reklama

Masz o to wszystko żal do ojca?

Nie, nigdy. To była jego decyzja. Nawet jeżeli podjął ją pod silnym wpływem. Ja cierpię z tego powodu, że odszedł i bardzo mi go brakuje

Reklama
Reklama
Reklama