„Byłam wśród aniołów”. Justyna Steczkowska przeżyła w dzieciństwie śmierć kliniczną. Jak to wspomina
1 z 7
Justyna Steczkowska przed obiektywem Mateusza Stankiewicza. Sesja zdjęciowa była uzupełnieniem wywiadu z 2013 roku, w którym opowiedziała m.in. o przeżytej śmierci klinicznej. Tylko u nas bardzo prywatna rozmowa o jej rodzinie, sposobach na kłótnie, a także... erotycznych fantazjach.
Justyna Steczkowska: Honorarium nie ma dla mnie znaczenia przy tworzeniu muzyki. I w tym jestem konsekwentna (śmiech). Od początku swojego muzycznego istnienia płyty nie przynosiły mi finansowych sukcesów. Chociaż większość z nich okryła się platyną. Od lat nie mam żalu do nikogo o nic. Naprawdę jestem człowiekiem bez żalu i ciśnienia, szczególnie jeśli chodzi o pieniądze. Dobrze zarabiam na koncertach i swoim wizerunku. Na rachunki, miłe wakacje i dobre jedzenie wystarczy. To jest luksus dla nas i więcej nie potrzebujemy.
– Czy jesteś tak wyluzowana, bo przeżyłaś własną śmierć w dzieciństwie?
Justyna Steczkowska: Trudno mi to ocenić… miałam zaledwie pięć lat. Na pewno to było wyjątkowe doświadczenie. Jechałam z kuzynką na rowerze i ona trzęsła nim dla zabawy. Przewróciłyśmy się i spadłam głową na beton. Poszła mi krew z ucha i film mi się urwał. Potem pamiętam już tylko jakieś migawki, biegną z noszami… Potem chyba przez tydzień nie było ze mną kontaktu. Rodzice modlili się całymi dniami o mój powrót, bo ja byłam już po drugiej stronie.
– Pamiętasz to?
Justyna Steczkowska:Wydaje mi się, a może wcale nie wydaje, bo dzieci w tym wieku są jeszcze powiązane ze światem, z którego przyszły, że byłam wśród aniołów. Pamiętam, że to było coś dobrego dla mnie i było mi przyjemnie. Czemu wróciłam?… Najwyraźniej moje życie tutaj jest ważne dla mojej duszy i tych wszystkich, z którymi spotykam się po drodze.
– I parę piosenek do zaśpiewania.
Justyna Steczkowska: Pewnie tak. Tylko dla moich rodziców to było straszne. Szkoda nawet myśleć, co musieli czuć, gdy ich dziecko miało pęknięcie podstawy czaszki i straciło przytomność. Sama jestem mamą i wiem, jakim skarbem są dla rodziców ich pociechy.
Polecamy: Justyna Steczkowska: "Dlaczego mylisz niewolę z byciem sobą? Mój luz to szpilki i kobiecość"
2 z 7
– Drżysz o swoich synów?
Justyna Steczkowska: Jak każda mama, ale bez histerii, bo zabrałabym im tak potrzebną każdemu odrobinę autonomii. Raz zdarzył się nam koszmar, gdy byliśmy ze Stasiem, naszym małym słodkim blondynkiem, na targu w Turcji. Jest pełen wiary w ludzi i ciekawy świata. To był moment. Coś go zaciekawiło, my przeszliśmy parę kroków, odwracamy się, a jego nie ma. Wokół tłum, trudno cokolwiek zobaczyć. Przez 20 minut biegaliśmy po tym targu, to było straszne. Na szczęście jakiś mądry wysoki Turek zobaczył naszego płaczącego synka, wsadził na swoje ramiona i chodził wśród tłumu. Nigdy nic mnie tak nie ucieszyło, jak jego twarzyczka.
Polecamy: Ma dziką duszę, bałkański temperament, odważny styl. Justyna Steczkowska rzuca na kolana
3 z 7
– Narodziny pierwszego syna, Leona, bardzo zburzyły Twoje życie?
Justyna Steczkowska: Narodziny człowieka zawsze są budujące. Dziecko jest twoim prawdziwym lustrem. Jedyną istotą na ziemi, która potrafi nauczyć cię bezwarunkowej miłości… sacrum… Bez tego dusza nie potrafi wzlecieć wyżej…
– Czasem młode matki są przerażone swoją nową rolą.
Justyna Steczkowska: Wiem… to duża odpowiedzialność. Nie mniej jednak większość z nich intuicyjnie wie, jak postępować. Temat poporodowej depresji jest mi obcy, chociaż Leo traktował noc jak dzień. Mieliśmy czasem z Maćkiem niezły maraton. Na szczęście mój mąż należy do tych mężczyzn, którzy potrafią zająć się małym dzieckiem i jeszcze czerpią z tego niebywałą przyjemność. Dlatego też szybko pozbierałam się po porodzie i po dwóch miesiącach stałam na scenie, w rozmiarze XS (śmiech).
– Cud boski.
Justyna Steczkowska: Po prostu dobre geny i odrobina determinacji. Nasza kochana Mami urodziła nas dziewięcioro. Opowiadała nam, że kiedyś na porodówce podszedł do niej lekarz, złapał ją za skórę na brzuchu i mówi do asystujących pielęgniarek: „Patrzcie, to jest najlepsza skóra, jaką w życiu widziałem!”. Tyle porodów i ani jednego rozstępu!
Polecamy: Justyna Steczkowska: artystka, żona, matka i siostra. Na okładkach "Vivy!" była we wszystkich rolach
4 z 7
– Jesteś wymagającą matką?
