Reklama

Co roku o tej porze Daria Ładocha przemierzała Tajlandię, czasem inne azjatyckie kraje w poszukiwaniu kulinarnych inspiracji. Potrafiła wejść do czyjegoś domu i przedstawić się: „Dzień dobry, jestem Daria Ładocha i chciałabym nauczyć się gotować”. W tych podróżach, których efektami dzieliła się na blogu „One More Thai” i "Mamalyga.org", towarzyszył jej partner Bartek i córki Laura, a potem jeszcze Matylda (dzisiaj dziewczynki same prowadzą program, oczywiście kulinarny, „Patenciary”). W tym roku z powodu pandemii ich doroczna podróż jest niemożliwa. Autorka książek kulinarnych, między innymi „Nowoczesnej kuchni polskiej” mówi, że wcale nie trzeba jechać daleko, by poznać doskonałą, zdrową kuchnię.

Reklama

Jak spędzą wakacje, jakich smaków będą szukać i gdzie, i czy nadal w podróż zabiera ze sobą książki o jelitach Daria Ładocha opowiadała mi podczas spaceru po Wilanowie, gdzie mieszka z rodziną. Przy okazji dowiedziałam się co kupuje w przydomowym warzywniaku i bez czego nie może obejść się w kuchni. I jakie warzywo rządzi u niej tego lata.

Myślisz czasem, że to czym się teraz zajmujesz, czyli gotowanie i uświadamianie Polaków jak jeść zdrowo zawdzięczasz buddzie w Ray-Banach?

Tak, budda w Ray-Banach stał się moim drogowskazem. Mówi się, że buddy się nie wybiera, że takiego jakiego los ci daje musisz wziąć. Ja dostałam takiego trochę wyluzowanego (śmiech). Był najbliżej mojego miejsca zamieszkania. To było osiem lat temu w mojej ukochanej Tajlandii. Świętowałam trzydzieste urodziny i zupełnie jak nie ja, poprosiłam bliskich, żeby część tego dnia pozwolili mi spędzić w samotności. Chciałam pomyśleć o życiu. Byłam w takim momencie, że nie wiedziałam co dokładnie chcę robić. Za to wiedziałam czego na pewno robić już nie chcę. A nie chciałam wrócić do pracy w agencji reklamowej, którą poniekąd współtworzyłam. Od tego momentu pod posągiem buddy datuję przemianę mojego życia.

Czy to była trudna decyzja, żeby zostawić wszystko co do tej pory osiągnęłaś?

Tak, bo już byłam matką, miałam pracę, a tu nagle obrót o 180 stopni. Jak się ma trzydzieści lat to człowiek chciałby wszystko mieć, wszystko umieć i wszystko rozumieć. A ja nagle wykonałam zwrot, krok do tyłu. Stałam się jak osiemnastolatka, przed którą jeszcze całe życie. Ale dzięki temu co się wtedy wydarzyło wiem, że żeby pójść do przodu trzeba się cofnąć o krok, i że to nie jest nic strasznego. Zyskałam poczucie, że mogę zostać tym kim chcę, że wszystko jeszcze przede mną. Mam nadzieję, że jeszcze raz taki moment w moim życiu nadejdzie.

Wiedziałaś chociaż, że od teraz będziesz zajmować się żywieniem, gotowaniem?

To wiedziałam, bo umiem gotować od piątego roku życia. Już wtedy od wielu lat bywałam w Tajlandii i zgłębiałam tajniki tamtejszej kuchni. Ale wtedy nie sądziłam, że to stanie się moim sposobem na życie. Gdy wróciłam do Polski założyłam najpierw bloga „Mamałyga”, potem „One more Thai”. Znajomi trochę się ze mnie śmiali, bo wiedzieli, że nie mam pojęcia jak się prowadzi blogi. Uważam, że jeśli przychodzi czas na zmiany, wcale nie musimy wiedzieć, co, ani jak będziemy robić. Jeśli mamy pasję, choćby hafciarstwo, może się okazać, że stanie się twoim sposobem na życie. Tak jak u mnie gotowanie.

Nie bałaś się, że nie odniesiesz sukcesu?

