Reklama

Były terapeuta i wydawca, dziś przedsiębiorca i profesor honorowy Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej, gdzie prowadzi autorską Akademię Psychologii Przywództwa. Jacek Santorski w rozmowie z Beatą Nowicką zastanawia się, co nam pomoże przetrwać czas zarazy i nie zwariować. I jaki świat nas potem czeka?

Reklama

Nowy numer VIVY! pojawi się punktach sprzedaży w całej Polsce już 14 maja, także na w formie e-wydania na stronie hitsalonik.pl.

BEATA NOWICKA: Jak Pan się czuje?

JACEK SANTORSKI: Jak się czuję? Tak jak zwykle. Troszczę się o świat, nie po raz pierwszy, ani ostatni. Wkrótce skończę 69 lat, przeżyłem stan wojenny, osobiście dotknął mnie taki kryzys, że nie mogłem zostać na uczelni, odcięto mi dostęp do pracy naukowej, a z drugiej strony nie mogłem wyjechać z Polski. Na początku lat 90-tych moje wydawnictwo, które było zacne i miało świetną misję, znalazło się na granicy bankructwa, towarzyszyłem umieraniu osób dla mnie szczególnie bliskich.

W kwestiach zdrowia bywałem w różnych sytuacjach, które można nazwać kryzysowymi. Z uwagi na moją pracę to jest tak jakby zapytała pani strażaka, czy jest wstrząśnięty tym pożarem? Odpowie, że skalą tak, bo jest bardzo blisko, bo - na przykład - zginął kolega, ale generalnie pożar to jest jego posterunek. Mogę powiedzieć, że kryzysy to jest mój posterunek.

Dlatego z premedytacją właśnie Panu zadałam to pytanie. Wisława Szymborska w wierszu „Minuta ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej” napisała: „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”.

Wojtek Eichelberger pięknie mówił ostatnio, że „koronawirus testuje naszą odporność”. Nie tylko immunologię osobistą, ale odporność firm, rodzin, społeczeństwa na stres i pokazuje, że ta nasza odporność jest w dużym stopniu stworzona z dykty. Ja bym dodał, że wirus testuje naszą odporność charakterologiczną. Często stajemy w obliczu prawdziwych dylematów.

Byłem pod wrażeniem wystąpienia Angeli Merkel, kiedy mówiła o tym, że w świetle jej wiedzy pandemia będzie się rozwijała i że ona zdaje sobie sprawę, jakie znaczenie ma wolność i podmiotowość dla tysięcy ludzi, jakie znaczenie ma troska o przetrwanie, o procesy gospodarcze, ale mimo wszystko, w imię ratowania nielicznych, może nawet mniej niż 2% żyć ludzkich, które są zagrożone, podjęła decyzję, żeby jednak przedłużyć w Niemczech stan wzmożonej izolacji. Powiedziała, że to była jedna z najtrudniejszych decyzji w jej życiu. To są dylematy typu: cokolwiek zrobię, będzie źle. Wtedy trzeba zapytać siebie o wartości.

Co jest dla mnie najważniejsze?

Tak. Jeżeli miałbym pani powiedzieć, co mi pomaga, czego się nauczyłem, byłby to rodzaj wewnętrznej rozmowy. Zwykle raz na kilka miesięcy, w sytuacjach ważnych, trudnych, gdy rano szukam mobilizacji i kierunku, pytam siebie: kogo kocham? Kto jest dla mnie najważniejszy na świecie? Co jest dla mnie najważniejsze na świecie? Odpowiedzi mam proste, jasne i jednoznaczne: żona, rodzina, sukcesja i przetrwanie mojej autorskiej Akademii Psychologii Przywództwa, która ponad dziesięć lat służy w kryzysie tym, od których zależy los i egzystencja bardzo wielu ludzi. Te poranne odpowiedzi mnie ustawiają i wtedy wiem, co mam robić.

Mam wrażenie, że mnóstwo ludzi jest zagubionych. Jednego dnia pół Polski staje na balkonach i bije brawo lekarzom i pielęgniarkom. Tydzień później zaczynamy im grozić, oskarżać, wyganiać z naszego sąsiedztwa. Nie rozumiem tego, czuję się bezradna.

