Jadwiga Kaczyńska po katastrofie smoleńskiej: „Leszek był taką moją wielką miłością”
Dziś przypada 9. rocznica śmierci Jadwigi Kaczyńskiej, matki Lecha i Jarosława Kaczyńskich
- Krystyna Pytlakowska
Jadwiga Kaczyńska w wyjątkowym archiwalnym wywiadzie z 2012 roku o katastrofie smoleńskiej, ukochanym synu, bólu i pamięci. Matka Lecha i Jarosława Kaczyńskich, dwa lata po dramatycznych wydarzeniach opowiedziała, w jaki sposób się o nich dowiedziała. W momencie katastrofy była chora i w bardzo ciężkim stanie. Nie od razu dowiedziała się o śmierci Lecha i Marii Kaczyńskich. Pani Jadwiga zmarła w 2013 roku, trzy lata po katastrofie. Dziś mija 9. rocznica jej odejścia.
Jadwiga Kaczyńska o katastrofie smoleńskiej
Jadwiga Kaczyńska: Przedstawię tu moją opowieść. Wiem, że naprawdę było inaczej, że wyprowadzono mnie ze śpiączki farmakologicznej jeszcze w marcu, za życia Leszka. Byłam kompletnie sparaliżowana, ale – jak mi opowiadano – rozmawiałam z Leszkiem, Jarkiem, siostrami, lekarzami. Ale tego nie pamiętam. To, co pamiętam, wyglądało tak. Leżałam w szpitalu. Długo byłam nieprzytomna. Pamiętam ten dzień, kiedy się ocknęłam. Usłyszałam padający deszcz. Ten szmer deszczu będę pamiętać już zawsze. Zapytałam Jarka: „Gdzie jest Leszek?”. Odpowiedział, że w Brazylii. „W Brazylii mówią po portugalsku, a Marylka chyba nie zna portugalskiego – zmartwiłam się. – Dlaczego nie zadzwoni?”. „Tam, gdzie czekają na statek, nie ma telefonów”, odparł Jarek. Ale twierdził, że codziennie z Pałacu Prezydenckiego telefonuje do Leszka i że Leszek mnie całuje i pozdrawia. I Iza Tomaszewska i ksiądz Indrzejczyk. A oni już nie żyli… Tak plastycznie mi opowiadał, obsadził nawet wszystkie kabiny na tym statku. Pytałam ciągle: „A kto siedzi w tej kabinie? Kto w tamtej?”. A on rzucał nazwiskami.
Zobacz także: Dziś Agata Mróz-Olszewska skończyłaby 35 lat. Co mówiła nam autorka ostatniego wywiadu z siatkarką?
Czy miała przeczucia, że wydarzyło się coś złego?
Jadwiga Kaczyńska: Matka zawsze ma przeczucia. Ale jak mi Jarek wreszcie powiedział, nie uwierzyłam mu. Zupełnie to do mnie nie dotarło, chociaż podobno bardzo płakałam. Przyjechała Marta z Gdańska, oboje byli przy mnie. Ale ja tamtego dnia nie pamiętam, wyparłam go. Dopiero gdy przenieśli mnie z erki do normalnej separatki, pierwszej nocy miałam sen. Leci samolot z Leszkiem i Marylką i na niego napadają, strzelają. Tak jakby nasi czy obcy. To było takie niejasne. Samolot odfruwa i rozbija się. Obudziłam się wtedy roztrzęsiona i opowiedziałam ten sen jednej z pielęgniarek. Okropnie się przeraziła, wybiegła z sali. A mnie przypomniała się wojna i okupacja, kiedy ludzie tak potwornie się bali. Druga pielęgniarka zachowała się normalnie, powiedziała: „Kochanie, to jest tylko sen. Damy pani coś na uspokojenie”.
Wiedziała już, że syn nie żyje?
Jadwiga Kaczyńska: Miałam już świadomość tego, co się stało. Jarek mówił, że gdy powiedział mi o katastrofie, przyjęłam to mimo tego płaczu spokojniej, niż przypuszczał. Może dlatego, że zupełnie tego wszystkiego nie ogarniałam. Poza tym choroba sprawia, że człowiek jest jakby oddalony od rzeczywistości.
