Reklama

„Zacząłem sobie wymyślać pracę. Właśnie wziąłem się za sprzątanie. Żona mnie zagoniła... – tylko u nas Szymon Majewski z humorem opowiada Beacie Nowickiej jak przetrwać w czasie epidemii i nie zwariować.

Reklama

Szymon Majewski o sposobach na przetrwanie epidemii

Szymon, potrzebuję Cię! Potrzebuję Twojego poczucia humoru, Twojego ciepłego dystansu do rzeczywistości i... próby odpowiedzi na pytanie: Jak przetrwać w czasie „zarazy” i nie zwariować?!

Mam swoje sposoby… Właśnie trochę wziąłem się za sprzątanie. Żona mnie zagoniła (śmiech).

Ha…! Jak Ty, wytrawny pracoholik przyjąłeś do wiadomości fakt, że musisz zostać w domu?

Moją jedyną obroną jest atak. Zacząłem sobie wymyślać pracę, ponieważ chwilowo jej nie mam i pewnie przez dłuższy czas nie będę miał. Nie jęczę, tylko stwierdziłem, że wymyślę ją sobie. Ze mną jest troszkę tak, że tego typu rzeczy mnie inspirują, popychają do działania. Sytuacja zamknięcia, presji, zagrożenia u mnie powoduje reakcję odwrotną, która polega na tym, że próbuję generować u siebie dobry nastrój, ale też u tych, którzy mnie otaczają. Próbuję strach rozbrajać śmiechem, choć oczywiście czasami bywa tak - rozmawialiśmy o tym niedawno w naszym wywiadzie – że moi domownicy mają o to pretensje.

Pamiętam. Że w chwilach impasu, próbujesz wyjść z tego obronną ręką poprzez poczucie humoru, które czasami jest niestosowne, ale Cię chroni.

Tak, bo ja w momentach napięcia psychologicznego reaguję inaczej niż większość ludzi. Kiedy ruszyła akcja „zostań w domu” od razu sobie wypełniłem czas. Podzieliłem go tak, że pół dnia jest dla domu - czyli spełniam wszystkie marzenia mojej małżonki. Wczoraj nawet zagoniłem do pomocy dziadka Jaśka, który znalazł się u nas na przypadkowej „kwarantannie”. Nie jest chory, ale boi się wychodzić. Jadąc z Podkarpacia - w drodze do Stanów - zahaczył o nas i spędził z nami dwa miesiące, a teraz czeka go kolejny. Więc pogoniłem dziadka do pracy, mówiąc, że na michę musi zarobić. Zbieramy jeszcze liście z jesieni.

bartek wieczorek/laf am

A druga połowa dnia?

Postanowiłem zrobić coś dla ludzi. Codziennie o godzinie 13.00 na Facebooku robię na żywo transmisję rebusów. Ludzie odgadują, komentują, ja te komentarze czytam i odpowiadam. Paręnaście tysięcy osób to ogląda i mają jakiś fun. O 19.30 czytałem moją bajkę dla dzieci. Wpadłem na pomysł, że w piątek przeczytam swoje felietony.

Wczoraj mnie rozbawiłeś kiedy wparowałeś na wizję z ciężarkami, mędrkując, słusznie zresztą, że: „Intelekt jest ważny, ale nie należy lekceważyć strony fizycznej”.

(śmiech). Myślę, że jeśli wyjdę z tego, a mam nadzieję, że wyjdę, to jako super hiper kulturysta, bo codziennie pakuję. Mam tutaj różne odważniki, ćwiczę na piłce, robię pompki. Zacząłem pakować. Wczoraj założyłem koszulę, którą miałem na sobie miesiąc temu i już się nie mieszczę. Rozrosłem się. Lubię ćwiczyć, no ale teraz w zamknięciu mam dużo więcej czasu, więc na YouTube oglądam filmiki ze sposobami na zrzucenie brzucha, na mięśnie skośne (śmiech). Mam swoje paranoje, które mnie ratują. Też miewam nos na kwintę, bo wszystko obserwuję i nie jest mi do śmiechu, ale sama wiesz, że jak mi nie jest do śmiechu, to musi mi być do śmiechu, bo tylko to może mnie ocalić.

bartek wieczorek/laf am

Twoje internetowe rebusy są bardzo zabawne.

W czasach, kiedy nie możemy się kontaktować, internet stał się zbawieniem towarzyskim. Myślę sobie tak trochę filozoficznie, że przy całym tragizmie obecnej sytuacji, być może ta opresja spowoduje, że na nowo zwrócimy się ku sobie. Zresztą mam wrażenie, że to będzie bardzo ważny test dla związków, dla małżeństw, dla par, dla przyjaźni, dla relacji w pracy. Jeszcze inne doświadczenia czekają singli, którzy zostali sami w czterech ścianach. Koleżanka mojej żony dzwoniła wczoraj: „Słuchaj Magda, ty to masz fajnie, bo masz w domu męża, dzieci co pewien czas wpadają, wypadają, jest u was dziadek Jasiek. A ja siedzę sama z dwoma kotami”. Każdy z nas pewne sprawy będzie musiał sobie ułożyć na nowo.

