Piotr Kraśko: „Człowiek nie wie, co to lęk, dopóki nie zacznie bać się o dziecko”
1 z 7
- Jestem niepoprawnym optymistą - mówi Piotr Kraśko. Zapytany, czy przejmuje się tym, że stracił posadę w TVP, zaprzecza. - Mając 45 lat, człowiek wie też mniej więcej, co jest ważne - kwituje w rozmowie z Beatą Nowicką do najnowszej VIVY!. Lata pracy w telewizji nauczyły go podchodzenia do życia i ludzi z dystansem. A trudności związane ze zwolnieniem osłodziły dziennikarzowi narodziny trzeciego dziecka - córki Laury.
Co według niego jest w życiu naprawdę ważne?
Piotr Kraśko: Dam taki prosty przykład. Byliśmy z Kingą Rusin na otwarciu Kliniki Rehabilitacji przy Centrum Zdrowia Matki Polki, która powstała dzięki Fundacji TVN. W pewnym momencie przeszliśmy na oddział tuż obok – to była kardiochirurgia dziecięca. Wspaniały, niebywale skromny lekarz opowiadał nam o dzieciach, które tam leżą. Jednym z nich był wcześniak ważący mniej niż 1000 gramów. Prawie cztery razy mniej niż moja córka, która chwilę wcześniej się urodziła. I ten niesamowity człowiek miał zrobić temu maleństwu operację serca, która była jedyną szansą na jego ocalenie. Kiedy znajdzie się pani w takim miejscu i pomyśli, że to mogłoby być pani dziecko, to rozumie się bardzo szybko, że nasze codzienne lęki i niepokoje są niczym w porównaniu z tym jednym oddziałem w jednym szpitalu. A to, co ja robię w pracy, jest bez znaczenia w porównaniu z tym, co robi ten wspaniały człowiek, który dla kilkorga dzieci każdego dnia jest jedyną nadzieją. Poza tym inaczej mówi się o wydarzeniach z początku roku po miesiącu pracy w nowym miejscu.
Czy Piotr Kraśko zawsze wiedział, co chce robić w życiu? Za co podziwia swoją żonę? I komu się zwierza z problemów? Zachęcamy do przeczytania najciekawszych fragmentów wywiadu i obejrzenia zdjęć z eleganckiej sesji zdjęciowej autorstwa Mateusza Stankiewicza w naszej galerii.
2 z 7
– Pan zawsze wiedział, co chce w życiu robić?
Piotr Kraśko: Nie. Bardzo długo wydawało mi się, że najważniejszą rzeczą na świecie jest teatr. Zdawałem na teatrologię w Warszawie, bo wtedy nie można było studiować reżyserii teatralnej od razu po maturze. Myślałem, że jak pójdę na teatrologię, to może jakoś szybciej pozwolą mi się przenieść na reżyserię. Ale już na pierwszym roku, to był chyba rok 90., zacząłem coś tam robić z kolegami w Warszawskim Ośrodku Telewizji i dość szybko o teatrze zapomniałem.
– I na 25 lat związał się Pan z telewizją publiczną. Pana pożegnalny wpis na Twitterze robi wrażenie, zacytuję fragment: „25 lat w TVP, 12 w »Wiadomościach«, 11 wieczorów wyborczych, 2 konklawe, parę wojen, huraganów i trzęsień ziemi, tysiące wyjątkowych i zwyczajnych ludzkich historii (…) 14 prezesów, 15. będzie ostatnim”.
Piotr Kraśko: To było niesamowitych 25 lat. Ktoś mnie pytał niedawno, czy dziennikarstwo ma dla mnie taki sam urok dziś jak kiedyś? Jeszcze większy. To jest zupełnie niezwykły zawód. Byłem blisko wydarzeń, których nigdy bym nie doświadczył, ludzi, których nigdy bym nie spotkał, gdyby nie ten zawód. Tego nie dadzą żadne pieniądze świata. Mówiąc „ludzie”, mam nawet na myśli nie polityków czy miliarderów, takich jak Bill Gates, który skądinąd jest bardzo miłym, uprzejmym człowiekiem, ale też „zwykłych” ludzi, spotykanych gdzieś na końcu świata, fantastycznych, niesamowitych, porywających. Pamiętam panią, która prowadziła sierociniec dla dzieci tybetańskich, które straciły rodziców w czasie ucieczki z okupowanego Tybetu do Indii. To jedna z najciekawszych rozmów w moim życiu. Albo mojego przewodnika i tłumacza w Bejrucie czy wyrzuconego z pracy przez Saddama Husajna profesora Uniwersytetu w Bagdadzie, który od lat sprzedawał placki na targu w Karbali. Nie ma takiego miejsca na świecie, w którym nie spotkamy człowieka z pozoru zwyczajnego, który okaże się wspaniałym rozmówcą, a jego życie warte poznania. Nie ma złych rozmówców, są raczej źli pytający.