Zobacz także: Ksiądz Jan Kaczkowski: „Chciałbym Cię, Panie Boże, poprosić o zbawienie”. Ważna rozmowa o powołaniu i chorobie.
1 z 6
W 2012 roku matka Lecha i Jarosława Kaczyńskich w trudnej i szczerej rozmowie opowiedziała o katastrofie smoleńskiej, ukochanym synu, bólu i pamięci.
2 z 6
Na zdjęciu: Jadwiga Kaczyńska, sylwester w Warszawie, koniec lat 80.
Dlaczego zdecydowała się na tak trudną rozmowę?
Jadwiga Kaczyńska: Ta rana nigdy się nie zagoi. Ale powinnam o tym opowiedzieć, chociaż żadne słowa nie przyniosą mi ulgi. Ja chcę o tym mówić. Długo unikałam dziennikarzy, wywiadów. Bałam się, że nie powstrzymam łez. Ale nie chcę, żeby myślano, że zapomniałam, że było, minęło. To nigdy nie minie. Czy pani wie, jaka to trauma stracić dziecko? Codziennie o tym myślę. Przeżyłam wstrząs, nad którym nigdy nie przejdę do porządku dziennego, i nawet tego nie chcę. Myślę, że już nic gorszego nie może mnie spotkać. Chociaż powinnam być zahartowana, bo przecież przeżyłam tyle śmierci. (...) Śmierć ojca, gdy byłam młoda, mamy, śmierć brata, którego bardzo kochałam, a potem dowiedziałam się, że zginął gdzieś tam w Archangielsku. Brat był o 10 lat ode mnie starszy i imponował mi jak nikt na świecie. To on nauczył mnie chodzić po dachach, ale też on zaprowadził mnie do kawiarni Ziemiańska, żeby pokazać mi Juliana Tuwima. To on kupił mi pierwszy tomik jego wierszy. Pamiętam, musiałam iść za nim i udawać, że go nie znam. Musiał mnie bardzo kochać, bawiłam go. Właściwie najbliżsi mi ludzie poodchodzili. Kilka lat temu jeszcze mąż, a potem jedyna siostra – Irena. Była malarką. Wszystkich kochałam, ale największe kochanie to są dzieci. Jak tylko przyjdą na świat, wiadomo, że już nikogo bardziej kochać nie można. Leszek był taką moją wielką miłością, chociaż bardzo żałuję też Marylki.
Polecamy: Poczułam się tak, jakby i moje życie się skończyło”. Marta Kaczyńska o śmierci rodziców.
3 z 6
Jadwiga Kaczyńska: Z trudem odtwarzam pewne rzeczy, ale myśląc o rozmowie z panią, przypomniałam sobie, jak bardzo nie chciałam, żeby Leszek jechał do Rosji. Bo ja tego kraju jakoś się bałam. Znałam historię, los mojego brata, rodziny mojego męża i tylu, tylu innych. Wiedziałam, co dzieje się w Rosji Putina. Wiedziałam o Gruzji, o roli, jaką Leszek odegrał w wojnie 2008 roku. I miałam niedobre wrażenie z mojego jedynego pobytu w ZSRR w 1967 roku. Mieliśmy rodzinę w Odessie – siostra mojego ojca zawieruszyła się gdzieś w czasie rewolucji październikowej, w końcu wyszła za rosyjskiego „białego” lekarza i jakoś przeżyła w Odessie. Wtedy w 1967 roku opowiadała nam (byłam z synami) o Wielkim Głodzie lat 30., o tym, że był sztucznie wywołany, a nie był, jak sądziłam przedtem, wynikiem kolektywizacji rolnictwa. Widziałam też specyficzny stosunek tamtejszej inteligencji do zwykłych ludzi, robotników. Sama uczyłam wtedy w liceum na Szmulkach, rodzice wielu moich uczniów to byli prości, nierzadko bardzo prości ludzie, ale do głowy mi nie przychodziło, że można o nich tak myśleć i tak mówić. Wszystko to wydało mi się strasznie ponure. Gdybym była zdrowa, pewnie bardzo bym prosiła Leszka, by tam nie leciał, ale nie byłam przytomna, można powiedzieć: byłam półprzytomna.