Ależ skąd. Jak mogłam nie odnieść sukcesu robiąc to co daje mi radość? To niemożliwe. I nie mówię o sukcesie finansowym czy biznesowym.

Gotowanie jest twoją radością życia?

Tak. Kocham to robić. Podczas gotowania odpoczywam. Dzisiaj na przykład jestem bardzo zmęczona, bo cały dzień byłam na szkoleniu. Dlatego jak dotrę do domu każdemu ugotuję to co chce (śmiech).

Co ugotujesz sobie?

Dzisiaj będę jeść zupę z ogórków małosolnych na mleku koksowym i z dodatkiem młodej kapusty, a jutro upiekę młodą kapustę. To ona rządzi u mnie tego lata. Tylko nie w wydaniu tradycyjnym, jak widać. Trzy dni temu zrobiłam z niej kapuśniak z suszonymi pomidorami i z grzybami, a wczoraj żurek bezglutenowy na zakwasie z mąki ryżowej, z młodą kapustą właśnie, kalarepą i ogórkiem małosolnym.

Brzmi smacznie i zdrowo, znajdziemy gdzieś te przepisy?

Nie. To jest tak zwane gotowanie prywatne, czyli „co Daria lubi zjeść to sobie wymyśli i zrobi”. Uwielbiam szukać nieoczywistych połączeń.

Jeździsz po świecie w poszukiwaniu inspiracji.

Ale Polską kuchnię też kocham, tylko w nowoczesnej wersji. Teraz odkryłam, że nie trzeba jeździć w dalekie podróże, żeby spotkać super ludzi i poznać doskonałe przepisy.

W kuchni Ameryki Południowej znalazłaś coś, co chciałabyś wprowadzić do menu?

W Argentynie, gdzie kręciliśmy „Agenta” miałam problem, bo tam kuchnia bezglutenowa nie istnieje, a bezmięsna jest raczej uboga. Inaczej było w Kolumbii i Gwatemali, gdzie powstawał program „Ameryka Express”. Zajadałam się pysznym awokado, nigdy wcześniej nie jadłam tak dobrego, mango, dużą ilością warzyw. Ale oni nie są wirtuozami kuchni i nie mają wybitnej kultury jedzenia. Po prostu mają dobre składniki i z nich starają się zrobić rzetelne jedzenie, to wszystko. I mają te swoje obrzydlistwa. Tak jak uczestnicy próbowałam móżdżku, jąder. Coś okropnego! Miałam wrażenie, że czuję móżdżek w ustach jeszcze przez kilka kolejnych dni. Podziwiam Karolinę Pisarek i Martę Gajewską–Komorowską, że to wszystko zjadły. Już za samo to powinny wgrać ten program.

Są jakieś potrawy, których na pewno nigdy nie spróbujesz?

Takie, które uciekają z talerza. Nigdy nie zjem kaczych embrionów, żywej ośmiornicy, dużej ilość papryczek chilli i filipińskiego przysmaku czyli zupy z psich wymiocin.

Bez czego w kuchni nie możesz się obejść?

Bez noża, który wcale nie musi być dziełem sztuki japońskiego mistrza. Ja i Tomek Jakubiak stworzyliśmy takie idealne noże - ja dla kobiet, on dla mężczyzn. Mieliśmy stworzyć jeden, ale okazało się to niemożliwe -

Ile masz noży?

Jeden porządny i mały obierak. Przy ich pomocy jestem w stanie wyczarować każdą potrawę.
Wbrew temu co sądzą niektórzy mam niewielką kuchnię, a w niej tylko to co naprawdę konieczne. Tak naprawdę mając nóż można coś ugotować nawet na kamieniu. To nie jest jeszcze kuchnia moich marzeń. Jestem tak zajęta gotowaniem dla innych, karmieniem ludzi i tak jestem wdzięczna za to co mam, że taka idealna kuchnia nawet jeszcze nie znalazła się na mojej mapie marzeń.

Jaka jesteś w kuchni?

