Julia Wieniawa: „Jestem feministką. Raczej intuicyjną niż ideologiczną”
„Uważam, że kobiety nie powinny uzależniać swojego szczęścia od drugiej osoby, w tym faceta”
- Beata Nowicka
Julia Wieniawa gna za marzeniami. Dla niej nie ma rzeczy niemożliwych. Śpiewa, tańczy, komponuje, gra, projektuje. „Od dziecka wiedziałam, czym chcę się zajmować w przyszłości i że będą to różne pola artystyczne. Uważam to za ogromny dar i przywilej, ponieważ większość moich rówieśników nadal nie wie, co chce w życiu robić. Dzięki temu szybciej mogłam zacząć realizować plany i marzenia, a moje motto brzmi: „Marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia”, mówi artystka. W rozmowie z Beatą Nowicką wokalistka opowiada o przepisie na sukces, feminizmie i girl power.
Julia Wieniawa o sukcesie, feminizmie i girl power
Masz swoją definicję sukcesu?
Julia Wieniawa: Sukces wyobrażam sobie trochę jak schody. Osiągając kolejne stopnie, ma się ochotę na więcej, wyżej, szybciej, lepiej. Dlatego ważne jest zachowanie balansu. Trzeba umieć powiedzieć sobie czasem: „Ej, jest dobrze, nie goń tak” i docenić to, co się ma.
Ja na wiele swoich „schodków sukcesu” już rzeczywiście dotarłam, nawet szybciej, niż sądziłam, ale cały czas stawiam sobie nowe cele. Dla niektórych miarą sukcesu jest sukces finansowy. Myślę, że osiągnęłam już zadowalający mnie poziom, co nie oznacza, że nie będę dalej pracować. Właśnie dzięki temu poczuciu bezpieczeństwa mogę bawić się pracą, a nie się o nią martwić. To wspaniałe uczucie, kiedy mogę inwestować w swoją muzykę i sztukę, żeby sprawiać, aby była jak najwyższej jakości. Inni za sukces uznają popularność. Zdobyłam ją, ale teraz zaczęło mi zależeć na czymś zupełnie innym, bo „celebryctwo” trochę mnie zmęczyło.
Co Cię w nim drażni?
To, że przyćmiewa moje zawodowe sukcesy. Nie lubię być wrzucana do jednego worka z ludźmi, którzy nie robią nic innego poza „byciem” na Instagramie. Wiadomości typu: z kim wypiłam kawę, jaką mam fryzurę albo jakie auto kupiłam, często stają się ważniejsze niż moje zawodowe osiągnięcia. Na szczęście to się zmienia.
Sprawdź też: Pierwszy solowy album Julii Wieniawy już dostępny! Takie są „Omamy”
Jaki jest Twój przepis na sukces?
Cieszę się ze wszystkiego, co osiągnęłam. Z rzeczy wielkich i drobnych: że wydałam płytę, wystąpiłam na Orange Warsaw Festival, że drop mojej marki spodobał się fanom, że udało mi się zrobić superśniadanie – chociaż nie umiem gotować – i mój chłopak się z tego ucieszył, smakowało mu. Jestem przepełniona wdzięcznością za to, co mam – to mój przepis na sukces, polecam każdemu. Codziennie, kiedy kładę się spać, na głos albo w myślach wymieniam rzeczy, za które jestem wdzięczna. Odkąd wyzbyłam się całkowicie zawiści i negatywnej zazdrości, czuję, że gwiazdy mi sprzyjają. Kiedy smakujesz pozytywną energią, przyciągasz pozytywne rzeczy. A w Polsce, niestety, ludzie często są przepełnieni żółcią i zawiścią.
Dlaczego tak uważasz?
Myślę, że duży wpływ miała na to historia. Przez wiele lat nie mieliśmy nic, a jak ktoś miał, to inni mówili, że wysługiwał się władzy komunistycznej albo kradł. To wciąż tkwi w naszej mentalności, choć przecież dzisiaj mamy nieograniczone możliwości. Każdy może odnieść sukces, wystarczy zabrać się do roboty. Nie pochodzę z bogatej rodziny, co niektórzy sugerują. Kiedy byłam młodsza, chodziłam po prostu na zajęcia do domu kultury niedaleko domu. Zajęcia musicalowe też nie były drogie, ale trzeba było je znaleźć, a potem na nie regularnie chodzić, ćwiczyć. Oczywiście jednym może być łatwiej, drugim trudniej, ale znam mnóstwo dzieciaków z bogatych domów, które przez to, że miały wszystko, nie robią nic. Wpadły w pułapkę dobrobytu.
Jesteś feministką?