Czy posłuchałby i nie pojechał?
Jadwiga Kaczyńska: Chyba nie, bo on uważał, że to jego patriotyczny obowiązek. Dla Leszka Katyń był miejscem, do którego trzeba pojechać. Był patriotą, tak był wychowany, takie czytał w dzieciństwie i najwcześniejszej młodości książki, nawet gusty muzyczne miał takie (tak zresztą jak i Jarek), że lubił słuchać pieśni patriotycznych. Innej muzyki też, ale „My, Pierwsza Brygada”, „Czerwone maki”, „Marsz Mokotowa”, „Hej chłopcy!”, „Rozszumiały się wierzby” słyszałam z pokoju synów bardzo często.
Zobacz także: Dziś Agata Mróz-Olszewska skończyłaby 35 lat. Co mówiła nam autorka ostatniego wywiadu z siatkarką?
4 z 6
Na zdjęciu: Lech i Jarosław Kaczyńscy w wieku 5 lat z matką, Warszawa 1954 rok.
Czy pani Jadwiga Kaczyńska chciała by jej synowie zostali politykami?
Jadwiga Kaczyńska: Nie chciałam. Myślałam: Skończą prawo i pójdą w kierunku naukowym. Jarek zresztą szybko zrobił doktorat u profesora Ehrlicha, tylko że potem wylądował w Białymstoku jako adiunkt w uniwersyteckiej filii. A Leszek pojechał do Gdańska, do katedry docenta Romana Korolca. W trzy godziny się zdecydował objąć tam asystenturę. Sądzę, że był potem zadowolony. Tam zresztą poznał przyszłą żonę. Ten wyjazd miał znaczenie dla jego całej przyszłości.
Może też chciał pracować i żyć gdzie indziej niż jego brat bliźniak? Odciąć się od „podwójności”?
Jadwiga Kaczyńska: Nie umiem tego ocenić, wiem tylko, że Jarek i Leszek mieli ze sobą bardzo dużo wspólnego. Ale to nieprawda, że byli jednakowi. Każdy był inny. Leszek na przykład robił zakupy, a Jarek gotował. On jest taki, że potrafi zrobić wszystko. A Leszkowi trzeba było wszystko przynieść, ale umiał załatwiać różne sprawy, których z kolei Jarek załatwić nie potrafił.
Czy często się sprzeczali?
Jadwiga Kaczyńska: Kłócili się czasem oczywiście, żartowali jeden z drugiego. Gdy Leszek przywiózł pierwszą narzeczoną, chyba swoją studentkę, bardzo się Jarkowi nie spodobała. Jak wyszła, Jarek ją przedrzeźniał. Pobili się wtedy o tę damę. Chyba ostatni raz w życiu. Potem już nigdy się nie bili, ale kłócili się dalej, także o politykę. Działali jednak razem, choć najczęściej była to równoległość, a nie wspólne przedsięwzięcia. Z tą narzeczoną szybko się skończyło, Leszek przeprowadził się w Sopocie do innego domu i tam mieszkała też Marylka.
Zobacz także: Ksiądz Jan Kaczkowski: „Chciałbym Cię, Panie Boże, poprosić o zbawienie”. Ważna rozmowa o powołaniu i chorobie.
5 z 6
Na zdjęciu: Lech i Jarosław Kaczyńscy z matką, 2008 rok.
Jaki był Lech Kaczyński?
Jadwiga Kaczyńska: Był czuły, ciepły i łatwy w wychowaniu. Był też taki pogodny.
Czy Jarosław jest bardziej chmurny?
