„Nie wiem, czy to samczość alfy, czy nerwica natręctw”. Jarosław Kuźniar ma ambicje na... więcej!
1 z 7
Jarosław Kuźniar opowiedział nam swoim życiu zawodowym i ambicjach. Niedawno dziennikarz ogłosił, że kończy współpracę z telewizją TVN. Podobno jego decyzja wynika z tego, że nie czuje się dobrze w programie śniadaniowym. Przypomnijmy, że Kuźniar 7 września 2015 roku został gospodarzem programu „Dzień Dobry TVN”, który prowadził razem z Anną Kalczyńską. Z Grupą TVN był związany od 2007 roku. Wcześniej w TVN24 prowadził poranne pasmo „Wstajesz i wiesz” oraz współprowadził wieczory wyborcze. Był też gospodarzem talent show „X Factor”.
Dlaczego Kuźniar odchodzi?
Swoją decyzją Kuźniar bardzo zaskoczył swoich fanów. Jedno jest niemal pewne - nie zamierza zmieniać zawodu. Zapowiedział już powrót do dziennikarstwa informacyjnego. W 2011 wyznał w Piotrowi Najsztubowi: „Na pewno nie chciałbym umrzeć przed kamerą. Tylko – bez żadnej kokieterii – kompletnie nie jestem w stanie robić nic innego, co pozwoliłoby mi się utrzymać”. Powiedział też, że nie mógłby być szefem, choć to od kilku lat z powodzeniem prowadzi małe biuro podróży. Nic jednak nie wskazuje na to, żeby chciał poświęcić się tej branży w pełni.
Jarosław Kuźniar na łamach VIVY gościł dwa razy - w 2008 i 2011 roku. Co jeszcze powiedział naszym dziennikarzom o ambicji, męskości, perfekcjonizmie i kompleksach? Najciekawsze fragmenty wywiadów do przeczytania w galerii.
Polecamy też: Ryj, gnój... Szokująca kampania z Jarosławem Kuźniarem!
2 z 7
– Pracoholik?
Jarosław Kuźniar: Byłem, myślę, że to się teraz jakoś uspokoiło w tym sensie, że czasami odpuszczam…
– Była terapia?
Jarosław Kuźniar: Nie. To wynikało trochę z tego, że jak „wyszedłem” z domu, z Bielawy, i pojechałem do Wrocławia, musiałem cały czas udowadniać, że „potrzymajcie mnie jeszcze, bo ja się tutaj nadaję do tej pracy”. Siłą rzeczy człowiek musi więcej robić niż inni, bo non stop coś udowadnia. Mam tak cały czas, że muszę coś udowadniać, nawet jak już wszyscy mówią: jest OK, to ja jeszcze „spróbuję, pokażę wam, że jeszcze można lepiej”.
– Jest Pan samcem alfa? Który chce zdominować otoczenie?
Jarosław Kuźniar: Tak, dlatego nigdy nie mógłbym chyba być szefem.
– Bo byłby Pan strasznym szefem?
Jarosław Kuźniar: Strasznym nie, tylko po wszystkich poprawiam. To jest moja choroba. Mam non stop pretensje, które mi, choremu, wydają się oczywiście uzasadnione, że coś „nie weszło” w tym czasie, w którym miało wejść, a gość się spóźnił, bo ktoś nie dopilnował. Tylko nie wiem, czy to jest samczość alfy, czy jakaś nerwica natręctw.
– Może jest Pan po prostu upierdliwy?
Jarosław Kuźniar: Wkurzający, no…
– Pieprzony perfekcjonista?
Jarosław Kuźniar: Tak, myślałem, że tego się trzeba wstydzić, ale chyba nie.
Polecamy też: Kim Tomasz Lis chciałby być za 10 lat? "Chciałbym dalej być na powierzchni" - wyznał "Vivie!"
3 z 7
– To kiedy się Pan przekonuje, że naprawdę jest mężczyzną?
Jarosław Kuźniar: Jak mi coś zawodowo wyjdzie, chociaż powinienem odpowiedzieć na to pytanie jakimś przykładem z sypialni wziętym.
– Bo to jest też pytanie o to, czym jest męskość?
Jarosław Kuźniar: Zaradnością.
– ...?
Jarosław Kuźniar: Tym, że się nie prosi innych o pomoc, tylko się samemu tę pomoc oferuje. Dzisiaj mam taki dzień, że mnie wszystko wkurza, nic mi się nie udaje, dostaję non stop baty, od samego rana. I nie dzwonię, nie czekam, aż mi ktoś pomoże, tylko załatwiam sprawy, a potem pewnie otworzę wino i…
– Czytałem, że miał Pan taki okres, kiedy wino było często, jakieś półtora roku...
Jarosław Kuźniar: Tak.
– Alkoholizm to choroba naszego zawodu.
Jarosław Kuźniar: Niestety. Czytałem „Z głowy” Głowackiego, wiem, jak oni wszyscy, dziennikarze, pisarze, artyści, nie tyle kończą, co trwają. Dzisiejsza butelka wina wypita co wieczór to jednak nie to samo, co niegdyś pół litra wódki.