Polecamy też: Piotr Kraśko jako... model. Jak pozował? Czy się stresował? Jak czuł się w nowej roli? Polecamy film.
3 z 7
– Ma pan wizerunek człowieka ułożonego, opanowanego, grzecznego, z kindersztubą, sympatycznego, ujmującego…
Piotr Kraśko: W „Wiadomościach”, jak w każdej redakcji, tuż po programie są zebrania, żeby omówić, co było źle, a co dobrze. Pewnego dnia wybuchła gigantyczna awantura, po której przychodzi do mnie jeden z reporterów i mówi: „Piotrek, 43 k… padły. 42 były twoje. Pobiłeś rekord”. Więc i tak bywało. Ale potem, przez parę lat, już mi się to nie zdarzyło. Po pierwsze, reporterzy robili tak dobre materiały, że miałem sto razy więcej powodów do zachwytów, a nie krytyki. Po drugie, dziennikarstwo to jest trochę artystyczny zawód. A artyści są trochę jak dzieci i pochwały ich uskrzydlają, dzięki nim rozkwitają i robią o wiele więcej, niż im się wydaje, że byli w stanie. Jeśli jeden materiał był wybitny, a drugi taki sobie, lepiej skupić się na tym wybitnym i wychwalać: jaki wspaniały montaż, jakie ujęcie, jaki początek, jakie pytania, jaki pomysł na zakończenie. Bo potem inni myślą: kurczę, może ja też tak zrobię?
Polecamy też: „W poniedziałek przestałem pracować, a w czwartek mieliśmy już trójkę dzieci”. Piotr Kraśko o dobrych zmianach w życiu
4 z 7
– Jest Pan dobry w wychwalaniu?
Piotr Kraśko: (Śmiech). Szczerze? Bardzo dobry!
– Kogo chwali Pan z największą przyjemnością?
Piotr Kraśko: Moje dzieci pewnie, ale jestem przekonany, że trzeba mieć do wszystkiego wyczucie. Moi synowie mają swojego ukochanego trenera pływania, który ma nieprawdopodobny dar bycia surowym wtedy, kiedy powinien być, i ciepłym, miękkim, kiedy widzi, że dzieci mają kryzys. Doskonale wyczuwa, kiedy to jest kryzys, który należy przełamać pozytywnym krzyknięciem, a kiedy odpuścić. Ma inteligencję emocjonalną, jaką rzadko się spotyka. Bardzo mu tego zazdroszczę.
– Kiedy był Pan małym chłopcem, stosowano na Panu podobny system kar i nagród, jaki Pan stosuje teraz jako ojciec?
Piotr Kraśko: Ja byłem jedynakiem, a to zupełnie inny świat. Z trójką dzieci wszystko jest bardziej skomplikowane, zwłaszcza z chłopakami, kiedy są na etapie, że włażą na drzewa, spadną z drzewa albo się pobiją. Wersalu tam na pewno nie ma. Ale z chłopakami jest to o tyle proste, że oni nie mają żalu, kiedy spotka ich kara, jeśli narozrabiali. Dobrze wiedzą, że przesadzili i zasłużyli. Nigdy nie zdarzyło się, żeby się wtedy obrażali. Mam jednak przeczucie, obserwując córki przyjaciół, że z dziewczynami to dużo bardziej skomplikowane. Zwłaszcza w stosunku do ojców córki potrafią być bardzo skuteczne w grze na emocjach.
Polecamy też: „Wszystkich nosi w tej rodzinie”. Piotr Kraśko zdradza kilka tajemnic rodzinnych i nie tylko...
5 z 7
- Co Pana szczególnie wyróżniało w dzieciństwie?
Piotr Kraśko: Zabawne, że powiem to, co słyszałem też od wielu ludzi pracujących w telewizji, czyli że byłem nieśmiały. Wiele rzeczy robiłem, żeby to w sobie przełamać. Teraz to wydaje się młodym ludziom oczywiste, ale dla mnie wielkim przeżyciem była kiedyś podróż koleją po Europie. Mieliśmy 100 dolarów i otwarty bilet kolejowy. Kiedy nie stać nas było na nocleg, wybieraliśmy jakąś długą trasę, na przykład Paryż–Neapol i spaliśmy w pociągu. Wtedy spałem też na większości dworców w większych miastach Włoch. Polecam Wenecję – kiedy jest ciepło, można spać przed dworcem z obłędnym widokiem na miasto. Samych nas to zaskoczyło, jak Europa okazała się otwarta i przyjazna, choć wtedy chyba nawet jeszcze nie marzyliśmy o unijnych paszportach. Jakiś czas później okazało się, że jeżdżenie po świecie będzie właściwie częścią mojego życia, a na pewno moją pracą.