Justyna Steczkowska: Tulącą. Choć staram się uczyć ich konsekwencji i brania odpowiedzialności za swoje zachowanie. Ale bywają chwile, że nie daję rady, bo zalewa mnie fala miłości, widząc minę kota ze „Shreka”. A jak wiadomo, „miłość ci wszystko wybaczy”. Ale wtedy wraca mój mąż i wszystko się wyrównuje (śmiech).
– Tak się umówiliście?
Justyna Steczkowska: Mamy z Maćkiem różne zdanie na temat wychowania, bo i też różnimy się od siebie. Ale w ważniejszych kwestiach staramy się nie spierać ze sobą. A już na pewno nie kłócimy się przy dzieciach.
Polecamy: Kultowe zdjęcia VIVY! Justyna Steczkowska z synem Leonem. To było naprawdę dawno temu
5 z 7
– O co się spieracie?
Justyna Steczkowska: Najczęściej o wychowanie właśnie. Jesteśmy z różnych rodzin. Maciek ma brata, ja jestem z wielodzietnej rodziny. Maciek wychował się w fajnym, miłym, ciepłym domu, gdzie można było zawsze liczyć na to, że obiad będzie o stałej porze. Mój rodzinny dom był również pełen miłości, obiad zawsze był pyszny, ale niekoniecznie w środku dnia. Moi rodzice byli artystami, my wszyscy wciąż nimi jesteśmy. To był włoski, pełen emocji, rozkrzyczany, rozśpiewany dom. Wszystko było wszystkich. Czyli moja sukienka mogła być sukienką siostry albo koszulką brata (śmiech). Do tego byliśmy w koncertowych podróżach kilka miesięcy w roku. Moja mama jest niezwykle uporządkowana i nie znosi bałaganu, wiec miała z naszą „artystyczną” dziewiątką krzyż pański – jak mówiła babcia.
– Czyli jesteś bałaganiarą?
Justyna Steczkowska: Byłam jako dziewczyna. Wydawało mi się, że sprzątanie to strata czasu. Ale w czasie, kiedy dojrzewasz i twój charakter się zmienia, sam zaczynasz rozumieć, że porządek wokół ciebie to mniejsza ilość chaosu. Nie jest tak, że chodzę i nieustannie sprzątam, bo mamy cudowną gosposię. Wolę ten czas poświęcić dzieciom albo komponowaniu. Ale jestem osobą, która ogarnia dom i życie rodzinne, a Maciek super gotuje z Leonem w weekendy!
Polecamy: Justyna Steczkowska: "Dlaczego mylisz niewolę z byciem sobą? Mój luz to szpilki i kobiecość"
6 z 7
Justyna Steczkowska: Bywam wybuchowa. Co w sercu, to na języku. W pracy (poza sceną, oczywiście) rzadko kieruję się tą zasadą. Tam staram się trzymać emocje na wodzy, bo nie ma nic gorszego niż rozkapryszona gwiazda po czterdziestce! (śmiech). Wymagam od ludzi bardzo dużo, ale jeszcze więcej od siebie.
– Jak reaguje mąż, gdy krzyczysz?
Justyna Steczkowska: Nie krzyczę, tylko mówię podniesionym tonem (śmiech). Mój mąż wtedy robi to samo. Na szczęście mój gniew nie trwa więcej niż pięć minut i nie jestem obrażalska.
– To metoda na trwałe małżeństwo?
Justyna Steczkowska: Nie mam metody. Po prostu staram się każdego dnia być czuła, wyrozumiała i sexy :) z nadzieją, że te uczucia wrócą do mnie. To wszystko, co mogę zrobić.
– A czego obawia się 40-latka taka jak Ty?
Justyna Steczkowska: Chyba już niczego… ‚„Śmierć to tylko zamiana światów”, a „Starość to spokojny świat bez dat’’.
Polecamy: Ma dziką duszę, bałkański temperament, odważny styl. Justyna Steczkowska rzuca na kolana
7 z 7
– Spełniasz swoje fantazje, biegając z batem za półnagimi mężczyznami w teledysku?
Justyna Steczkowska: Aktorowi wystarczy zagrać łajdaka. Nie musi nim być. To jest moja praca, wizja, która ma wzbudzać emocje. Wkurzać, zachwycać, dodawać innym odwagi. Na scenie nie jestem mamą! To moja najważniejsza, ale prywatna rola.
– Ciekawe. Z jednej strony przykładna matka i żona, a z drugiej perwersja.
Justyna Steczkowska: Perwersja to za dużo powiedziane, raczej seksualna wyobraźnia, ale przecież mężczyźni to kochają! Zresztą kobiety równie mocno.
– Czyli ten bat i skóry to z sypialni?
Justyna Steczkowska: Spuśćmy na to zasłonę milczenia, Romanie. Gdybyś potrzebował jakichś gadżetów z moich teledysków, zadzwoń (śmiech).
Rozmawiał: Roman Praszyński
Zdjęcia: Mateusz Stankiewicz/AF Photo
Stylizacja: Jola Czaja
Makijaż: Ewa Gil/MAC
Fryzury: Marek Sierzputowski/Atelier Ruby Blue
Scenografia: Ewa Iwańczuk i Tomasz Felczyński
Manikiur: Marzena Kanclerska/Nail Spa
Produkcja: Ela Czaja
Asystentka produkcji: Dagmara Widerman
Polecamy: Justyna Steczkowska: artystka, żona, matka i siostra. Na okładkach "Vivy!" była we wszystkich rolach