Karolina Szostak: „Czasami mam zachowania dyktatorskie. Jak mama, która wie wszystko najlepiej”
Co w sobie cenią? W czym się różnią?
- Katarzyna Piątkowska
Łączy je wyjątkową więź. Mama i córka — dwa żywioły. Karolina Szostak i Maryla Szostak trochę się sprzeczają, dogadują sobie, ale mocno się kochają! „Tak naprawdę nasza relacja jest w porządku. Potrafimy spędzać ze sobą całe dnie, bawić się razem, żartować. Choć bywają między nami napięcia, bo bywa trudno, jak w damskiej przyjaźni”, mówi gwiazda Polsatu i Polsat Sport. Co Panie mówią nam o swojej relacji?
Karolina Szostak i Maryla Szostka o relacji mamy i córki
Matka i córka. Jedna z trudniejszych relacji.
Maryla: Nie znam rodziny, w której wszystko układałoby się idealnie. Nasza relacja nie jest trudna. Powiedziałabym, że jest raczej normalna. Każda z nas jest inna, ma inny temperament. Oczywiście ścieramy się, ale jednocześnie za sobą przepadamy. Nie zdarzyło się, żebyśmy były na siebie obrażone dłużej niż pół godziny. Od niedawna jestem na emeryturze, dlatego jestem wyciszona, ale gdy pracowałam, miałam silne napięcia z tym związane. Dlatego teraz staram się zrozumieć Karolinę, która często wraca z telewizji naładowana energią i musi ją wyładować. Nie zawsze mi się udaje. Czasem wystarczy moja jedna uwaga i Karolina wybucha.
Karolina: Całe życie jestem poddawana krytyce ze względu na pracę. Przygodę z telewizją zaczynałam od udziału w programie „5–10–15”. I jak wracam do domu, to wolałabym nie słyszeć, że miałam źle ułożone włosy, źle pomalowane oko albo że powiedziałam, że coś jest nie tak.
Maryla: Karolina jest spod znaku Lwa i, jak to każdy Lew, ma wiele pozytywnych cech, ale nie znosi krytyki. A ja przecież robię to z miłości, z serca.
Karolina: Miłością droga do piekła jest wybrukowana… a nie, to były dobre uczynki (śmiech).
Zobacz także
Maryla: Kto uczciwiej niż matka powie…
Karolina: Nie skomentuję tego. Jak wiesz, że tego nie lubię, z serca możesz nie powiedzieć (śmiech).
Maryla: Czasem nie jestem w stanie się pohamować.
Karolina: Tak naprawdę nasza relacja jest w porządku. Potrafimy spędzać ze sobą całe dnie, bawić się razem, żartować. Choć bywają między nami napięcia, bo bywa trudno, jak w damskiej przyjaźni.
[...]
Pani urodziła Karolinę, gdy miała Pani 20 lat.
Maryla: I na początku traktowałam ją jak lalkę. Kładłam sobie na kolanach i ćwiczyłam rączki, nóżki. Godzinami się nią tak bawiłam. Nie interesowało mnie, że trzeba obiad ugotować, ale za to zawsze była pięknie ubrana. Przez pierwsze trzy miesiące nikt poza mną nawet nie mógł na nią spojrzeć. Miałam absolutnego kota. A potem wychowywałam ją zgodnie z książką. Jak wyczytałam, że dziecko musi regularnie chodzić spać, to proces przygotowywania do snu i zasypiania odbywał się codziennie co do minuty.
Karolina: Od zawsze byłyśmy ze sobą bardzo związane. Gdy mama chciała się mnie pozbyć z domu i zapisała mnie do przedszkola, okazało się, że tak źle działa na mnie zapach kaszy manny serwowanej dzieciom, że moja przedszkolna kariera potrwała tydzień.
Maryla: Chciałam mieć trochę oddechu, bo Karolina była bardzo absorbująca. Bawiła się tylko ze mną i chciała, żeby moja uwaga była skupiona tylko na niej. Gdy za długo coś robiłam, na przykład w kuchni, potrafiła na czworakach podejść do mnie, bo jeszcze nie chodziła dobrze, i ugryźć mnie w łydkę. Jak zostawała z opiekunką, to w oknie stały i czekały na mnie. Dzisiaj też tak czeka.
W oknie?
Karolina: Aż tak to nie (śmiech). Za to codziennie dzwonię, żeby sprawdzić, co u mamy słychać. Chociaż mieszkamy 500 metrów od siebie, możemy się nie widzieć tydzień. Nie prowadzimy godzinnych rozmów przez telefon i nie widujemy się codziennie, ale to, że wiem, że ona jest tutaj, blisko, daje mi poczucie bezpieczeństwa.
