Reklama

Do popkultury przeszedł dzięki wielkiemu przebojowi Anny Marii Jopek. Jest uzdolnionym muzykiem, ale przede wszystkim kochającym mężem żony Debory i dumnym ojcem aż jedenaściorga dzieci. Niestety, liczne potomstwo sprawiało, że wielokrotnie rodzina Joszko Brody musiała mierzyć się z falą negatywnych komentarzy, byli nawet wytykani na ulicy. Ale starają się tym nie przejmować, bo mają świadomość, co jest w życiu najważniejsze...

Reklama

Kim jest Joszko Broda? Stworzył Arkę Noego, piosenka Anny Marii Jopek zapewniła mu wieczną sławę

Muzycznego fachu uczył się od ojca, Józefa Brody oraz od Jana Sikory „Gajdosza”. Talent wykazywał od najmłodszych lat: gdy miał ich zaledwie cztery, już występował z zespołem swojego taty. Joszko Broda jest multiinstrumentalistą: potrafi posługiwać się m.in. drumlą, fujarą postną, trombitem a nawet liściem, słomką oraz trzciną! Współpracował z wieloma artystami na polskiej scenie, szczególnie tymi związanymi z rockiem i wykonującymi muzykę, w której promowana jest szeroko pojęta kultura chrześcijańska: Luxtorpeda, 2TM2,3, Voo Voo, Raz Dwa Trzy czy Arka Noego.

Ten ostatni zresztą współtworzył. Ich hity, takie jak „Taki mały, taki duży może świętym być” czy „Tato (Nie boję się, gdy ciemno jest)” nucą kolejne pokolenia. Ale to przebój Anny Marii Jopek z 1997 roku, zatytułowany po prostu „Joszko Broda” sprawił, że imię i nazwisko urodzonego w Istebnej muzyka znalazło się na ustach całej Polski...

Swój talent od zawsze wykorzystuje również do kształcenia młodych talentów. Prowadzi w tym celu specjalne warsztaty muzyczne. A przy tym potrafi także śpiewać po góralsku. Z różnymi formacjami występował na scenach zarówno w Polsce, jak i na tych międzynarodowych. Śmiało można stwierdzić, że jest żywym dowodem na to, że muzyka – bez względu na to, przez kogo jest wykonywana i w jakim języku śpiewana – nie zna podziałów i granic. A co wiemy o życiu osobistym Joszko Brody?

Czytaj także: Nie żyje aktor popularnego serialu. 30-letniego artystę pożegnał ukochany mąż. Kilka miesięcy temu wzięli ślub

Euzebiusz Niemiec/AKPA

Joszko Broda, czerwiec 2003 roku

Zdjęcia Olga Majrowska

Joszko Broda w sesji dla „VIVY!”, wrzesień 2019 roku

Joszko Broda z żoną Deborą mają jedenaścioro dzieci. Od zawsze chcieli stworzyć dużą rodzinę

Ich miłość rozpoczęła się od rozmowy, choć w tle – co oczywiste – musiała być również muzyka. „Zaczęliśmy rozmawiać o koncertach, które mój tata organizował. Nie chodziło o słowa, które wtedy padły, tylko o podejście do życia. Odkryliśmy, że podobnie patrzymy na świat”, wspominała w rozmowie z Beatą Nowicką jego małżonka.

Joszko Broda oświadczył się przyszłej żonie Deborze po zaledwie dwóch tygodniach. Nie była na to przygotowana, miała zaledwie 17 lat. Musiał ponawiać pytanie kilka razy. Czuł, że to jest kobieta, z którą chce spędzić resztę życia. Nie miał żadnych wątpliwości. „Nie miałem wątpliwości, że ta dziewczyna jest skarbem. Zaimponowało mi, że jest człowiekiem doskonale dobrym. Była jedną z pierwszych osób, z którą mogłem pogadać o sztuce, ponieważ Debora intelektualnie absolutnie mnie przerasta”, komplementował ją.

W końcu uległa jego czarowi, w tym pewności siebie i temu, że nie bał się spełniać marzeń i talentem zachwycał wszystkich. Ślub wzięli 5 czerwca 1999 roku. A dokładnie w dwudziestą jego rocznicę na świecie pojawiło się ich jedenaste dziecko: córeczka Antonina.

Po raz pierwszy zostali rodzicami w 2000 roku, gdy narodził się Jan. Nie wiedzieli wówczas o tym, co ich czeka, nic. Później był Maciej (rocznik 2002), Tomasz (2004), Mikołaj (2006), Jeremi (2008), Iwo (2009), Maria (2010), Roch (2012), Józef (2014), Piotr (2018) i wspomniana wcześniej Antonina. Dziewięciu synów i dwie córki.