Szybko, konkretna, precyzyjna i bardzo porządna. Nie zacznę przygotowywać kolejnego dania dopóki nie posprzątam po poprzednim. W Dzień dobry TVN wykształciłam umiejętność gotowania w krótkim czasie przy wielu niedogodnościach. To dlatego, że jak jesteśmy na wizji nie możemy miksować, ani nawet głośno smażyć. Opracowałam więc strategię gotowania, żeby zrobić wszystko co trzeba, ale za bardzo nie przeszkadzać. Takie planowanie, co w której minucie programu, pozwoliło mi też na podobną organizację w domu. Tylko, że czasami przeginam, wymyślam zbyt dużo rzeczy do zrobienia w określonej jednostce czasu, potem strasznie się spieszę i psioczę pod nosem, że nie mam czasu, że nie zdążę, że to, że tamto. Ale zazwyczaj się udaje.

Rozumiem, że Ty jesteś królową swojej domowej kuchni.

Ja! I nawet nie było żadnych prób przejęcia rządów. Oczywiście Bartek, Laura i Mania pozwolili mi na to. Razem uznaliśmy, że w naszym domu każdy powinien robić to na czym zna się najlepiej.

Ale przecież Twoje dziewczyny super gotują, mają nawet swój program „Patenciary”.

Ustępuję im pola w weekendy. Najczęściej przygotowują menu śniadaniowe, w którym mamy do wyboru dwie potrawy, a potem każą sobie za to słono płacić (śmiech). Laura bardzo lubi mi pomagać przy wypiekach, aż się do tego rwie. Ja też pomagałam w kuchni jak byłam mała.
Dzień dobry, ile kosztują truskawki?- Daria po drodze mija przydomowy warzywniak. Zrobimy z nich z dziewczynkami koktajl truskawkowo-bananowy. A czereśnie? Kradnę jedną, bo kradzione nie tuczy, - żartuje ze sprzedawcami.
Musiałam kupić garść czereśni, bo zaraz ich nie będzie i będę za nimi bardzo tęsknić. Poza tym nie są takie najgorsze. Podobnie jak truskawki, jagody, maliny. Przy insulinooporności nie powinnam jeść tylko winogron, arbuzów i mango.

Takie są teraz żywieniowe trendy?

Tak. Stawiamy na zdrowe rzeczy sezonowe, stąd u mnie truskawki, młoda kapusta, szparagi. Jedną z najpopularniejszych diet na świecie jest obecnie keto. Króluje na światowych salonach, natomiast w Polsce dopiero rozpoczyna swą karierę. Jest to dieta mocno eliminacyjna, ale w zmodyfikowanej formie jest fajna. Na początku składała się z tłuszczy i białka. Teraz znajdziemy w niej awokado, warzywa, ryby. Oczywiście jak na każdą dietę eliminacyjną trzeba uważać, ale ci co ją stosują, mówią, że czują się na niej najlepiej fantastycznie. W Polsce wiele osób choruje na Hashimoto i insulinooporność - dla nich dobre jest jedzenie o niskim indeksie glikemicznym. Cieszy mnie to, że Polacy zaczęli się edukować jeśli chodzi o jedzenie. Rośnie nasza świadomość. W ogóle od zasady „zastaw się a postaw się”, przeszliśmy do „mniej znaczy więcej”. Zaczynamy doceniać jakość składników - wolimy kupić droższe, ale dobre wędliny, dobrej jakości owoce, pojechać dalej na bazarek po dobry ser. Jest lato, więc Polacy grillują. Ale ku mojej radości już nie tłuste kiełbasy i mięsa, ale warzywa.

Tego uczysz w swojej Akademii Zdrowego Żywienia?

Tak, choć teraz z powodu pandemii powinnam powiedzieć uczyłam, bo zajęcia były zawieszone. Po wakacjach wrócimy z warsztatami online, ale też zapewne ze stacjonarnymi.

Warsztaty on-line pozbawią cię kontaktu z ludźmi, który uwielbiasz.

To prawda, że kocham ludzi, spotkania mnie napędzają. Ale dzięki nim będę mogła dotrzeć do większej liczby odbiorców.

Jesteś dziewczyną z misją.