Masz rację.

Moje życie zawsze było poszarpane. Nigdy nie chodziłem do pracy na godzinę 8 i nie wracałem do domu o 16. Wszystko było dynamiczne, zmienne, nieprzewidywalne. Wpadałem do radia raz na tydzień, nagle - trzy razy na tydzień, wieczorami bywał teatr, potem wyjeżdżałem w trasę i grałem swoje monologi. Nagle mi to wszystko zabrano, ale mam wrażenie, że jest mi łatwiej się dostosować, bo zawsze miałem porąbane życie. Nawet na wakacje jeździłem kiedy inni pracowali, albo pracowałem kiedy inni byczyli się na wczasach. U mnie ta „nerwowość”, fakt, że moje dni bardziej przypomniały wydzierankę, nigdy nie były poukładane sprawił, że szybko się w tej nowej rzeczywistości odnalazłem.

„Nowa rzeczywistość” - trafnie to ująłeś.

Nastąpiło jakieś totalne przewartościowanie. A jeśli tak jest, musimy zacząć myśleć czego nas to nauczy i jakim jest dla nas darem… Jezu, teraz to już trochę poleciałem (śmiech). Zauważyłem jedną rzecz. Zaczęliśmy zdzwaniać się z moimi kolegami z różnych światów, nagle pojawiło się w nas coś, co ja nazwałem „archeologią”. Ktoś mi podsuwa pierwsze skecze z audycji, które robiliśmy w radio 27 lat temu, ja podsyłam linki do innych starych rzeczy na YouTube, które ktoś inny kiedyś robił. Kolejny kumpel wysyła mi nasze stare zdjęcia. Każdy coś porządkuje i...

… znajduje różne skarby.

Ma to praktyczny wymiar, ale też sentymentalny. Wpadłem na pomysł, że będziemy z Magdą robili sobie seanse filmowe, nabraliśmy ochoty na cofnięcie się w czasie i obejrzenie takich filmów jak „Kanał” i „Popiół i diament” Wajdy, „Ostani dzień lata” czy „Salto” Konwickiego, „Pożegnania” Hasa, „Do widzenia, do jutra” Morgensterna - wspaniała, nieśmiertelna klasyka. Symboliczny powrót do wspomnień, do młodości. Nie możemy za bardzo karmić się teraźniejszością, wydarzeniami dnia codziennego, więc uprawiamy archeologię.

Cieszę się, że nie mówisz, że ponownie czytasz „Dżumę” Camus, choć to genialna książka, albo że na nowo odkrywasz „Epidemię” Soderbergha, choć to znakomity film.

Ale wiesz, to jest bardzo dziwne, też słyszałem o tym, że ludzie znowu czytają „Dżumę”. Z ciekawości sprawdziłem na Netflix jakie filmy są najbardziej oglądane i oczywiście króluje „Pandemia” czy „Noc żywych trupów”. Tak jakby ludzie, których dotknęła jakaś przypadłość, choroba czuli potrzebę, żeby jeszcze o niej czytać, oglądać… Zresztą z pewnością o tym, co nam się teraz przytrafiło też powstaną filmy, książki, badania naukowe. Bo jest to dla nas nowy stan. Wiesz, że niektórzy nazywają ten stan wojną?

bartek wieczorek/laf am

Skoro tak, to cytat z „Dżumy”: „Na świecie było tyle dżum co wojen. Mimo to dżumy i wojny zastają ludzi zawsze tak samo zaskoczonych”.

Nagle zostajemy u siebie, zamknięci, tworzy się jakiś rodzaj podziemia, konspiracja. Ja też oczywiście czasami snuję katastroficzne wizje w stylu: „Ciekawe co dzieje się na zewnątrz, kiedy my jesteśmy „internowani” w domach? A może specjalnie nas zamknęli? A może na ulicach Oni coś robią i przeorganizowują nam cały świat? My wyjdziemy z ukrycia i nagle zobaczymy, że wokół jest kompletnie coś innego?” (śmiech). Wśród znajomych słyszę rozmowy, że Wielki Brat to wymyślił.

Teorie spiskowe tylko nas zatruwają w takiej sytuacji.

Dlatego nie podobają mi się działania niektórych portali, gdzie 24 godziny na dobę nas straszą, pompują lęk i poczucie zagrożenia. Słynne czerwone paski - już sam ich widok niepokoi. Uważam, że wielka odpowiedzialność spoczywa na dziennikarzach, którzy powinni trochę gasić emocje. Nie pokazywać wirusa w 3D wiszącego nad nami i nie prorokować, że epidemia będzie trwała w nieskończoność. Bardzo często zauważam taką rzecz, która mi się strasznie nie podoba, że jest długa wypowiedź wirusologa, w swojej wymowie rzeczowa i uspokajająca, ale dziennikarze wyciągają z niej mały fragment, który na nowo sieje panikę. Na przykład kawałek zdania: „Nie poradzimy sobie”. A potem czytasz całość, a tam jest napisane: „Możemy sobie nie poradzić w jednym zakresie, ale w wielu innych dajemy sobie radę i musimy się tego nauczyć”. Taka manipulacja jest niebezpieczna i ...