Zdjęcia Olga Majrowska

Dzieci Joszko i Debory Brodów, sesja dla magazynu „VIVA!”, wrzesień 2019 roku

Jak przyznają, pojawienie się na świecie dziecka to ogromne wydarzenie. Joszko Broda był przy każdym porodzie. „Kiedy rodził się Jasio, nie wiedziałem nic o tym, jak to jest, kiedy się rodzi człowiek. Kiedy rodziła się Tosia, byłem już przygotowany na wiele sytuacji. Przez lata naoglądaliśmy się genialnych położnych i takich, które nigdy nie powinny uprawiać tego zawodu, oraz genialnych lekarzy i takich, którzy nigdy nie powinni zostać lekarzami. Każde dziecko to jest ogromne wydarzenie”, podkreślał Joszko Broda w rozmowie z Beatą Nowicką dla „VIVY!” we wrześniu 2019 roku.

Jego małżonka kilka miesięcy wcześniej w rozmowie z Anną Lewandowską przyznała, że od zawsze marzyła o dużej rodzinie. Sama ma 11 braci i dwie siostry. „Już jako młoda dziewczyna, wczesna nastolatka bardzo chciałam mieć dużą rodzinę dlatego, że moja rodzina, w której się wychowałam, jest świetna! Zawsze czułam w niej pozytywne emocje związane z tym, że jesteśmy razem, że jest nas dużo, więc i ja zawsze też tak chciałam”, zwierzyła się Debora Broda.

Macierzyństwo jest dla niej wyzwaniem, ale z logistyką radzi sobie świetnie. Wraz z mężem starają się pokazywać dzieciom, że popełnianie błędów jest wpisane z ludzką egzystencję. Jak podkreślają, dają im prawo do pomyłek, zaś wypominanie dziecku, że coś zrobiło źle uważają za „nieodpowiedzialne i głupie”. „Staram się zostawić dzieci w spokoju. W momencie, kiedy się ich nie tresuje, same dochodzą do wniosku: „Aha, mamo, trzeba te koszulki złożyć, bo potem będziemy ich szukać pięć godzin”. Zależy mi na tym, żeby nie stosować kar i nagród”, podkreślała w rozmowie z „VIVĄ!” Debora Broda.

Ich dzieci są zdyscyplinowane, ale też potrafią zadbać o swoje potrzeby. Gdy chcą się przytulić do rodziców, po prostu przychodzą i to robią. Poza tym te starsze pomagają rodzicom i ich wspierają. Małżonka artysty mówi, że organizacja funkcjonowania rodziny, cała logistyka, ma w sobie coś z zarządzania biznesem, firmą. Są te małe, średnie oraz duże. Żona Joszko Brody ma kilka zasad, którymi nieustannie się kieruje.

„Mój podział wygląda tak: po pierwsze: ja – nikt się za mnie nie wyśpi, nikt za mnie nie zadba o zdrowie i psychikę, więc muszę o to zadbać sama, nie mogę siebie skreślić, muszę sobie poukładać, co jest mi potrzebne, żeby w tym wszystkim też się dobrze czuć. Po drugie: związek – nikt oprócz mnie nie zatroszczy się o to, więc organizujemy czas tylko dla siebie, wychodzimy we dwoje. Jest to coraz prostsze, bo dzieci są coraz starsze. Po trzecie: dzieciaki i relacje z nimi, więzi, opieka. To jest taki fundament, gdzie nie stosuję minimalizmu, ale raczej złoty środek”, zwierzyła się w rozmowie z Anną Lewandowską.

Rodzice podjęli decyzję, że ich dzieci uczą się w domu. Po pierwsze dlatego, że w ich opinii szkoła generuje niepotrzebny stres oraz niszczy kreatywność. Po drugie zaś takie rozwiązanie sprawia, że relacje i więzi są znacznie silniejsze. „Moim zdaniem szkoła w wielu przypadkach ukradła ludziom to serce rodziny. Matki są teraz po to, żeby odżywić, nakarmić, ubrać i wysłać, oddać do instytucji, która dzieci wychowa i zaprogramuje. Dzieci przenoszą swój główny punkt odniesienia na relacje, które tworzą się w szkole, ponieważ szkoła zgarnia najwięcej najważniejszego czasu i używa profesjonalnych narzędzi służących integracji. Tylko że często te szkolne więzi są obietnicą bez pokrycia, a rodzina to rodzina”, podkreśliła Debora Broda.

Czytaj także: Wygrała z wokalistką zespołu Ich Troje i gwiazdą innego programu. Kim jest Kasandra Zawal, laureatka konkursu Miss Polski 2024?

