„Chciałem zrobić film, w którym kobiety wkręcają faceta”, Juliusz Machulski o swojej „Volcie”
Reżyser kultowej „Seksmisji”, Juliusz Machulski, nakręcił nową komedię kryminalną, „Volta”. W wywiadzie dla dwutygodnika VIVA! tłumaczy, dlaczego:
Chciałem zrobić film, w którym kobiety wkręcają faceta. Robią go w konia.
- To zabawny film sensacyjny. Ale jeden z wątków gorący - nacjonalizm.
Pewnie widzowie nie uwierzą, ale film napisałem rok przed tzw. dobrą zmianą.
- Coś w powietrzu musiało być. I to, że kobiety są głównymi bohaterkami, to też duch czasów.
Jestem za kobietami. Za ich prawami decydowania o swoim ciele, za in vitro, za związkami partnerskimi, za parytetem. W dzisiejszej Polsce, która jest antyfeministyczna, to ma dodatkową wymowę”.
- Teraz jest Pan walczącym feministą?
Filmowiec zaangażowany jest podejrzany. Wolę filmowca profesjonalnego, tak samo jak wolę dentystę profesjonalnego od zaangażowanego. Ale jako osoba publiczna wypowiadam sądy, opinie. To trochę mój obowiązek, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Myślę, że nie trzeba walczyć za kobiety, one doskonale dają sobie radę.
Początki kariery Juliusza Machulskiego
W najnowszej VIVIE! znany reżyser wspomina początki swojej kariery. Wszystko zaczęło się od „Vabanku”, zabawnej komedii o przedwojennych włamywaczach. Scenariusz napisał, gdy miał 22 lata. Sprowokował ciąg przygód prawie "wojennych".
„Sukces filmu był wielkim zaskoczeniem. „Vabank” na Festiwalu Filmów Polskich , który wtedy jeszcze odbywał się w Gdańsku, dostał nagrodę za debiut i został zaproszony na festiwal do Manili. W styczniu miałem lecieć na Filipiny ale grudniu wybuchł stan wojenny. Myślałem: „Kurde, nie pojadę”. Dla mnie to był prawdziwy dramat. Ale komunistyczne władze doszły do wniosku, że lepiej wysłać filmową delegację, pokazać że wszystko jest ok. I jeden reżim stanu wojennego wysłał nas do drugiego reżimu stanu wojennego. Braterska wymiana stanów wojennych. W środku zimy u nas stały koksowniki na ulicach, wszyscy wiemy, a ja wsiadałem do samolotu do Kopenhagi. Na pokładzie było sześć osób, Gołda Tencer i jakiś pan, który wiózł podręczną lodówkę pełną jabłek. „Bo w Bangkoku jabłka są bardzo drogie”. W Kopenhadze czekał na nas dwupiętrowy jumbo-jet, tajskie linie. Rozumie pan tę schizofrenię? Każdy ma inne wspomnienia ze stanu wojennego.
- Szczęściarz z Pana.
Głupi ma szczęście. W Manili też dostałem nagrodę za debiut. Dwa lata wcześniej upadł festiwal w Teheranie, w państwie Chomeiniego. Państwo Marcos na Filipinach chcieli stworzyć azjatyckie Cannes. Ale jeśli chodzi o przepych to Cannes przy tym, to była msza na bocznym ołtarzu. W czasie wręczania nagród, to na scenie gwardia honorowa w historycznych mundurach prezentowała broń, z góry leciały płatki róż, a chór dziewic śpiewał Alleluja. I prezydent Marcos osobiście wręczał mi olbrzymią statuetkę... Uścisnął mi rękę. Zapytałem czy już widział mój film. „Jeszcze nie” odpowiedział.
- Jak się Pan czuł?
Myślałem, że to normalne. Że teraz będzie tak zawsze. Krzysztof Zanussi był w jury, więc na pewno pomógł w nagrodzie. Ale film się podobał, sprzedano go do 30 krajów świata. W Londynie normalnie chodził w kinach”.
Więcej o filmowych przygodach Juliusza Machulskiego, jednego z najpopularniejszych polskich reżyserów przeczytasz w najnowszej VIVIE! Na rynku od 29 czerwca 2017 r.