– Każdy się pociesza na swój sposób.
Jarosław Kuźniar: Pamiętam taką rozmowę z dziennikarzem Antyradia, niepijącym alkoholikiem Krzysztofem Dowgirdem. Zaprosiłem go rano do TVN24, żebyśmy sobie pogadali. Były jakieś kolejne dane, że Polacy bardziej piją czy Rosjanie już przestali pić, nie pamiętam. I zaczęliśmy rozmawiać, a on podszedł do tego bardzo poważnie, bo nie miał powodu inaczej po swoich doświadczeniach. No i wyszło na to, że jest ze mną źle. Pomyślałem: „O Jezu, to może rzeczywiście...”. Teraz wiem o tym i pilnuję się. Ale pamiętam też taką rozmowę z Adamem Nowakiem z Raz, Dwa, Trzy, kiedy on w tej sprawie powiedział: „Ale jak inaczej?”. I nie widzę, żeby się zataczał po mieście.
Polecamy też: „Jestem absolutnie niezgwałconym idealistą”. Kuby Wojewódzkiego ucieczka przed dorosłością
4 z 7
– Realizuje Pan schemat: „Udało się chłopakowi wyrwać z małego miasteczka”?
Jarosław Kuźniar: W pewnym sensie tak. Podejrzewam, że byłbym dobrym pomocnikiem mechanika samochodowego, jakim jest mój ojciec, chociaż kilka rzeczy mu popsułem. Ale pewnie nie byłbym z tym szczęśliwy, więc spróbowałem zwyczajnie uciec i żyć po swojemu. Udało mi się zrealizować swoje założenie – wyjechać do Warszawy i jak najszybciej pracować w miejscu, o którym zawsze marzyłem. Tylko że ta granica marzeń zawsze się przesuwa. Ale udało mi się, bo się czuję bezpiecznie w tym mieście, bezpiecznie sam ze sobą, nie mam w sobie strachu, że jak za wysoko podniosę głowę, to spocznę na laurach, że mi się coś uda, a za chwilę ktoś mnie łupnie, bo ja na to nie zasłużyłem.
– Jak Pan sobie dał radę z kompleksami prowincjusza?
Jarosław Kuźniar: Nie dałem sobie. Ale mówimy o awansie, że awans jest też po to, żeby się z kompleksów wyleczyć.
– Z kompleksów nie można się wyleczyć, można je oswoić, uznać, że to już nie jest strach. Zostaje tylko jakaś świadomość, jest się z prowincji i nigdy już nie będzie się kimś z wielkiego miasta.
Jarosław Kuźniar: Mam tę świadomość, chociaż nie chcę, żeby się mieszkańcy Bielawy oburzyli, że to jest prowincja. Tak, jestem z mniejszego miasta. Ale to też pomaga, to nie musi uwierać. Warszawa jest takim miastem, że tutaj właściwie warszawiaków jest mniej niż przyjezdnych, więc pewnie każdy z tych przyjeżdżających musiał udowadniać więcej niż inni, żeby wywołać słowa: „Zostawcie go tu w tym mieście, niech on tu jeszcze pobędzie”. To mi też pomaga, trzyma na ziemi.
– A co Panu dało to, że wychowywał się Pan w małym miasteczku?
Jarosław Kuźniar: Przekonanie, że jak sam sobie czegoś nie zrobisz, to niczego nie dostaniesz. Bo to nie jest tak, że kończę świetne liceum w Warszawie i moi rodzice, ojciec lekarz albo prawnik, mówią: No, synu, kupimy ci mieszkanie, być może poszedłbyś do jakiejś pracy. A piszesz coś? To może poszedłbyś do TVN24? Idź, zapytaj, pewnie tam są praktyki, my ci je opłacimy. Ja wiem, że muszę zapieprzać, żeby zwyczajnie się dobić. To mi dało siłę, żeby walczyć.
Polecamy też: Dorota Wellman - „pani adrenalina” czy kura domowa? Jaka jest prywatnie i czy inna niż w telewizji
5 z 7
– Kogo pytasz po skończonym programie: „Jak wypadłem”?
Jarosław Kuźniar: Jak było do dupy, wiem to sam. Oglądam się na „szpiegu”, który wszystko nagrywa. Koledzy się nabijają, że narcyz ze mnie, a ja się uczę. Bo tu źle stanąłem, tam źle trzymałem gazetę, zasłaniając kolegę. Muszę uważać na miny. Dawniej mocno gestykulowałem. Słucham uwag. Nie obrażam się, gdy widzowie piszą, że garnitur mam przyciasny, wiem, że muszę schudnąć.
– Kokietujesz widzów?
Jarosław Kuźniar: Bawię się z nimi. Wchodzimy ludziom rano do domów i co? Mamy się „mądrować”, bo pozjadaliśmy wszystkie rozumy i teraz to my wam opowiemy, jak wygląda świat? Nie, tu trzeba stworzyć pewną atmosferę. I ja się staram ją tworzyć.
