Elżbieta Romanowska o hejcie: „Pisano, że jestem kobietą bez honoru, bo powinnam odmówić”
„Powiem wprost. Nie wygryzłam pani Katarzyny Dowbor”
- Katarzyna Piątkowska
Informacja o zmianach w programie „Nasz nowy dom” rozgrzała internet do czerwoności. Gdy ogłoszono, że nową prowadzącą zostanie Ela Romanowska, pisano, że jest kobietą bez honoru, bo powinna odmówić. Znana z seriali „Ranczo” i „Pierwsza miłość”, spektakli teatralnych, „Tańca z Gwiazdami”, aktorka opowiedziała Katarzynie Piątkowskiej o tym, jak radzi sobie z hejtem, jak została przyjęta na planie ulubionego programu Polaków i na kogo zawsze może liczyć.
Elżbieta Romanowska o hejcie
Jaka jest najgorsza rzecz, jaką o sobie przeczytałaś?
To było przed pierwszym odcinkiem „Tańca z Gwiazdami”, w którym wzięłam udział w 2016 roku. Ludzie pisali, że Rafał Maserak, z którym tańczyłam, trafi przeze mnie na wózek inwalidzki, albo że jak podskoczę, to zrobię w parkiecie dziurę wielkości Stadionu Narodowego. Ktoś napisał, że gdyby wyglądał tak jak ja, popełniłby samobójstwo.
Boli.
Kiedyś bolało. Nikt nie lubi być wyzywany i obrażany. Ale teraz, po kilku latach, nauczyłam się takie komentarze ignorować. Staram się wykonywać moje obowiązki najlepiej, jak potrafię, a jak się komuś nie podoba, na przykład jak wyglądam, to już jego problem. Mam taki charakter, że negatywne komentarze mnie nie deprymują. Wprost przeciwnie. Mobilizują mnie do jeszcze cięższej pracy. Zrozumiałam, że interesuje mnie tylko konstruktywna krytyka. Wyżywanie się na innych, wylewanie na nich swojej frustracji, obrażanie się do niczego nie prowadzi. Nie zależy mi na opinii kogoś, kto z pogardą wyraża się o innych. Dla mnie ważna jest opinia ludzi, których kocham, którzy są mi bliscy lub którzy dzięki swoim konstruktywnym uwagom spowodują, że będę lepszą aktorką, prowadzącą czy człowiekiem. Ignoruję opinie ludzi z internetu, którzy nawet nie mają tyle odwagi, żeby się podpisać imieniem i nazwiskiem.
Tak samo było w przypadku programu „Nasz nowy dom”?
Dokładnie. Spodziewałam się, że informacja o tym, że to ja będę nową prowadzącą, wywoła wielkie emocje. Po tym, jak bomba wybuchła, poszłam na spotkanie z panem dyrektorem Edwardem Miszczakiem. Obydwoje wiedzieliśmy, że to nie będzie łatwe. Zarówno on, jak i ja staliśmy się obiektem bardzo negatywnych i, delikatnie mówiąc, nieprzyjemnych komentarzy. Ale oboje podjęliśmy decyzje ze świadomością, co się za chwilę wydarzy.
Sprawdź też: Maciej Musiałowski: „Marzenie o zamku jako miejscu zamieszkania towarzyszyło mi od dzieciństwa”
Pisano, że wygryzłaś Katarzynę Dowbor.
Nie tylko to. Pisano, że jestem kobietą bez honoru, bo powinnam odmówić. Powiem wprost. Nie wygryzłam pani Katarzyny Dowbor. Dostałam propozycję poprowadzenia wyjątkowego programu, propozycję obarczoną sporym ryzykiem, bo przez 10 lat widzowie nie tylko do pani Kasi się przyzwyczaili, ale ją pokochali. Postanowiłam jednak podjąć to wyzwanie.
Gdy dostałaś tę propozycję…
Na początku pomyślałam, że albo jestem w ukrytej kamerze, albo ktoś ma chwilową niepoczytalność. Mam niski głos, a wydałam z siebie dźwięk przypominający śpiew sopranowy (śmiech).
Nie wahałaś się?
Dostałam bardzo mało czasu do zastanowienia się. Mój narzeczony oraz moi rodzice jednak od razu powiedzieli mi, że są propozycje, których się nie odrzuca. Ale gdy przyszłam na rozmowę, podczas której miałam odpowiedzieć „tak” lub „nie”, sama do końca nie wiedziałam, jakie słowo padnie z moich ust (śmiech). Zrozumiałam, że moja odmowa nie spowoduje, że do programu wróci poprzednia prowadząca. Pomyślałam też, że tak naprawdę w tym wszystkim nie chodzi przecież o mnie, o architektów ani ekipę budowlaną. Nie my jesteśmy tu najważniejsi, tylko ludzie, którym idziemy z pomocą. Nie żyję na tym świecie od wczoraj i niejedno już widziałam, dlatego nie spodziewałam się, że nagle wszyscy zaczną bić mi brawo i mówić: „Wow! Jak super!”. Uważam, że każda decyzja zawodowa wiąże się z pewnego rodzaju ryzykiem. Moja też. Projekt, w którym biorę udział, może się nie spodobać, ja mogę się nie spodobać. To dotyczy programów, które miałam przyjemność prowadzić, seriali i filmów, w których grałam. Ta sytuacja jest inna, bo „Nasz nowy dom” istnieje już tyle lat w telewizji i w sercach widzów. Musiałabym być hipokrytką i nieczułym człowiekiem, gdybym nie odczuwała lęku i nie miała wątpliwości. Zwłaszcza że wiem, jak to jest, kiedy nagle odbiera się komuś na przykład rolę. Ja tego doświadczyłam.
Za pomoc w realizacji sesji dziękujemy Muzeum Łazienki Królewskie.
Cały wywiad dostępny w nowym numerze magazynu VIVA!
Czytaj też: Magdalena Boczarska: „Trafiło mi się późne, szalenie intensywne macierzyństwo”