"Kiedyś mówili: O, hrabia idzie, a teraz: Doktor Adam, doktor Adam". Czy Krzysztof Daukszewicz zazdrości sławy synowi?
Krzysztof i Grzegorz Daukszewiczowie - ojciec, słynny satyryk, lubi śpiewać i jest prezesem koła wędkarskiego artystów scen polskich; syn, aktor, na razie zrezygnował z teatru na rzecz kina i telewizji, gdzie jako chirurg Adam leczy pacjentów w serialu "Na dobre i na złe". W rozmowie z dziennikarką "Vivy!" Krystyną Pytlakowską opowiadają o tym, czy są trudni, że ludzie rozpoznają ich na ulicy i dlaczego Grzegorz nie został policjantem.
To że Grzegorz i Krzysztof są spokrewnieni widać na pierwszy rzut oka. Poza wyglądem, najbardziej łączy poczucie humoru. Dzięki niemu rozumieją się w pół słowa.
Grzegorz: Jak się żyło razem tyle lat, to musieliśmy się tego nauczyć.
Krzysztof: Grzesiu ma jeszcze jedną umiejętność, która u mnie jest w rozmiarze szczątkowym. Jest świetnym parodystą. Gdy jeszcze studiował w szkole teatralnej, po powrocie do domu „pokazywał” nam Olbrychskiego albo Majchrzaka. Rewelacja.
Krzysztof Daukszewicz wyznał dziennikarce "Vivy!", że Grzegorz nie sprawiał problemów wychowawczych, a on nie był trudnym ojcem. Wręcz przeciwnie - swoim synom podarował nawet komfortową chatę na Mazurach.
Krzysztof: Synowie dostali ten domek dlatego, że tam działo się wszystko, co było najlepsze w naszym życiu. Ten rok po śmierci Małgosi (żony Krzysztofa Daukszewicza - przyp.red.) w 2006 roku zniosłem koszmarnie. Przepisałem domek na chłopaków, żeby mieli kawałek naszej pełnej wspomnień przeszłości. A ja kupiłem czterdziestoparometrowe mieszkanko, dwadzieścia kilometrów dalej.
Grzegorz Daukszewicz zawodowo poszedł w ślady ojca. Dzieci sławnych rodziców często mają pod górkę. Jak było w jego przypadku?
Krzysztof: W internecie piszą, że załatwiłem Grzesiowi telewizję, a mnie przecież w TVP nie ma od piętnastu lat. A od ośmiu to już wcale, bo gdy była rozmowa, że może bym coś porobił, ale żeby jak najmniej mówić o polityce, to odpowiedziałem, że mogę w ogóle o polityce nic nie mówić, pod warunkiem że sam o tym zadecyduję. Nikt mi nie będzie dyktował, co mam mówić czy robić.
Grzegorz: Wszystkie dzieciaki znanych rodziców mają ten sam dylemat. Kiedyś zerknąłem na komentarze pod moim nazwiskiem w portalu Filmweb, ktoś napisał, że daje mi jedynkę za nepotyzm. Sprawdziłem konta innych i widzę, że Maciek Stuhr i Antek Królikowski też mają jedynkę za nepotyzm, a Bartosz Opania dwójkę za nepotyzm i za to, że „kiedyś był ładny”.
Aktorstwo nie było pierwszym wyborem Grzegorza. Po maturze poszedł na psychologię. A wcześniej chciał zostać policjantem…
Grzegorz: Tak, albo weterynarzem. Chciałem być takim szlachetnym policjantem, ale mimo wszystko cieszę się, że nie poszedłem tą drogą. Gdy powiedziałem, że zdaję na psychologię, mama się ucieszyła. Nie chciała, żebym został aktorem.
Ojciec w tej kwestii dawał mu dużą wolność.
Krzysztof: Jestem z zawodu nauczycielem, studiowałem pedagogikę i wiem, że najgorsze jest zmuszać własne dzieci do jakiegoś zawodu. Bo potem do końca życia może już nie być z nimi kontaktu.
Grzegorz: Jestem więc wdzięczny, że nie zabierałeś mi moich marzeń.
Krzysztof: Nigdy nie mówiłem: „Nie rób tego albo zrób to inaczej”, bo w ten sposób rodzice stają się wrogami własnych dzieci.
Grzegorz: To mama była nadopiekuńcza, tata mówił: „Ucz się na własnych błędach”. Mama wiedziała, że środowisko aktorskie jest hermetyczne i że trzeba mieć mocną psychikę, żeby się w nim odnaleźć.
Krzysztof: I chyba ją masz. A mnie środowisko nigdy nie interesowało, zawsze szedłem własną drogą. Kiedy raz na rok pojawiam się w jakimś towarzystwie, wszyscy się dziwią, z jakiego kąta wylazłem.
Grzegorz: Ja też tak mam. Gdy się gdzieś pojawię, koledzy mówią: „Grzesiek, to ty żyjesz?”. Ale mam paru serdecznych przyjaciół po fachu i przyjaciółek. Raz na jakiś czas umawiamy się na kawę czy piwo.
Dzięki roli w serialu Grzegorz Daukszewicz przekonał się, że na masowej widowni robi duże wrażenie.
Krzysztof: Oj, robi, robi. W ubiegłym roku byliśmy obaj w Zakopanem. Wcześniej, gdy szedłem z chłopakami przez Krupówki, wszyscy mówili: „O, hrabia idzie”, czyli ja. A teraz na Krupówkach powtarzają: „Doktor Adam, doktor Adam”.
Grzegorz: Przesadzasz, raczej mówią: „Hrabia z doktorem”.
Krzysztof: Jeżdżę na spotkania z czytelnikami, bo niedawno napisałem książkę „Tuskuland”. Połowa pań podchodzących po autografy pyta: „A dlaczego pan z Grzesiem nie przyjechał?”.
Grzegorz: A mnie pytają, gdzie zostawiłem tatę, i każą go pozdrawiać.
Cały wywiad z Krzysztofem i Grzegorzem Daukszewiczami w najnowszej "Vivie!". Już w kioskach.