Jedzenie jest bardzo socjalizujące. Pierwsze randki, rodzinne uroczystości, spotkania z przyjaciółmi - wszystko to odbywa się przy zastawionych stołach. A ja chcę uczyć ludzi, że można to robić zdrowo, z głową, że świadome odżywanie to nie jest coś bardzo trudnego i drogiego. Ruszam więc z nową mocą po wakacjach. Chciałabym nauczyć Polaków odżywiać się świadomie. Nie wiadomo co jest dla ciebie zdrowe dopóki nie zmierzymy się z własnym organizmem, własnymi możliwościami, słabościami. Ważne jest, żeby wiedzieć, co mi służy, a co nie. Najchętniej wyszkoliłabym też rzesze kucharzy, żeby nie tylko gotowali, ale wiedzieli co i po co to robią. Ale to już bardzo dalekosiężne plany.

Rodzinę też edukujesz?

Moja siostra, która właśnie jest w ciąży i urodzi pierwszego mężczyznę w naszej rodzinie od kilku pokoleń, jest bardzo świadoma i w zasadzie od niej też ludzie mogliby się uczyć. Jest uzależniona od aktywności fizycznej i zdrowego stylu życia. A ciocia, u której byłam ostatnio też wie co dobre, i eksperymentuje w kuchni. Ostatnio zrobiła pyszne pierogi z truskawkami z cynamonem i śmietanką kokosową. Cieszy mnie to, że ludziom coraz bardziej się chce eksperymentować, odkrywać nowe smaki, kombinować z tradycyjnymi daniami.

Dokąd jedziesz skoro nie możesz być teraz w Azji?

Pojadę na obóz jogowy pod Kraków, z córkami nad morze do Lubiatowa i na Sardynię, gdzie będę gotować razem z Marco, który ma swoje uprawy warzyw, owoców, oliwek. Tam zresztą jest bardzo dobra kuchnia. Będziemy jadły karczochy, bakłażany, owoce morza. Trochę też pogrzeszymy, bo ani ja ani Laura nie możemy jeść glutenu - ja mam nietolerancję, a ona alergię. Ale jak sobie zjemy taką pyszną pizzę, albo foccacię to nic nam się nie stanie. Z powodu naszych dolegliwości Azja była dla nas dobrym kierunkiem. W tamtejszych potrawach gluten i nabiał raczej nie występują. Ale skoro nie możemy jechać do Tajlandii poszukamy inspiracji gdzie indziej.

Nadal podróżujesz z książkami o jelitach?

Niestety nie mam już tyle miejsca na lektury co kiedyś, bo moje córki to już duże pannice, muszę zabrać sandałki, kapelusze, stroje kąpielowe (śmiech).
Dlatego teraz wożę ze sobą kindl'a, na którym mam wgrane książki o rozwoju duchowym. A pozostając w temacie mindfulness przeczytam książkę Hermana Hesse „Siddharta”. Poza tym uwielbiam się uczyć, więc kryminały czy jakieś inne czytadła to nie dla mnie. A im więcej się uczę tym więcej wiem ile nie wiem. Im więcej wiem tym mniej.

Reklama

Może powinnaś iść na jakieś studia?

Nie. Wyrzucili mnie z dietetyki, bo się zbuntowałam, że każą nam się uczyć z książek sprzed czterdziestu lat. A dietetyka jest żywa, aktywna, pojawiają się nowe dolegliwości, nowe trendy jedzeniowe. Nie zostałam więc dyplomowaną dietetyczką. Zgłębiam ten temat od siedemnastego roku życia, kiedy zdiagnozowano u mnie zespół jelita drażliwego. Wtedy kazano mi do końca życia jeść tabletki. A ja byłam nastolatką i myślałam, że tabletki są dla dziadków i babć. Dzięki odpowiedniej diecie udało mi się z tego wyjść. Kiedyś jedzenie było tym co pomagało nam zwalczać dolegliwości. Coś co budowało naszą odporność, wspierało metabolizm. Jedzeniem mogliśmy wpływać na różne procesy w organizmie. Przez te lata nauczyłam się, i wcale nie na studiach, że organizm jest fantastycznym komputerem, który radzi sobie z różnymi problemami sam, tylko trzeba wiedzieć, jak z niego korzystać. To akurat wiem.

Olga Majrowska
Reklama
Reklama
Reklama