Jadwiga Kaczyńska: Wcale nie jest chmurny, tylko czasami robi takie groźne miny. Z natury zawsze obaj byli roześmiani, a Jarek nawet bardziej skłonny do zabaw chłopięcych. Lubił się wygłupiać ze swoim bratem ciotecznym. Chociaż to Leszek był bardziej towarzyski niż Jarek.
Czy matka i syn rozmawiali o katastrofie smoleńskiej?
Jadwiga Kaczyńska: Bardzo rzadko, bo jego to denerwuje. Patrzy na mnie i widzi, jak ja przeżywam.
Czy Jadwiga Kaczyńska martwiła się o Jarosława?
Jadwiga Kaczyńska: Bardzo. Codziennie odmawiam różaniec, mam też swoje modlitwy. Wydaje mi się, że one ochraniają Jarka tu, na ziemi, Leszka, i Marylkę, i tych wszystkich, którzy tam zginęli, na górze, w niebie. (...) Często wspominamy ich dzieciństwo, to, co się w ich życiu działo, kiedy mieli po kilkanaście lat. A temat Smoleńska omijamy. Często wracamy do wakacji na Ołdakach u ciotki mojego męża i do innych wydarzeń.
Zobacz także: Dziś Agata Mróz-Olszewska skończyłaby 35 lat. Co mówiła nam autorka ostatniego wywiadu z siatkarką?
6 z 6
Została jej wnuczka Marta Kaczyńska. Co Jadwiga Kaczyńska mówiła o wnuczce?
Jadwiga Kaczyńska: Ona jest dosyć daleko, ale często do mnie telefonuje i wpada, kiedy przyjeżdża do Warszawy. Z Jarkiem rozmawia często, o sprawach, w które nie wchodzę; na pewno także o Smoleńsku, o polityce.
Czy pani Jadwiga Kaczyńska widziała w Marcie cechy zmarłego syna?
Jadwiga Kaczyńska: Jest podobna do Leszka, ale charakter ma trochę inny. Leszek, kiedy mu bardzo na czymś zależało, potrafił być stanowczy, mimo łagodnego usposobienia. Można nawet powiedzieć, że w pewnych sprawach był bardzo twardy. A Marta jest chyba bardziej elastyczna i jednocześnie bardzo skoncentrowana na dzieciach. Jest świetną matką, bardzo dba o córki, to w niej ogromnie cenię. Chciałabym, żeby zrobiła doktorat. Wiem, że Leszek by tego chciał i bardzo by się cieszył.
Czy była związana uczuciowo z prawnuczkami?
Jadwiga Kaczyńska: Byłabym z nimi dużo bliżej, gdyby nie ta moja choroba. Ze starszą, Ewą, mam lepszy kontakt. Martynka jest jeszcze za mała na poważniejsze rozmowy. Cieszy mnie, że dziewczynki może będą chciały przywiązać się do dziadka stryjecznego. Wiem, że on tego pragnie. Ostatnio na jakimś odpuście kupił im takie poruszające się zabawki. „Niech wiedzą, że mają stryja”, powiedział. Jeszcze im ich nie dał, na razie bawi się nimi nasza kotka Fiona. Podarował nam ją brat Marylki – Konrad. Po śmierci ukochanego Alika. Fiona aportuje winogrona, co bardzo Jarka śmieszy. A ja się cieszę, gdy coś go bawi.
Czy bardzo zmienił się po tragedii smoleńskiej?
Jadwiga Kaczyńska: Nigdy nie doszedł do siebie, chociaż zachowuje się normalnie. Ktoś obcy nic by nie zauważył. Ale ja widzę. Jakby zapadł się w siebie. Niby żartuje, jest wesoły, ale to nie jest taka radość pełną piersią. Stał się zamknięty. Życie go nie cieszy. Ale jak już mówiłam, pracuje dla Polski, ma też inne obowiązki i to go chyba jakoś podtrzymuje. Ale wiem, że 10 kwietnia wszystko się dla niego zmieniło.
Zobacz także: Jarosław Kaczyński w VIVIE! o śmierci matki, brata, o przyjaciołach, swoich pasjach i marzeniach. Jedyny taki wywiad!