Helena Englert została aktorką i weszła w świat, w którym nie jest anonimowa
Czy znane nazwisko pomaga czy przeszkadza w karierze? Co o "nepo babies" mówi aktorka?
- Katarzyna Piątkowska
Zagrała w thrillerze erotycznym „Pokusa” w reżyserii Marii Sadowskiej. Ale to nie jest pierwsza rola w dorobku Heleny Englert. Po raz pierwszy na planie filmowym pojawiła się u boku mamy Beaty Ścibakówny. Zagrała maleńką rólkę w filmie Ryszarda Bugajskiego „Układ zamknięty” i to doświadczenie spowodowało, że wcale nie myślała o tym, żeby zostać aktorką. Ale życie napisało dla niej inny scenariusz... Czy nazwisko ułatwia jej wszystko czy wręcz przeciwnie?
Helena Englert na temat znanego nazwiska
W wywiadzie dla VIVY! o swojej pierwszej roli mówiła: „Wcześniej miałam na siebie zupełnie inne plany niż aktorstwo. Może dlatego, że gdy miałam 10 lat, zagrałam malutką rólkę w filmie „Układ zamknięty” Ryszarda Bugajskiego, w którym grała mama. To było dla mnie stresujące doświadczenie, które sprawiło, że przez lata nawet nie pomyślałam o aktorstwie. Zawsze chciałam robić ubrania. Nawet rysuję żurnalowo. Ale okazało się, że rysunek jest w porządku, ale z szyciem jestem na bakier. Szkoła muzyczna. Skończona, ale bez entuzjazmu. Balet. Był, ale poszedł w odstawkę, gdy trzeba się było bardziej zająć nauką. Konie były. Basen był. Śpiew był. Taniec był. Wszystko było. Od razu wiedziałam, że nie zostanę matematykiem, fizykiem, chemikiem. Nauki ścisłe to była zupełnie nie moja bajka. Co zostało? Aktorstwo. Podjęłam decyzję, że spróbuję i zobaczę, co się wydarzy. Dzisiaj największą radość daje mi gra w filmie, bo wydaje mi się, że do teatru jeszcze nie dojrzałam. A może po prostu w filmie mam więcej doświadczenia. Jeszcze nie czuję się na scenie do końca dobrze”.
Co się przez ten czas zmieniło?
Czytaj też: Helena Englert studiowała aktorstwo w Nowym Jorku. Dlaczego wróciła? Co teraz robi?
Jan Englert, Beata Ścibakówna, Helena Englert, sesja „VIVY!”, 2002 rok
Beata Ścibakówna i Helena Englert, sesja dla magazynu „VIVA!”, maj 2013
Weszłaś w świat, w którym nie jesteś anonimowa. Znane nazwisko przeszkadza czy raczej pomaga?
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo sama jeszcze do tego nie doszłam. Może za pięć lat już będę wiedziała, jak to jest. Ostatnio zresztą zadzwoniła do mnie znajoma z prośbą o wywiad, bo chciała zrobić materiał o „nepo babies”. Tak się teraz określa dzieci artystów – aktorów, muzyków, wokalistów, którzy idą tą samą drogą, co rodzice. Odmówiłam. Trzeba najpierw samemu stanąć na nogi, wiedzieć, kim się jest, a ja jeszcze nie wiem. (…)
Zdając do Akademii Teatralnej, z Twoim nazwiskiem, nie miałaś obaw, jak zostaniesz przyjęta?
Po pół roku w szkole, dzień przed Wigilią 2020 roku, u jednej z koleżanek z roku zrobiliśmy świąteczne spotkanie. Siedzieliśmy wszyscy przy długim stole. Mieliśmy powiedzieć, za co jesteśmy wdzięczni, a o każdej osobie coś miłego. Gdy przyszła moja kolej, koledzy wstali i powiedzieli, że bali się mojego przyjścia na ich rok. Trochę byli przejęci tym, jaki mam background. Przeprosili mnie, że byli sceptycznie do mnie nastawieni, i powiedzieli, że cieszą się, że jestem z nimi.
Okazało się, że masz talent i jesteś superdziewczyną?
No tak! (śmiech). Z tym talentem to... nie wiem. Miałam ogromne szczęście, bo trafiłam na bardzo życzliwą grupę ludzi. Wiesz, oni mnie przeprosili za coś, czego nigdy nie dali po sobie poznać. Nigdy nie poczułam, że są do mnie negatywnie nastawieni. I naprawdę dali mi szansę. A ja ją wykorzystałam. Jestem im za to bardzo wdzięczna. Dziś z ręką na sercu mogę powiedzieć, że to moi najbliżsi przyjaciele.
Oni trzymają mnie przy ziemi, a ja ich. Zresztą szkoła teatralna to szkoła życia. Uczę się tam nie tylko aktorstwa. Życie prywatne i praca, a w tym wypadku szkoła, u mnie się przeplatają i łączą. Podejrzewam, że jak u większości moich kolegów, bo w Akademii jest się 24 godziny na dobę. Siłą rzeczy życie prywatne zaciera się.
Cały wywiad w nowym numerze VIVY! w punktach sprzedaży w całej Polsce od 26 stycznia.
Helena Englert w sesji dla „VIVY!”, styczeń 2023 roku