Instagram @rodzinabrodow

Joszko Broda z dziećmi, 2019 rok

Rodzina Joszko Brody jest wytykana przez ludzi. Do krytyki podchodzą z dystansem

Niestety, co jakiś czas stykają się z bardzo negatywnymi komentarzami na swój temat. Szczególnie bolesne dla żony Joszko Brody było to wtedy, gdy na świat przyszła jej najmłodsza córeczka. Wówczas w sieci przeczytała, że ona oraz jej dzieci nie mają prawa żyć, porównywano całą rodzinę do zwierząt, życzono im najgorszego. Debora Broda podkreśla, że hejt jest przemocą i wszystko to, czego doświadczyła, bardzo mocno w niej tkwiło. „Siedziałam sobie w szpitalu z tą malutką, świeżo urodzoną Tosieńką i myślałam sobie: Co ja takiego złego zrobiłam? Co my zrobiliśmy?”, wspominała w rozmowie z Anną Lewandowską.

Mimo tego ma dystans wobec tego, co mówią i jak zachowują się ludzie. Niestety, czasem do tych nieprzyjemnych sytuacji dochodzi również na żywo. „Jak znajdujemy się w miejscu publicznym, ludzie zaczynają nas liczyć i robić nam zdjęcia. Mnie osobiście to bawi, chociaż odkąd wprowadzono 500 plus, wiele osób patrzy na nas wrogo i to jest przykre, więc szukamy takich miejsc, gdzie nie musimy się tłumaczyć, że nie jesteśmy wielbłądem”, ujawniła.

Do tego tematu powrócili również w rozmowie z Beatą Nowicką. Debora Broda stwierdziła, że w Polsce samo słowo „wielodzietni” jest odbierane negatywnie, stąd powstała alternatywa: duża rodzina. Pod wieloma utworami, które tworzą, z miejsca pojawiają się negatywne komentarze. Ale najbardziej bolą te, które wygłaszane są na żywo... „Kiedy urodziłam Tosię, mimo że spotkałam w szpitalu wspaniały zespół, usłyszałam z ust jednej pani doktor, co o nas myśli i jakie ma dla nas rady, których nie będę publicznie powtarzać. Takie rzeczy bolą”, podkreśliła.

Jej mąż potwierdził te słowa. „Kiedy pojawiamy się w jakichś programach telewizyjnych, natychmiast odzywają się albo ci z lewej, albo ci z prawej, albo ci ze środka i każdy nas wyklina po swojemu. Ostatnio, po moim występie w TVN, jakaś osoba napisała mi na Facebooku: „A to się pan zeszmacił”. To jest kwestia kultury. Bronisław Malinowski stworzył piękną definicję kultury: „Kultura rodzi się z potrzeb”.

Jego małżonka stwierdziła natomiast wprost, co stanowi dla niej największy problem. „Dla mnie w wielodzietności najtrudniejszy z tego wszystkiego jest odbiór. Kiedy gdzieś się pojawiam, ludzie muszą mi zadać parę tych standardowych pytań. Mam poczucie, że nie ma dla mnie miejsca w tym społeczeństwie, że chciałabym sobie zaistnieć na takich samych zasadach jak wszyscy, ale po prostu nie mogę, bo mam jedenaścioro dzieci i już jestem „jakaś” z tego powodu. Ludzie mają gotowe tezy, stereotypy na mój temat, na temat naszej rodziny”, wyliczała.

Ale cała rodzina żyje po prostu na własnych zasadach. Na tyle, na ile to możliwe, starają się nie przejmować tym, co ich spotyka. „My nie działamy w schemacie. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, kim my jesteśmy, co my robimy, dlaczego jesteśmy zapraszani tu i tam. Nasza rodzina jest dla ludzi jakąś hybrydą, czymś dziwnym. Ludzie często zadają mi pytanie: „Ile bochenków chleba jecie na śniadanie?”. To są problemy, które ich zajmują. Jemy tyle, ile trzeba. Albo 99 procent ludzi mówi: „Ile pan ma dzieci? Jedenaścioro? A, to u was musi być bardzo wesoło”. Raz jest wesoło, raz smutno, jak w życiu. My na pewno jesteśmy mniejszością. Tak się czujemy”, zakończył.

Mimo trudnych doświadczeń, życzymy rodzinie Joszko Brody wszystkiego, co najlepsze!

Czytaj także: Znają się ponad 30 lat, dopiero teraz poznaliśmy kulisy ich relacji. Olaf Lubaszenko zrobił to w dniu urodzin Janusza Józefowicza

Zdjęcia Olga Majrowska

Joszko i Debora Brodowie, sesja dla „VIVY!”, wrzesień 2019

Zdjęcia Olga Majrowska

Debora Broda z dwiema córkami, wrzesień 2019 roku

Reklama

[Ostatnia publikacja na Viva Historie 05.07.2024 r.]

Reklama
Reklama
Reklama