Polecamy też: Karolina Ferenstein-Kraśko nie może się nachwalić męża! Dlaczego?
6 z 7
– Jest Pan typem, który swoje problemy chowa w sobie?
Piotr Kraśko: Tak. Właściwie pod tym względem jestem chyba trochę autystyczny. Wyciągnąć ze mnie, że dzieje się coś złego, jest praktycznie niewykonalne. Podziwiam moją żonę, bo nie jest łatwo żyć z kimś, kto wszystko chowa w sobie: „Jak tam w pracy?”. „Aaaa, wszystko dobrze”. Dla mnie to jest nadludzki wysiłek powiedzieć komuś, tym bardziej tak bliskiej osobie jak Malina, że ja się czymś martwię, czymś, co dotyczy mnie. To właściwie niewykonalne. Nie mam i nigdy nie miałem potrzeby – co uważam za ułomność – zwierzania się komuś, opowiadania.
– Ma Pan poczucie, że się rozpadnie emocjonalnie, jak się komuś zwierzy? Osłabi?
Piotr Kraśko: Nie. Po prostu nie potrafię. Nigdy się tego nie nauczyłem.
– Syndrom jedynaczy?
Piotr Kraśko: Może? Niektórym facetom pewnie łatwiej, jak mogą pogadać z przyjacielem o tym, co ich męczy, i nawet nie oczekują konkretnej rady. Chodzi po prostu o to, że mogą ten problem wyrzucić z siebie. Nigdy tego nie zrobiłem. Pamiętam, że w jakimś wywiadzie Jan Englert mówił, że mężczyzna nie powinien za dużo mówić o swoich problemach, bo koniec końców i tak będzie musiał poradzić sobie z tym sam, a po co kogoś tym zamartwiać.
– Bo to takie męskie?
Piotr Kraśko: Nie wiem. Mam grupę wspaniałych przyjaciół, ale jestem ciekaw, jak wygląda relacja, kiedy kumple idą na wódkę, żeby pogadać o tym, że „jakaś kobieta ich nie rozumie”. W życiu nie wpadłem na taki pomysł. Moje pójście na wódkę to rozmowa o piłce nożnej, samochodach czy polityce. Możemy się o coś pokłócić, ale to nigdy nie będzie nic osobistego.
Polecamy też: "Decydując się na ten zawód, trzeba mieć skórę słonia". Joanna Racewicz już drugi raz odchodzi z TVP
7 z 7
– „Życie może być całkiem znośne i interesujące, pod warunkiem że człowiek za wszelką cenę nie zechce być szczęśliwy”, powiedział kiedyś profesor Leszek Kołakowski.
Piotr Kraśko: Dlatego uważam, że najwięcej w życiu uczą człowieka trudne sytuacje i błędy, które popełnia. Im więcej tego doświadczymy, tym szybciej człowiek nabiera dystansu i rozumie swoje miejsce w relacjach z ludźmi. Rozmawialiśmy o zmianach… Jeśli chce się odpowiadać za państwo, to warto mieć doświadczenie bycia rodzicem. To wszystko zmienia. Człowiek ma świadomość odpowiedzialności za dzieci, obowiązków, jakie się z tym wiążą, ale też radości, jaką to daje. Wydaje nam się, że matura jest egzaminem dojrzałości, studia, pierwsza praca, samodzielne życie odpowiedzialność za rachunki… A potem okazuje się, że prawdziwym przełomem są dzieci. Człowiek nie wie, co to lęk, dopóki nie zacznie bać się o dziecko, które nagle ma 39 stopni gorączki, i nie wie, czy dzwonić po pogotowie, czy samemu wieźć do szpitala.
– Od tej odpowiedzialności nie da się uciec. Oczywiście są wyjątki.
Piotr Kraśko: Moja ulubiona reklama w telewizji, już nie pamiętam, czego dotyczyła, to ta, gdzie mama mówi do córki: „Córeczko, muszę wziąć dziś wolne, poradzisz sobie sama, prawda?”. A ona patrzy na mamę zadziwiona i przestraszona… To było w punkt. W relacji rodzic–dziecko nie ma dnia wolnego. Ale to też uczy jednej rzeczy – podziwu dla żony i matki, która tymi dziećmi się opiekuje. Świadomość, ile to jest obowiązków, gigantycznej codziennej pracy. Mało rzeczy mnie doprowadza do szewskiej pasji tak, jak mężczyzna, który mówi: „No, moja żona nic nie robi. Siedzi w domu z dziećmi”. To, cwaniaczku, zostań w domu z trójką dzieci. W takiej sytuacji mężczyzna idzie do pracy, żeby odpocząć.
Polecamy też: Piotr Kraśko zachwyca się żoną: "Chylę czoła przed Maliną. Kim ja jestem w porównaniu z nią?" WIDEO