Reklama

Od 12 lat tworzą szczęśliwy związek. Ewa Chodakowska i Lefteris Kavoukis są ze sobą na dobre i na złe. żyją w silnym, twórczym i szczęśliwym związku, który funkcjonuje 24 godziny na dobę. W rozmowie z Beatą Nowicką małżonkowie opowiedzieli o swojej miłości i o budowaniu życia w dwóch tak odmiennych krajach: Grecji i Polsce. Zdradzili, że dzięki pandemii jeszcze bardziej się do siebie zbliżyli, uspokoili się i na nowo siebie poznali. ,,Pandemia była wybawieniem z pazurów dzikiego pędu. Nie powiem, że pędu na oślep, bo wiedzieliśmy, gdzie biegniemy, natomiast droga, którą biegliśmy, nie miała mety. (...) Nagle odkryłam, że mam prawo zwolnić, pożyć codziennością. Zaczęłam świadomiej rozglądać się wokół siebie", dodała trenerka.

Reklama

Los Wam sprezentował drugi miesiąc miodowy?

Ewa: Coś w tym jest… (śmiech). Byliśmy bardzo blisko, karmiąc się nawzajem dobrą energią, dobrym słowem, ogromnym wsparciem.
Lefteris: Nagle mieliśmy czas, żeby razem oglądać filmy na kanapie, celebrować wspólne śniadania, rozmawiać, mogliśmy o siebie zadbać. Pandemia nie miała za bardzo wpływu na nasz biznes, więc nie żyliśmy w stresie i lęku, co z nami będzie.
Ewa: Przy pierwszym lockdownie bałam się zamknięcia. Nigdy wcześniej nie przebywałam tak długo w jednym miejscu. Nie potrzebowałam domu, do którego wracam i czuję się bezpiecznie. Mam wrażenie, że przez czas pandemii bardzo dojrzałam emocjonalnie, uspokoiłam się wewnętrznie i odnalazłam poczucie bezpieczeństwa i przynależności. Pierwszy raz w tak troskliwy i osobisty sposób spojrzałam na przestrzeń, w której mieszkamy w Warszawie, i zaczęłam tak ją urządzać i dekorować, jakby była przedłużeniem mojej osoby. Stworzyłam miejsce, z którego teraz nie chce mi się wychodzić. Takie poczucie ma też mój mąż. Oboje odnaleźliśmy w naszym mieszkaniu w Warszawie azyl, który dotychczas znajdowaliśmy tylko w Grecji.

Zobacz też: Ewa Chodakowska i Lefteris Kavoukis: „Wiedzieliśmy, gdzie biegniemy, natomiast droga, którą biegliśmy, nie miała mety”

FOT. MATEUSZ STANKIEWICZ/SAMESAME

Językiem Waszej miłości jest grecki czy angielski?

Lefteris: To całkiem zabawne. Muszę przyznać, że w Grecji rozmawiamy częściej po angielsku. A z kolei w Polsce bardzo często po grecku. Lubię to, że możemy porozmawiać po grecku i nikt nas nie rozumie. To jest bardzo fajne uczucie. W Grecji natomiast jeśli Ewa uzna, że nie może czegoś powiedzieć idealnie albo nie zna jakiegoś słowa, to przechodzi na angielski.
Ewa: Mam problem, żeby się przełamać i mówić po grecku w ojczyźnie mojego męża, bo wiem, że popełniam mnóstwo błędów. A jestem perfekcjonistką. Dopóki nie mówię doskonale, czuję się zblokowana. Nawet ostatnio powiedziałam Lefterisowi, że chcę się zapisać na lekcje greckiego, ale popukał się w głowę i zapytał, po co, skoro mówię lepiej niż wielu Greków. Mój mąż zawsze mnie rozpieszcza komplementami, ale ja wiem swoje, jestem realistką. Chciałabym mówić tak jak on, a on posługuje się piękną greczyzną.

Gotujesz Ewie greckie potrawy?

Lefteris: Nie. Zdarza mi się coś przyrządzić dwa razy w roku. Ale wiem, jak zrobić śniadanie.

A co robisz na śniadanie?

Lefteris: Chyba przesadziłem z tą deklaracją, że robię śniadanie. Raczej to śniadanie podaję nam do stołu (śmiech).

Pomimo różnic kulturowych udało Wam się stworzyć silny, szczęśliwy związek.

Lefteris: Kiedy poznaliśmy się z Ewą, każde z nas miało własną wizję tego, jak powinna wyglądać rodzina. Ta wizja opierała się na tym, co zaobserwowaliśmy u swoich rodziców: jak oni się zachowywali, jak siebie traktowali, na jakich fundamentach zbudowali swoje małżeństwo. A ponieważ oboje pochodzimy z podobnych, kochających się domów, mieliśmy wspólny punkt odniesienia. Kiedy natykamy się z Ewą na jakąś trudną do ominięcia różnicę kulturową, nazywamy ją żartobliwie „lektor”.
Ewa: Polacy nie lubią dubbingu, za to uwielbiają oglądać filmy z lektorem, który mówi za wszystkich: kobiety, dzieci, mężczyzn. Mój mąż uważa, że to jest zamach na kinematografię (śmiech).
Lefteris: Czytanie dialogów wszystkich aktorów przez jedną osobę jest dla mnie niezrozumiałe i nie do zaakceptowania. To najgorsza rzecz w oglądaniu zagranicznego filmu. Stąd wziął się nasz kod. Kiedy znajdujemy się w jakimś sporze, impasie, czujemy, że zabrnęliśmy w ślepy zaułek, gdzie ani jedno, ani drugie nie chce odpuścić, rzucamy hasło – „lektor”. Wtedy wiemy, że oboje musimy się wycofać, bo nie dojdziemy do kompromisu i nie ma sensu ciągnąć tego tematu. Jesteśmy trochę z różnych światów i nauczyliśmy się to szanować.

Co robisz, żeby uszczęśliwić Ewę?

Lefteris: Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Nasze małżeństwo naprawdę świetnie funkcjonuje, jest nam bardzo dobrze razem. Nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek musiał dodatkowo Ewę uszczęśliwiać. Ewa JEST cały czas szczęśliwa.

Mateusz Stankiewicz/SameSame
Reklama

Mateusz Stankiewicz/SameSame

Reklama
Reklama
Reklama