Może to nie są ci sami ludzie? Natomiast z punktu widzenia psychologii ewolucyjnej wielu ludzi w warunkach stresu, przewlekłego zmęczenia, zaskoczenia i niepokoju może wchodzić w mechanizmy programów, które służyły przetrwaniu, ale niekoniecznie są optymalne z punktu widzenia naszej kultury. Ucieczka lub walka - to jest ten pierwotny mechanizm stresu. W mózgu mamy ośrodki nagrody, a troszeczkę wyżej, ośrodki empatii, współczucia. Właśnie z tego miejsca bijemy to brawo, doświadczamy wdzięczności i nadziei, że jeżeli nas dotknie wirus, to ten lekarz zostanie na posterunku. Ale bardzo blisko, to mogą być milimetry w mózgu, jest ośrodek, który ma wdzięczną nazwę jądro migdałowate, w którym jest silnie zakodowany program: swój- obcy.

No tak… Swój- dobry, obcy- zły.

Człowiek pierwotny rejestrował i dostrzegał czy ma do czynienia ze swoim, podobnym, więc raczej dobrym, raczej bezpiecznym, raczej przyjaznym, czy innym, a więc złym, wrogim, budzącym lęk, agresję, a może nawet wstręt. Okazuje się, że ten atawizm: swój- dobry, obcy - zły żyje w nas i jest gotowy do akcji. Zaraza istnieje w archetypie nawet nie naszego gadziego mózgu, ale kultury i cywilizacji. Nasi przodkowie modlili się, żeby jakkolwiek pojmowana siła wyższa chroniła nas od wojny, głodu, pożaru i morowego powietrza, czyli zarazy.

Nam się nie udało.

Nagle pojawiła się pandemia koronawirusa i przez jakiś czas dostawaliśmy sygnały, że i nauka, i decydenci państwowi są wobec niej bezradni. Obraz takiej zarazy, rozniesiony przez media, zaczął budzić ogromną trwogę. W obliczu takiej trwogi powstaje skłonność do stygmatyzowania wszystkich, którzy mogą mieć z tą zarazą cokolwiek wspólnego. Nawet ludzie inteligentni, skromni i dobrzy stają się na to bardzo podatni. W tej chwili w naszej Akademii Przywództwa zadajemy sobie bardzo realne pytania.

Jakie?

Dotyczą tego, że być może czeka nas czas pośredni. Będziemy chorować i pracować. Szczepionki jeszcze nie będzie, ale dostaniemy lekarstwo. Mam przesłanki, żeby spodziewać się, że ono pojawi się szybciej niż szczepionka. Powiedzmy, że będziemy wiedzieli, że choroba nadal nam grozi, ale jej śmiertelność, jej straszność stanie się znacznie mniejsza. Będziemy podejmowali ryzyko, że działamy, spotykamy się, pracujemy i że możemy zachorować. Bardziej przytomni liderzy już wiedzą, że wystarczy, że jeden pracownik zakaszle, drugi pójdzie do swojego szefa i zażąda usunięcia go z pokoju. A może z pracy? To jeszcze przed nami, ale za chwilę…

... może stać się naszą nową rzeczywistością.

Oby potem nie okazało się, że pójdzie jakaś legenda, jakiś mit po sieci, powstanie fabryka plotek, która wskaże kogoś palcem – to „on”! Na przykład dowiem się, dowie się moje otoczenie - mam 1,90 wzrostu i szaroniebieskie oczy – że ludzie o takich skandynawskich właściwościach mocniej przenoszą wirusa? Błyskawicznie „okaże się”, że ja, moi trzej synowie, którzy mają te geny i moja żona należymy do grupy, która będzie zdefiniowana jako zagrożenie.

Wiem od psychologów amerykańskich, że jeśli ktoś z nowojorską rejestracją pojawi się w miasteczkach trochę bardziej na zachód, postawi auto na parkingu, to raczej nie ma co liczyć, że będzie miał całe szyby i opony. Bo „on” jest nowojorczykiem. Kto to jest nowojorczyk? Żyd, hedonista, zatruty i zakażający, i jeszcze prawdopodobnie należący do tych 2% najbogatszych, którzy trzęsą całym światem i nas wszyskich krzywdzą. I już nie ma o czym dyskutować. Stygmatyzacja na wielką skalę. To może być przed nami.

Pełny wywiad z Jackiem Santorskim do przeczytania w nowym numerze magazynu VIVA!, który pojawi się w punktach sprzedaży w całej Polsce już 14 maja, także na w formie e-wydania na stronie hitsalonik.pl.

ROBERT WOLAŃSKI
Reklama

Jacek Santorski to były terapeuta i wydawca, dziś przedsiębiorca i profesor honorowy Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej, gdzie prowadzi autorską Akademię Psychologii Przywództwa:

Szymon Szcześniak/LAF AM
Reklama
Reklama
Reklama