Reklama

Dla Justyny Steczkowskiej rodzina jest bardzo ważna. Wychowała się pośród dziewięciorga rodzeństwa. W wywiadzie dla dwutygodnika VIVA! opowiada, jak żegnała najbliższych. Jak przeżyła śmierć ojca i dlaczego opiekuje się matką po wylewie.

Reklama

Miałaś okresy, kiedy czułaś, że Bóg cię opuścił? Że jesteś na dnie rozpaczy?

Byłam na dnie rozpaczy, to prawda, ale czy myślałam o tym, że Bóg mnie opuścił? Nie... Zawsze wtedy myślę, gdzie popełniłam błąd, gdzie zgubiłam samą siebie... To nigdy nie jest wina Boga. Wiem, że ludzie uwielbiają zwalać swoje nieszczęścia na innych, ale to jest zawsze droga donikąd. Nasze nieszczęście jest spowodowane najczęściej konsekwencją naszych czynów. Naszym sposobem postrzegania świata, braku miłości i zrozumienia.

Ale zwykle nie przez nas umiera bliska osoba?

To prawda, ale jeśli wiesz, że śmierć jest tylko zamianą światów, to przyjmujesz to z pokora i zrozumieniem . To jest strata dla ciebie, tutaj, nie dla tego kogo dusza wraca tam, skąd przyszła po kolejnych doświadczeniach za Ziemi.

Chcesz powiedzieć, że nie płakałaś, jak umarł Twój ojciec?

Płakałam, bardzo... Ale z drugiej strony byłam szczęśliwa, że już jest wolny od bólu, że może wreszcie być szczęśliwy. Umierał z uśmiechem na twarzy. To był jeden oddech. Wiedziałam, że wyzwolił się z niewyobrażalnego cierpienia. Wiedzial ze po drugiej stronie jest równie pięknie .

Na płycie „Maria Magdalena” śpiewasz o duszy. Czujesz połączenie z tatą?

Widocznie nie przypadkiem tak się stało, że mój tata porzucił kapłaństwo dla stworzenia rodziny. Dzięki jego wyborom pojawiłam się na tym świecie. Moje rodzeństwo i ja. Jestem mu za to wdzięczna. Był człowiekiem świadomym swojej duchowości. Nic na świecie nie dzieje się przypadkiem.

Jak wygląda duchowość przy dziewiątce dzieci?

Duchowość to codzienność. Dbanie o relacje z ludźmi, o czystość serca, o uczciwość względem siebie i innych. Ojciec był dobrym, cierpliwym, człowiekiem. Dbał nie tylko o nas. Pomógł wielu dzieciakom z patologicznych rodzin, uczył ich muzyki, dał im szansę, pomógł zobaczyć cel w życiu.

To, że porzucił kapłaństwo miało wpływ na wasze wychowanie?

Jako dziecko nie wiedziałam o tym. Dla mnie był po prostu ukochanym tatą. Dowiedziałam się dopiero jako nastoletnia dziewczynka.

Od kogo?

Od mojej siostry.

Agaty?

Tak.

Trudne, że książka o rodzicach się ukazała?

Trudne dla mojej mamy. Przez to jest trudne dla nas wszystkich. Wbrew jej woli napisane.

Kapłaństwo taty to była rodzinna tajemnica?

Tajemnica? Nie odczuwałam tego w ten sposób, jak byłam dzieckiem. Może czasami nie rozumiałam pewnych zachowań ludzi z rodzinnej wioski mamy względem nas.

Jakich zachowań?

Jako sześciolatka podróżowałam sama z Rzeszowa do babci, co było dużą odwagą z mojej strony i dużym zaufaniem ze strony mojej mamy. Pamiętam ciekawość pewnej kobiety w autobusie. „A czyjaś ty?”, zapytała. „Jak twoja mama ma na imię?”. Ja: „Danusia”. „A Danka biała czy czorna? Jakie ma włosy?”. Mówię, że czarne, a kobieta odsuwa się z niechęcią. Bo to dziecko „tej” kobiety.

Tabu.

Dzisiaj to już nie jest tabu. Ale moja mama wyrosła w innych czasach i poniosła tego konsekwencje. Pomimo, że w tamtej historii jako kobieta zachowała się najlepiej jak mogła. Zakochała się, ale nikogo do niczego nie zmuszała. Wyjechała z miejsca, w którym się wychowała, miała dom i rodzinę, żeby zbudować wszytko od zera. Postanowiła wziąć odpowiedzialność za swoje życie. To była decyzja mojego taty, żeby ją odnaleźć i związać się z nią. Bardzo cudowna i odważna - kłaniam się ojcu i chapeau bas! Dzięki ich miłości jestem. Ale myślę, że moja mama przez całe życie miała poczucie winy.

Pomimo wielu cudowności, które w jej życiu się wydarzyły i dzieci, które miała i taty, którego kochała. Myślę, że ciężko jej było się pozbyć tego brzemienia. Dlatego wracanie do tego było rozdrapywaniem starych ran, niepotrzebnie. Zdanie naszej rodziny było takie, żeby tego nie robić. Tym bardziej, że wielu ludzi z rodziny mamy i taty nie odwróciło się od nich i pomagali im jak tylko mogli, pomimo sprzeciwu społeczności. Ale Agata podjęła taką decyzję obarczając w dużej mierze nas jej konsekwencją. Media suszyły mi głowę, pomimo tego, że z publikacją książki nie miałam nic wspólnego i robiły wszytko, żeby skłócić nas ze sobą .

Twoja mama mieszka z Tobą?

Gdy tata zmarł, mama zamieszkała w naszym domu koło Warszawy. Odciążyłam ją od wszystkiego, co spada na głowę człowieka, który zostaje sam. Po 10 latach wróciła do Stalowej Woli, pomieszkać sama ze sobą i swoimi przyjaciółkami. Potem dostała wylewu i trzeba się było nią naprawdę opiekować. Przez kilka lat mieszkała tam, gdzie się wychowała i gdzie nadal mieszka jej rodzina w domu, który kupił mój ukochany brat Jacek. Miała pomoc domową, ale jeszcze była na tyle sprawna, że mogła się sama poruszać. Ale po drugim wylewie jest kompletnie niepełnosprawna. Nie chciałam, żeby trafiła do domu opieki, więc wzięłam to na siebie. Przerobiłam parter domu pod wymogi osoby niepełnosprawnej i mieszkamy razem.

Reklama

Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Ona mi dała życie, które jest największą wartością i jestem jej – i mojemu tacie - wdzięczna. Dlatego chcę, żeby mama czuła się zaopiekowana, kochana i potrzebna. Jest z nami w domu, w którym jest rodzina, dzieci, wnuki, gosposia, wszyscy ją kochają, wspierają każdego dnia. Pomagają we wszystkim. Staś codziennie czyta jej książki. Mama się pięknie uśmiecha. I chociaż od lat nie mówi, jej oczy mówią wszystko. Choroba bliskich to chwila próby dla zdrowych. Bycie opiekunem starszej niepełnosprawnej osoby jest bardzo trudne pod wieloma względami. Nie dałabym sobie rady, gdyby nie prawdziwa bezwarunkowa miłość do mamy. Kocham ja, jestem i chce być przy niej na zawsze i do końca.

Więcej o miłości, duszy i kłótniach z mężem w rozmowie Justyny Steczkowskiej dla dwutygodnika VIVA! Na rynku od 27 grudnia 2019 r.

Magdalena Łuniewska
Magdalena Łuniewska
Reklama
Reklama
Reklama