Reklama

Joanna Dark i Marek Dutkiewicz - charyzmatyczna piosenkarka i wybitny autor tekstów. Od 33 lat patrzą w tym samym kierunku. "Mamy takie same gusta muzyczne, estetyczne i takie same poglądy polityczne, to nas scementowało. Przez pierwsze 10 lat bardzo dużo podróżowaliśmy po świecie. A jak już się napodróżowaliśmy i nasyciliśmy sobą, zaczęliśmy myśleć o tym, żeby się rozmnożyć", mówił artysta w rozmowie z Beatą Nowicką. Narodziny syna - Ksawerego wywróciły ich świat do góry nogami. Joanna Dark i Marek Dutkiewicz doświadczyli wielkiej miłości. Dziś to dorosły mężczyzna. Czy poszedł w ślady rodziców? Tak artystyczny duet mówi o relacji z jedynym dzieckiem.

Reklama

Marek Dutkiewicz i Joanna Dark o miłości do syna, Ksawerego

Ksawery zmienił coś w Waszym życiu?

Marek: Ba!
Joanna: O Boże, wszystko. Wywrócił nam to życie do góry nogami. Jesteśmy zakochani w naszym synu, a on w nas. Rozmawiamy codziennie: „Kocham cię. Kocham was”. W listopadzie skończy 21 lat. W ubiegłym roku opuścił dom, studiuje w Amsterdamie. Bez niego jest beznadziejnie.
Marek: Mamy wspaniałego psa, ale… nie zastąpi syna (śmiech). Bardzo nas zaskoczył swoją decyzją. W Amsterdamie studiuje historię starożytności. Chce się specjalizować w egiptologii. To jest dziecko, które nigdy nie było pod namiotem. Jeździł z nami po hotelach na całym świecie, raczej był chowany pod kloszem i rozpieszczany. Nagle, rzucony na głęboką wodę, świetnie sobie radzi z codziennością. Nie jest w dżungli, ale zaskoczył nas: robi zakupy, pranie, sprząta – tu ostatnio się podciągnął – gotuje. Mieszka w akademiku, dzwoni z kuchni do Joanny, żeby podała mu kolejny przepis albo skorygowała to, co właśnie przyrządza.

Kiedy urodziłaś dziecko, Twoja kariera trochę wyhamowała. Było Ci żal?

Joanna: W ogóle. Marek naciskał, żebym nagrała nową płytę, i gdy Ksawery miał sześć miesięcy, zaczęliśmy ją tworzyć w Olsztynie. Absolutnie nie byłam na to gotowa. Mój tata przyjeżdżał do Warszawy opiekować się Ksawerym, a ja strasznie tęskniłam. Cały czas ryczałam. Fatalnie znosiłam te rozłąki, to był dla mnie horror. Płytę skończyliśmy, wyszła całkiem nieźle. Potem rzeczywiście robiłam dużo mniej, ale nigdy tego nie żałowałam. Myślę, że jestem archetypem matki. Cieszyłam się jego dzieciństwem, każdym krokiem, słowem, zabawą. Uwielbiałam czytać mu książki. Drugi raz przeżywałam własne dzieciństwo. To była bajka.
Marek: Przy mnie syn wyedukował się muzycznie. We dwóch jeździliśmy na wszystkie wielkie koncerty gwiazd, które przyjeżdżały do Polski. Od Eltona Johna przez Paula McCartneya, Rolling Stones po Queen i Marka Knopflera. Przed każdym koncertem Ksawery odsłuchiwał całą dyskografię tych artystów. Ma fenomenalną pamięć muzyczną, ale… świetny instrument klawiszowy stoi w domu i się kurzy. Od dzieciństwa interesował się za to starożytnością. Kiedy byliśmy w Warszawie na znakomitej wystawie „Tutanchamon. Grobowiec i skarby”, okazało się, że ma wiedzę większą od naszego przewodnika. To było imponujące. A jednak zaskoczył nas, gdy postanowił spożytkować tę pasję. Najpierw na UW studiował archeologię w języku angielskim, ale był rozczarowany poziomem tego języka u wykładowców.
Joanna: Kiedy powiedział nam o Amsterdamie, przez pierwsze dni byłam w szoku, a potem stwierdziłam: „Rób, jak czujesz, synku, co ci podpowiada intuicja”.

Czytaj też: Chciał spełnić marzenie o tańcu, musiał na to zarobić. "Mama pomagała mi, ale nie chciałem być jej kulą u nogi"

Marlena Bielinska/MOVE

No cóż, dzieci nie są naszą własnością…

Marek: …choć miewamy takie złudzenia. Poza tym często projektujemy na dzieci swoje marzenia. Moi rodzice byli pogodni, wyrozumiali, na dużo mi pozwalali. Nie mieli pretensji, że zwiałem z prawa, potem z anglistyki i olałem naukę na skrzypcach. Wzdychali i mówili: „Trudno, synku, rób swoje”. My też staramy się Ksawerego wspierać. Chyba ma duszę naukowca. Kariera naukowa w dzisiejszych czasach to raczej krucha podstawa egzystencji, no ale… Myślę, że docenia fakt, że pozwalamy mu spełniać własne marzenia.
Joanna: Jest asertywny, czasami nie wie, czego chce, ale zawsze wie, czego nie chce. Podobny do mnie
(śmiech).

Ksawery wyfrunął z gniazda, możesz skupić się na twórczości. Po sukcesie koncertowym płyty „Osiecka/Przybora. Ale jazz!” przygotowałaś wyjątkowy projekt – koncertowe wersje piosenek autorstwa Marka w nowych, zaskakujących aranżacjach.

Joanna: Marek docenił tę płytę i powiedział, że też chciałby mieć taką, na której zaśpiewam tylko jego piosenki. Ostatnio po koncercie w Trzebnicy pani zapytała: „A kiedy będzie można kupić płytę z piosenkami pana Marka?”. To chyba był znak. Zatem 5 kwietnia jest premiera nowego programu koncertowego, który nazywa się „Jolka pamięta!”. Wybrałam piosenki, które podobają mi się najbardziej. Zaśpiewam: „Dmuchawce”, „Windą do nieba”, „Przytul mnie”, „Michelle ma belle”, „Luz, blues, w niebie same dziury”, „Podaruj mi trochę słońca”. No i oczywiście „Jolkę”.

Cały wywiad do przeczytania w nowej VIVIE! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży od czwartku, 28 marca.

Marlena Bielinska/MOVE
Krzysztof Opaliński
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama