Janusz Leon Wiśniewski wziął ślub z ukochaną na Mauritiusie! Ujawnił szczegóły
„Ewelina była w białej sukience, ja w trampkach”, mówi nam pisarz
- Krystyna Pytlakowska
Przez lata żył na walizkach. Kiedyś policzył, że mieszkał w ponad dwóch tysiącach hoteli, zwłaszcza na początku swojej pracy we Frankfurcie. Czego szukał, za czym gonił? Janusz Leon Wiśniewski, uznany fizyk i chemik, informatyk, autor bestsellerowych powieści, w ważnej rozmowie o samotności, inspiracjach, stabilizacji, szczęściu i swoim „najważniejszym priorytecie” – żonie Ewelinie.
Krystyna Pytlakowska: Masz teraz ustabilizowane życie, rozpakowałeś walizki. Jesteś z tym szczęśliwy?
Janusz Leon Wiśniewski: Jestem. Odkąd w sierpniu 2018 wróciłem po 30 latach do Polski, do Gdańska, dużo się zmieniło. Moja żona Ewelina też zmieniła swoje życie i przyjechała tutaj z Konina. Tam miała pracę, rodzinę, przyjaciół, a zdecydowała się to wszystko zostawić. Moim zdaniem wykazała większą odwagę, chociaż akurat w moim życiu, inaczej niż u niej, skończyło się nieustanne podróżowanie.
Za czym goniłeś? Czego szukałeś?
Podróże moje podczas pracy naukowej we Frankfurcie najczęściej wynikały z powodów zawodowych. Korporacja wysyłała mnie w różne miejsca świata. Brałem udział w konferencjach, kongresach, sympozjach. Leciałem na przykład na Hawaje, wiedząc, że będę wracał w Wigilię. Żaden profesor z instytutu nie chciał się tego podjąć, a ja nie mogłem zrozumieć, jak można nie chcieć lecieć na Hawaje, i to jeszcze nie za swoje pieniądze. Rzeczywiście wracałem w Wigilię – pamiętam stewardesy w czapkach świętych mikołajów, kolędy w samolocie. Myślę, że wszyscy, którzy długo żyli w PRL, uważają, że podróżowanie jest przywilejem. Byliśmy głodni podróży. Później, kiedy zacząłem pisać, do podróży służbowych dołączyły podróże związane z moim drugim życiem – literackim. W którymś momencie moje książki zawędrowały do wielu krajów.
Przetłumaczono je na 19 języków. Wyszedł ze mnie podróżnik z dzieciństwa. Tak samo jak opuściłem dom jako 14-latek, żeby pływać na statkach rybackich, tak później, już jako 40-, 50-latek, ciągle miałem potrzebę oglądania świata. To nie były ucieczki. Raczej paląca tęsknota za nowymi przeżyciami. Zostało mi to do dzisiaj. Na szczęście jestem z kobietą, która tęskni za tym samym.
I dlatego pobraliście się na Mauritiusie?
Po trochu tak. Bo ślub to przecież jedno z przeżyć najważniejszych. Głównie jednak dlatego, że chcieliśmy, aby zacząć naszą najpierwszą podróż – już jako mąż i żona – w pięknym miejscu. I świat nam sprzyjał. Dzień naszego ślubu był piękny, słoneczny, ciepły i bezwietrzny. Zachód słońca porażał urodą. Po prostu wieczorna orgia światła na plaży. Ewelina była w białej sukience, ja w trampkach. Cała uroczystość odbyła się w obecności synów Eweliny, Michała i Witolda, oraz mojej młodszej córki i jej chłopaka Duńczyka.
Czytaj także: Janusz Leon Wiśniewski o partnerce: „Nie mogła uwierzyć, że informatyk tak pisze o emocjach!”
Janusz Leon Wiśniewski, Ewelina Wojdyło, na planie „Dzień Dobry TVN”, Warszawa, 25.04.2021 rok
A dlaczego właśnie Mauritius?
Byłem tam w 1999 roku i ta wyspa mnie oczarowała. Poza tym przysięga małżeńska jest tam wyjątkowa, bo chodzi nie tylko o miłość i wierność, ale jest też zdanie: „Zawsze będziesz dla mnie najważniejszym priorytetem”. To mi się bardzo spodobało. Najpierw ten priorytet mnie rozbawił, ale potem pomyślałem, że przecież właśnie o to między dwojgiem ludzi chodzi. Żeby byli dla siebie najważniejsi. Nasza kolacja ślubna odbyła się w namiocie na plaży, przy świecach i muzyce, a woda prawie dotykała naszych stóp. Na dodatek na tydzień uciekliśmy od europejskiej pandemicznej szarugi i szarości.
[...]
Na skrzydełku napisano, że to książka o sile miłości.
To się zgadza. Bohaterowie „Gate” bardzo kochają. To miłość ich wysyła w podróże.
Twoja żona Ewelina taka właśnie jest?
Ona pięknie kocha, ale nie tylko. Mam to szczęście, że się bardzo mocno przyjaźnimy i mogę na niej polegać, a ona może polegać na mnie. Potrafi mnie też odwieść od czegoś głupiego, tak mi to przekazać, żebym był przekonany, że sam podjąłem tę decyzję. Zawsze doradzam 30-latkom, żeby znajdowali partnerki, z którymi chce im się rozmawiać. I że fajnie jest mieć kogoś, od kogo można się czegoś nauczyć. Mnie się to akurat przydało, bo dla mojego umysłu ścisłego spotkanie oczytanej polonistki było wielkim szczęściem.
Rozmawiała: KRYSTYNA PYTLAKOWSKA
Czytaj także: Janusz Leon Wiśniewski: „Samotność to nieodłączna towarzyszka ludzkiego losu”