– Masz naturę showmana, zawsze taki byłeś?
Jarosław Kuźniar: Moi rodzice nie byli prawnikami czy lekarzami, nie oczekiwali, że pójdę w ich ślady. Mama była panią sklepową. Tata – kierowcą. Jak tylko poszedłem do liceum, bardzo chciałem zostać dziennikarzem. Napisałem tekścik o tym, jak to się dręczy pierwszoklasistów – „koty”. Pojechałem z nim do „Gazety Wyborczej” we Wrocławiu z pytaniem, czy mogą to opublikować. I miałem szczęście. Pani w sekretariacie spojrzała na mnie życzliwie. Tekstu mi nie opublikują, ale mogę przyjechać do nich w wakacje, popatrzeć, jak się robi gazetę – usłyszałem. Splotem okoliczności trafiłem do radia. Miałem wtedy lat 15.
– Niech sobie Ciebie wyobrażę – wytarte dżinsy…
Jarosław Kuźniar: Miałem obleśnie nażelowane długie włosy z przedziałkiem i dbałem o to, żeby się równo układały (śmiech). Mama się ze mnie nabijała: „Znowu z mokrą głową wychodzisz”. Ale przecież nie mogłem na to założyć czapki, fryzura by mi się zepsuła. Pierwszą audycję w radio prowadziłem, mając 16 lat. Dostałem całe cztery godziny. Nazywało się to „Pop fm”. Dzieciaka potraktowano poważnie.
Polecamy też: Kto najbardziej wkurza Polaków? Wyniki sondażu zdecydowanie wskazują na...
6 z 7
Dziennikarz w wywiadzie w 2011 roku wyznał, że nie interesuje go sława i bywanie na salonach.
Jarosław Kuźniar: Mam spokojny dom i to mi wystarczy. W Warszawie żyję od 11 lat i jak widzę, mogę być w telewizji i nie muszę „bywać”. I to jest fajne, chociaż wydawało się niemożliwe. A każdą nową rzecz, którą mi pozwalają robić w telewizji czy na którą ja się decyduję, traktuję jako kolejne wyzwanie zawodowe. Nie potrzebuję nagle pieniędzy, żeby spłacić kredyt, nie potrzebuję dodatkowej gotówki, żeby sobie lepiej w życiu radzić.
Dlaczego więc zdecydował się wtedy na poprowadzenie programu „X Factor”?
Jarosław Kuźniar: Strasznie szybko się wszystkim nudzę. Więc jak mam poczucie, że zaczynam przebierać nogami w miejscu albo jakby mnie ktoś na szelkach, jak młodego chłopczyka, podniósł, i wtedy nimi macham, myślę, że skoro jest okazja spróbować czegoś w innym świecie i spróbować te dwa światy połączyć, to dlaczego nie?
Polecamy też: Patricia Kazadi: "Daję z siebie 100 procent". Udowodniła to na sesji zdjęciowej i naszym wideo
7 z 7
Dziennikarz karierę zaczął bardzo wcześnie. Czy nie ma poczucia, że stracił dzieciństwo. W wywiadzie z 2008 roku powiedział:
Jarosław Kuźniar: Jak rodzice mają pieniądze, dzieci mogą chodzić na konie, na dżudo, nie muszą się niczym przejmować. A kiedy muszą? Ja na nic nie chodziłem. Grałem w piłkę, aż zapomniałem schować rower, zanim wyszedłem na trening. Przypomniałem sobie, kopiąc piłkę, że tego nie zrobiłem. Pędziłem pod dom przez miasto, ale roweru już nie było. Nie ukradli go, ojciec go schował. Kiedy wpadłem do domu, dostałem lanie. I za karę ojciec zakazał mi chodzić na piłkę. Nie było mowy, że jak ukradną, to się, synku, nie martw, kupimy ci drugi. Rodzice nie mieli na drugi. Potem poszedłem do roboty. Pracuję już 15 lat, jestem trochę zmęczony. Mam na karku trzydziestkę, a czuję się na więcej. Zawsze miałem starszych znajomych. Z większością kumpli w swoim wieku nie miałem o czym rozmawiać. Nie szedłem z nimi na piwo.
Na co wydał pierwsze zarobione pieniądze?
Jarosław Kuźniar: Pierwsze większe były chyba w Warszawie, w Trójce. Postanowiłem wyjechać. Poszedłem do biura podróży i powiedziałem: „Mam tysiąc złotych, ani grosza więcej”. „Wylot jutro”, usłyszałem. I znalazłem się na Cyprze, w pokoju z obcym facetem. Na dopłatę do jedynki nie wystarczyło. Połowa mojej torby to były zupki w proszku. Piękne czasy, nie miałem wtedy brzucha. Jak ja lubię podróże.
Polecamy też: Lista Przebojów Trójki ma już 34 lata! Jakie były początki audycji i Marka Niedźwiedzkiego - „Armaniego list przebojów”?