Bardzo nie lubię skrajności i nie lubię skrajnego feminizmu. Ale tak, jestem feministką. Raczej intuicyjną niż ideologiczną. Cenię sobie związek i mojego ukochanego, ale zawsze sobie poradzę bez faceta. Uważam, że kobiety nie powinny uzależniać swojego szczęścia od drugiej osoby, w tym faceta. Powinniśmy zawsze dążyć do tego, żeby być niezależne finansowo, duchowo i psychiczne. Jak się nauczymy być szczęśliwe same ze sobą, będziemy szczęśliwe w związku. Jeśli będziemy kochały siebie, będziemy umiały kochać innych. To jest podstawa. Facet może być cudownym dopełnieniem naszego szczęścia. W kwestiach zawodowych jestem feministką. Od dawna mam ustalone własne stawki, które mnie satysfakcjonują, więc nie obchodzi mnie, ile za to samo dostają faceci. Ale otaczają mnie kobiety, które zarabiają dużo mniej od mężczyzn na tych samych stanowiskach. W dzisiejszych czasach to absurd. Jestem za równouprawnieniem, ale nie należę do grona kobiet, które krzyczą, że mężczyźni są najgorsi i niech zapanuje „Seksmisja”. Lubię, jak mój chłopak otwiera mi drzwi, kupuje kwiaty, pomaga założyć płaszcz i zaprasza na kolacje. Najważniejszy jest balans.
Sprawdza się we wszystkim.
No właśnie. Nie znoszę polityki, bo wszyscy krzyczą, wyzywają się, nikt nie potrafi poprowadzić konstruktywnego dialogu. Chodzę na parady równości, na strajki kobiet, bo uważam, że powinnam wykorzystywać swój głos w słusznej sprawie. Ale nie wypowiadam się na tematy polityczne, na których się nie znam.
Komu więcej zawdzięczasz: kobietom czy mężczyznom?
W rodzinie kobietom, ale zawodowo mężczyznom. Reżyserem „Rodzinki.pl” jest Patrick Yoka, jeden z głównych „ojców” mojego sukcesu. Pamiętam, że na castingu, na którym było mnóstwo dziewczyn, ja byłam jedną z ostatnich. Zagrałam przed nim scenkę, a jemu oczy zabłyszczały. Wyszedł potem do tych dziewczyn i powiedział: „Wszystkie byłyście super, ale rolę wygrywa Julia Wieniawa”. Dzięki Patrickowi zaczęłam swoją przygodę. Był pierwszą osobą, która mnie zauważyła i doceniła. Jestem mu za to ogromnie wdzięczna. Co tu dużo mówić, ten rynek jest zdominowany przez facetów, więc nie mogę kłamać, że kobiety dały mi to, co mam. Natomiast sama staram się szerzyć girl power. Wydaje mi się, że jestem jedną z nielicznych wokalistek w Polsce, która otacza się na scenie tyloma kobietami! (śmiech)
Na dodatek bardzo ładnymi. Zwróciłam na to uwagę. Nawet pomyślałam, że jesteś odważna.
Dziękuję. Dziewczyny zazwyczaj wybierają facetów, być może dlatego, że boją się konkurencji na scenie. Ja uważam, że utalentowane i sensualne tancerki to duża siła. Jestem dumna, że są częścią mojego zespołu. Natomiast nie wierzę do końca w girl power w show-biznesie. Ze smutkiem stwierdzam, że to jest hasło wydmuszka. Kiedy spotykałam się – wiele razy – z zawiścią, zazdrością i podcinaniem skrzydeł, to wyłącznie ze strony kobiet. W życiu prywatnym mam wspaniałe przyjaciółki, które mnie bezgranicznie wspierają, ale w show-biznesie niewiele koleżanek dobrze mi życzy, większość rzuciłaby mi kłody pod nogi. Nie czuję tego wsparcia.
Smutne to…
Już się z tym pogodziłam i robię swoje. Oczywiście są też superwyjątki! Mam kilka takich koleżanek. Dostaję zawsze ogromne wsparcie od Maffashion. Pierwszy raz mi pomogła, jak byłam jeszcze dziewczynką znikąd, która wydała jakiś singielek, a ona wrzuciła moją piosenkę na swojego Facebooka. Nigdy jej tego nie zapomnę. Do dziś wspiera młodych artystów i artystki. Jest fantastyczną dziewczyną i cieszę się, że teraz się kolegujemy.
Co Cię najbardziej boli?
Spłycanie mojej osoby. W Polsce ładna dziewczyna, która fajnie się ubiera, a na dodatek ma „drogą torebkę”, z definicji jest po prostu głupia. Nie może być jednocześnie artystką, która ma coś do powiedzenia, bo to się wzajemnie wyklucza. A ja dobrze wiem, co chcę przekazać swoją twórczością, natomiast lubię też dobrze wyglądać. Nie rozumiem, dlaczego muszę wyzbyć się swojej zmysłowości i kobiecości, żeby być poważnie traktowana? Nie zgadzam się z tym. Ostatnio obejrzałam dokument na Netflixie o Jennifer Lopez. I uprzedzając portale plotkarskie – nie porównuję się do niej, ale uderzyło mnie to, co mówiła. Lopez borykała się – i wciąż się boryka – z podobnymi problemami, co ja. Powiedziała tam: „Całe życie mówili mi, że nie jestem wystarczająco dobra. Skoro robię tyle rzeczy naraz, to znaczy, że nie jestem dobra ani w graniu, ani w tańczeniu, ani w śpiewaniu, ani w projektowaniu”. Nie rozumiem, czemu dla ludzi „bycie multitasking”, a przy okazji bycie szczęśliwą, jest nie do przyjęcia.
Nowy numer w kioskach już od 4 sierpnia.
Zobacz też: Julia Wieniawa: „Najbardziej boli mnie spłycanie mojej osoby”