Karolina Szostak, Redakcja Sportowa Polsatu, 1998 rok
Mężczyznę, który ma taką relację ze swoją mamą, często określa się mianem maminsynka…
Karolina: W naszej relacji byłoby to mamincórka? Tylko że, jak już mówiłam, teraz to ja często traktuję mamę jak dziecko.
Maryla: Nie jest to dla mnie niemiłe, chociaż na początku trochę mnie denerwowało. Cenię sobie tę troskę Karoliny i jej uwagi, bo często bujam w obłokach, a ona potrafi mnie jednym słowem sprowadzić na ziemię. I najpierw się oburzam i myślę: Hello! Co ta Karolina! A potem mówię, że może jednak ma rację.
Karolina: Chyba tylko w duchu tak mówisz. Na głos nigdy.
Lubicie też razem podróżować?
Karolina: Od czasu do czasu.
Maryla: Bardzo lubię. Karolina też, ale się nie przyzna.
Karolina: Widzisz, jak jesteśmy różne? Ja jestem introwertykiem, a mama jest otwarta na świat i ludzi. Wszystkich zaczepia, ze wszystkimi się koleguje, przyjaźni. Ona gromadzi ludzi wokół siebie, lubi, żeby się coś działo. A ja wolę być trochę z boku. Przed pandemią poodsuwałam od siebie toksycznych dla mnie ludzi. I odżyłam. Co mi po takich znajomych, z którymi raz na miesiąc pójdę na imprezę albo jeszcze rzadziej. Nie o to w życiu chodzi.
Maryla: Wobec przyjaciół Karolina jest bardzo lojalna. W ich obronie stanęłaby z mieczem do walki. Ale musi mieć do tej osoby stuprocentowe zaufanie.
Karolina: Sama taka jestem i tego oczekuję. Mam intuicję do ludzi i wiem, komu można dać szansę, a komu nie.
Maryla: Ja nie jestem taka. Chyba przez to, że jestem starsza. Więcej przeżyłam i wiem, że świat nie jest czarno-biały. Istnieją szarości. Dlatego czasem próbuję tłumaczyć zachowania ludzi, a Karolina jest bardziej kategoryczna.
Karolina: Mama jest taka „friendly” i bardzo szybko potrafi się kimś zachwycić. Ja nie otwieram się aż tak bardzo.
Często jest tak, że córki obiecują sobie, że nigdy nie będą takie jak swoje matki.
Karolina: (śmiech) Nie da się. Mimo że jesteśmy od siebie różne, mamy inne charaktery, to jednak zauważam w sobie, w gestach, w pewnych zachowaniach czy nawet spojrzeniu, że jesteśmy bardzo podobne. Czasami mam zachowania dyktatorskie. Jak mama, która wie wszystko najlepiej.
Maryla: Widzę, że Karolina bywa apodyktyczna. I pytam ją: „Dlaczego tak się zachowujesz?”. A ona mi mówi, że ma to po mnie. Wtedy ja mówię, że szkoda, że nie odziedziczyła po mnie lepszych cech, tylko te gorsze (śmiech). Wiem dlaczego. Dużo pracowałam, często nie miałam czasu tłumaczyć jej różnych rzeczy. Zdarzało się, że wydawałam polecenia i starałam się trzymać dyscyplinę. To oczywiście było błędem, ale trudno czasem błędu nie popełnić. Pamiętam taką sytuację, że Karolina bardzo chciała pojechać na weekend z przyjaciółmi. Nie zgodziłam się bez podania przyczyny. Była wielka awantura, aż wystawiłam ją z walizką za drzwi. Po 15 minutach zastukała do drzwi.
[...]
Nie akceptujesz wyborów mamy?
Maryla: Nie zawsze akceptuje.
Karolina: Ale to ja mówię czy ty? Nie zawsze. I to działa w obie strony. Mówimy o wszystkim – wyborach życiowych, zawodowych. Mama przez 20 lat miała wspaniałego partnera, którego akceptowałam w stu procentach. Wszyscy tworzyliśmy bardzo fajną rodzinę. Mamy z mamą szacunek do naszych wyborów.
Maryla: Nie tylko w poważnych sprawach. W tych mniej znaczących też. Na przykład kocham spacerować po lesie, a Karolina nie cierpi. Nie namawiam jej.
Karolina: Mama jest wrażliwa na przyrodę, ja nie. Gdy wchodzę do lasu, czuję, jak mnie ten las zamyka. [...]
Cały wywiad w nowym numerze VIVY!
Czytaj też: „Ósmego marca miałam wypadek i ten dzień jest dla mnie jak drugie urodziny", mówi Karolina Szostak