Reklama

Dziś odbyło się ostatnie pożegnanie Pawła Królikowskiego. Juror Twoja Twarz Brzmi Znajomo, genialny aktor, ulubieniec widzów. 27 lutego 2019 roku przegrał walkę z chorobą neurologiczną. Miał zaledwie 58 lat. Informacja o śmierci Pawła Królikowskiego wstrząsnęła wszystkimi. Najbliżsi aktora nie mogą pogodzić się z jego odejściem, do końca czuwali przy jego łóżku. Odszedł wspaniały człowiek, kochający mąż, oddany tata i dziadek. Od kilku dni Pawła Królikowskiego żegnają gwiazdy, przyjaciele, koledzy z planu oraz najbliżsi. A jak wspomina go Joanna Kurowska? W rozmowie z Krystyną Pytlakowską opowiada o pracy z aktorem i ich niezwykłej przyjaźni.

Reklama

Joanna Kurowska o Pawle Królikowskim

Pawła poznałam, kiedy byłam jeszcze studentką. Nasza przyjaźń zaczęła się od pracy w tym samym filmie, i pomimo, że niektórzy twierdzą, że męsko-damska przyjaźń nie istnieje, myśmy mieli wyjątkowe porozumienie dusz. Od pierwszego dnia zdjęciowego zawładnął nami ten sam rodzaj chemii, po prostu jedno wiedziało, co myśli drugie. Taka przyjaźń zdarza się niezmiernie rzadko. Tak bardzo się polubiliśmy, że po wielu latach zostałam matką chrzestną najmłodszego syna Pawła. Zaprzyjaźniłam się też z jego żoną Małgosią i z całą rodziną a nawet poczułam się jakby jej częścią. Widywaliśmy się bardzo często nie tylko dlatego, że jako matka chrzestna byłam zapraszana na wszystkie uroczystości czy święta. Mieszkaliśmy przecież pod Warszawą, niedaleko siebie, więc byliśmy też sąsiadami. Paweł często mówił: „Wpadnę do ciebie na kawę to sobie pogadamy”. Zaczęliśmy też grać w tej samem sztuce. Sztuka była czteroosobowa i nosiła tytuł ”Lunch po północy”. Nie umiem powiedzieć, za co tak bardzo go lubiłam. Ja dzielę artystów na ludzi i aktorów. A Paweł był „ludziem”.

Pod tym kątem dobieram sobie przyjaciół. Najbardziej mnie w nim ujmowało jego myślenie o innych. Pamiętam gdy lecieliśmy samolotem do Dusseldorfu na spektakl a Paweł mówi: „Kupmy coś naszej garderobianej”. I kupiliśmy jej pięknie perfumy. I to Paweł wyszedł z tą propozycją a ja jako kobieta na to nie wpadłam. Kiedy umarł mój mąż on z Małgosią byli pierwszymi, którzy podali mi rękę. Zaprosili mnie na pierwsze Boże Narodzenie bez mojego męża. I Paweł kupił wszystkim dziewczynkom – swoim dwóm córkom i mojej Zosi medaliony na złotym łańcuszku. Potraktował moją Zosię jak trzecią córkę, którą trzeba się zaopiekować, bo zabrakło jej ojca. Zawsze mówiłam, że jak Zosia będzie brała ślub, to Paweł poprowadzi ją do ołtarza, jako ojciec zastępczy. Ale już nie poprowadzi.

Pomagał mi jak mógł, dawał mi adresy fachowców, którzy naprawią dach, czy coś innego w domu. Powiedział: „Pozwól, że się tym zajmę, bo tu brakuje faceta”. Kiedy się dowiedziałam, że jest chory, nie powiedziałem mu, że wiem. Potem sam mnie o tym poinformował. Jeździłam do niego do szpitala, ale nie mogę o tym opowiadać, bo dławi mnie smutek. Bardzo jest mi źle z tym, że odszedł. Wczoraj przepłakałam całą noc a dzisiaj w Radomiu gram w komedii. No cóż, samo życie.

Reklama

Archiwum prywatne Joanny Kurowskiej
Archiwum prywatne Joanny Kurowskiej
Reklama
Reklama
Reklama