Muzyka jest dla niej wszystkim. Niezmiennie. Pasją i misją. „Śpiewałam dlatego, że kochałam muzykę, a nie dla popularności. W piosence wyrażam to, jaka jestem”, mówi Halina Frąckowiak w rozmowie z Beatą Nowicką. Artystka w wywiadzie VIVY! opowiedziała więcej o swoim życiu. Wróciła wspomnieniami do czasów dzieciństwa i wspomniała o relacji z mamą oraz tatą. Rodzice artystki rozstali się, gdy była dzieckiem. „Bardzo mi brakowało ojca”, mówi. Nigdy nie wytłumaczył jej, dlaczego odszedł...​​​​​​

Reklama

[Ostatnia publikacja na VUŻ-u 26.07.2024 r.]

Halina Frąckowiak o rodzicach. Wywiad VIVY!

Jaka była ta 16-letnia Halina?

Onieśmielona. Grzeczna. Mama zawsze się o mnie martwiła. Kiedyś mi powiedziała: „Byłaś taka cichutka. Nigdy nie sądziłam, że tak świetnie poradzisz sobie w życiu”. A ja tylko miałam otwarte serce. Przyjmowałam to, co przynosił mi los, jeśli było dobre i piękne. Dzisiaj rano zadzwonił do mnie Józek Skrzek i mówi: „Chciałem ci złożyć życzenia” – i zaczyna grać „Narodziny”, utwór dedykowany jego córeczce z płyty „Pamiętnik Karoliny”. W muzyce Józka zakochałam się od pierwszej chwili. Pięćdziesiąt lat temu wyprzedzała epokę, była niesamowita. Kiedy skomponował dla mnie „Brzegi łagodne”, chciałam już tylko śpiewać i śpiewać. Nagraliśmy dwie z najważniejszych dla mnie płyt: z SBB album „Geira”, a z samym Józkiem – „Ogród Luizy”. Gdy zmarła mama, poprosiłam, żeby przyjechał na pogrzeb i zagrał na mszy w katedrze na organach. Chciałam pożegnać mamę „Wołaniem”. „Usłysz, Panie, głos mój, kiedy wołam…”. Z „Wołaniem” pojechaliśmy do Watykanu na 25-lecie pontyfikatu Jana Pawła II. Wcześniej razem skomponowaliśmy muzykę do wiersza Karola Wojtyły „Pieśń o słońcu niewyczerpanym”, fragment XIII. Papież już się źle czuł, nie było wiadomo, czy przybędzie na koncert. Kiedy zaczęłam śpiewać „Pieśń…”, otworzyły się drzwi i ujrzałam Ojca Świętego. To była radość aż po łzy. Nigdy tego nie zapomnę. Gdy dzisiaj Józek zagrał mi przez telefon „Narodziny”, nie mogłam słowa z siebie wydusić. [...]

Słuchają i kochają Halinę Frąckowiak za osobowość, charyzmę. Pani rodzice rozstali się, kiedy była Pani dzieckiem. Kto Panią ukształtował?

Gdy byłam dzieckiem, bardzo mi brakowało ojca. Pamiętam, że powtarzałam jak mantrę: „Tatuś, wróć. Proszę cię, wróć”. To było życie dorosłych ludzi, tatuś miał swoje powody, dla których nas opuścił. Mówił: „Dorośniesz, ja ci to wszystko wytłumaczę”. Nigdy mi nie wytłumaczył. Mama zmarła wcześniej, tata przyjechał na jej pogrzeb. Starszy, przygarbiony pan. Płakał jak dziecko. Jednak nigdy nie miałam deficytu miłości, tylko obecności. Zawsze czułam się kochana, nie tylko przez mamę, przez tatę też. Myślę, że gdyby tatuś był z nami na co dzień, pokazałby mi, jak dziewczynka może być silna. A przecież jestem silna.

TYLKO W VIVIE!: Świetnie śpiewa, nie poszedł w ślady mamy. Syn Haliny Frąckowiak realizuje swoje pasje i stworzył wyjątkowe miejsce

Zobacz także

Karewicz/AKPA

No właśnie!

Miałam bardzo silną mamę. Była cudowna: dobra, prostolinijna, naturalna, kochająca. To ona dawała nam ciepło. W domu najważniejszy był ogromny stół. To mi pozostało. Nie chodzi o jedzenie, tylko o spotkania rodzinne: imieniny, urodziny, święta, każda okazja jest dobra, żeby razem spędzić parę chwil. Rano wstaję, patrzę do lustra i widzę, że staję się coraz bardziej podobna do mamy. Mówię: „Dzień dobry, mamusiu”. To jest moje powitanie dnia. Jestem z nią cały czas, wierzę, że ona ze mną także. A kto miał większy wpływ na moją osobowość? Myślę, że oboje. Mama również pięknie śpiewała. Kiedy sama śpiewam, czasami słyszę jej głos. Na pewno po niej mam pokorę. I ogromną pogodę ducha. Kiedy urodził się mój syn, mama przeprowadziła się do nas. Była przy nim, gdy ja wyjeżdżałam na koncerty. Była cudowną babcią. Kiedy Filip poszedł do szkoły sportowej, w domu trenowała z nim szermierkę. Miała osiemdziesiąt parę lat! (śmiech). Mój syn był bardzo radosnym, wrażliwym i dobrym dzieckiem. Ufam mu bezgranicznie.

Stworzyła mu Pani bezpieczne dzieciństwo. Kiedy Pani była małą dziewczynką, wybuchł poznański Czerwiec.

Do dziś pamiętam tamtą aurę zagrożenia. Wszędzie czołgi, niebo białe od strzałów. Wielkie manifestacje, które szły od strony zakładów Cegielskiego. Mój brat, starszy ode mnie dwa i pół roku, z kolegami chodził po mieście z transparentami. Tata brał udział w demonstracjach. Zginął mój sąsiad z ulicy Rogalińskiego, młody chłopak. Przeszyła go kula. Bałam się wyjść na ulicę, bo nie wiedziałam, czy nie będą zabijać. Ale najbardziej obawiałam się o mamę, która chodziła do pracy, przemykając chyłkiem pod obstrzałem. Stałam w naszej kamienicy na klatce schodowej, drżąc, żeby mama bezpiecznie wróciła do domu. Z okazji 60-lecia twórczości zagrałam koncert w Poznaniu, gdzie dostałam Medal „Labor Omnia Vincit” od Towarzystwa im. Hipolita Cegielskiego, a dyplom wręczała mi cudowna profesor Halina Zgółkowa. To jest moje życie. Przynosiło mi doświadczenia wymagające ode mnie zrozumienia i opowiedzenia się, gdzie jestem i co jest dla mnie ważne.

TYLKO W VIVIE!: Brak obecności rodziców odcisnął piętno na jego dzieciństwie. Marcin Łopucki otacza córki miłością i wsparciem

Reklama

Cały wywiad w nowej VIVIE! Magazyn w punktach sprzedaży w całej Polsce dostępny od czwartku, 25 lipca 2024 roku.

Krzysztof Opaliński
Krzysztof Opaliński
Reklama
Reklama
Reklama