… niemoralna.

Dlatego wkręcam w zabawę, bo ludzie strachu o siebie, bliskich i o przyszłość mają nadmiar. Są tym zmęczeni. Sam myślę o tym, że państwo będzie musiało podać rękę naprawdę ogromnej ilości ludzi, którzy sobie bez tej pomocy nie poradzą. W niektórych branżach, zawodach nastąpiła hibernacja absolutna. Artyści mają dostęp do mediów, więc głośno mówią o tym, co ich spotkało, ale w Polsce w dramatycznej sytuacji są tysiące małych firm, którym grozi efekt domina. Martwię się strasznie o tych ludzi, im będzie ciężko. Ale wierzę, że potrafimy się podnosić. „Boso, ale w ostrogach” to jest trochę nasze motto życiowe. Mówimy: „Dobrze, jak nie tak, to spróbujemy inaczej”, zamiast siedzieć i załamywać się. Ale chciałaś optymistycznie, więc powiem ci, że dużo pozytywnych rzeczy przeczytałem o Polakach. Okazało się, że zareagowaliśmy bardzo szybko, że jesteśmy dosyć zdyscyplinowani. Sami trochę się tropimy i donosimy Sanepidowi, że sąsiad po powrocie z Włoch uciekł z domowej kwarantanny i hasa po sklepach. Nie byliśmy tacy frywolni jak Włosi. Teraz trochę biegam po lesie, nagle zauważyłem, że ludzie odkryli las. Lekarze mówią: „Idźcie do lasu, tylko zachowajcie odstęp”, więc byliśmy od siebie 5-10 metrów, poza tym zauważyłem, że na ulicy ludzie mijają się szerokim łukiem i dodatkowo prewencyjnie zatykają nosy i usta.

Jesteście z Magdą parą małżeńskich weteranów, ale Ciebie często nie było w domu. Jak teraz sobie radzicie?

Idę na kompromis. Moje zamknięcie jest takie, że ja tu jestem, ale za mną ganiają. Ostatnio Magda zaczyna odnajdywać w domu różne defekty. Na przykład brak żarówek, które muszę przykręcić. Już nie mogę się wyłgać: „Sorry, nie mam czasu”. Kiedy ona mówi: „Chodź, sprzątniemy piwnicę”, to idę. Chwilowo nie mam ucieczki przed żoną (śmiech). Wczoraj pół dnia szalałem, robiłem swoje rzeczy, a potem po południu, wpadłem do garażu i z dziadkiem Jaśkiem zaczęliśmy sprzątać. Muszę ci się przyznać, że nawet znalazłem w tym jakąś radość, bo zajmuje mi to myśli, a po drugie podczas sprzątania odkryłem dziwne rzeczy, na przykład, że mam komplet dobrych żarówek, a wydawało mi się, że ja tam nic nie mam. Więc odnoszę nawet wrażenie, że to sprzątanie stało się trochę takim „poszukiwaniem skarbów”. Nawet w garażu możemy dokopać się do ciekawych historii. A wieczorami robimy sobie seanse filmowe, o których już rozmawialiśmy. Mamy też ulubione seriale na Netflix, chociaż powoli nam się kończą. Wczoraj obejrzeliśmy z Magdą „Salę samobójców. Hejter” Janka Komasy, na której byłem ostatniego dnia przed zamknięciem kin! Warto go zobaczyć ponownie.

Zosia i Antek są już dorośli, wpadają czasami do rodziców?

Mieszkają oddzielne, ale tu mają bazę, wpadają, coś zjedzą, czasem coś zamówią. Widzę że sobie radzą. Jesteśmy w stałym kontakcie, podsyłamy sobie różne filmiki. Mój syn, który siedzi w swoim domu już ze dwa razy odpowiedział na moje rebusy on-line (śmiech). Zresztą spotykam tam różnych moich znajomych, jednego z boksu, kumpla z dzieciństwa, nawet Kayah się pojawiła. Wszyscy się zatrzymaliśmy, trzeba coś z tego wyciągnąć. Musimy coś z siebie dać. Harcerze pomagają starszym, robią im zakupy i to jest wspaniałe. Jestem pełen podziwu dla lekarzy, pielęgniarek, techników medycznych, którzy padają na nos, ale całą noc robią testy. Gen solidarności, który mamy często objawia się w takich podbramkowych momentach. Nie dyskutujemy, tylko robimy, zwieramy szyki. Może to jest ten czas, żeby zapomnieć o podziałach?

bartek wieczorek/laf am
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama