Reklama

Za rolę w „Bożym Ciele” dostała Orła i nagrodę dla najlepszej aktorki drugoplanowej na festiwalu w Gdyni. Razem z ekipą była w Los Angeles z nadzieją na Oscara. "Mnie przygoda z „Bożym Ciałem” zmotywowała do działania i zbadania, w jaki sposób mogę rozwijać się jako aktorka. Dodała skrzydeł, ale nie sprawiła, że poczułam się gwiazdą", mówi Eliza Rycembel. Aktorstwo daje jej poczucie wolności, to, że może żyć wieloma życiami, a przez to poznawać siebie. "Daje mi radość, a bywa, że i satysfakcję", dodaje w rozmowie z Katarzyną Piątkowską. Czy bywa zazdrosna, gdy ktoś inny otrzyma rolę, o którą się starała? Tak mówi o aktorstwie i swoich doświadczeniach.

Reklama

Eliza Rycembel o rolach, zazdrość i kryzysie wiary w sztukę

Podobno w szkole teatralnej usłyszałaś, że jesteś niezdolna.

To prawda. Pewna profesorka mówiła, że jestem beznadziejna, że się do niczego nie nadaję.

A jednak to Ty za rolę w „Bożym Ciele” dostałaś Orła i nagrodę dla najlepszej aktorki drugoplanowej na festiwalu w Gdyni i to Ty razem z ekipą byłaś w Los Angeles z nadzieją na Oscara. W tych ważnych momentach poświęciłaś tej Pani chociaż jedną myśl?

Ani jednej. Jestem tak skonstruowana psychicznie, że bardzo dobrze żyję na wyparciu. To nie oznacza, że rzeczy, które kiedyś mnie spotkały, nie wracają do mnie. Zdarza się usiąść ze znajomymi wieczorem i powspominać lata szkolne i wszystkie momenty, które, mimo że bolesne, mocno nas ukształtowały. Ale wtedy w Hollywood, kiedy „Boże Ciało” odniosło taki sukces, każdą myśl poświęcaliśmy filmowi, jego promowaniu i cieszyliśmy się tymi niezapomnianymi chwilami.

[...]

Jaką miałaś najdłuższą przerwę w pracy na planach filmowych?

Półtora roku.

Wiesz, dlaczego tak się stało?

Jestem i za młoda, i za stara równocześnie. Mam taką urodę, która predestynuje mnie do konkretnych ról. Coraz częściej zdarza mi się grać role matek. Nastolatki już nie zagram, choć może wciąż jeszcze nie wyglądam na 32 lata. W sklepie wciąż muszę legitymować się dowodem osobistym, choć już rzadziej. I mam nagrody na koncie, co powoduje, że nikt nie weźmie mnie do grania epizodów. A może po prostu nie jestem zdolna.

Zobacz też: Ich przyjaźń zaczęła się od spotkania w warzywniaku. Natalię Kukulską i Małgorzatę Sochę łączy silna więź

Zuza Krajewska

Nagrody upupiają?

Śmieszne, co? Bardzo lubię grać role epizodyczne. To krótka przygoda, w której często musisz pracować wbrew swoim warunkom. Z jednej strony super, że jestem doceniana, a reżyserzy widzą mnie w głównych rolach, a z drugiej frustrujące, bo przecież nie ma ich znowu tak dużo. To są takie małe aktorskie przekleństwa. Poza tym jest trudny czas na rynku, galopująca inflacja, niektóre projekty, w których miałam brać udział, spadają, inne są przesuwane. W takim momencie przechodzi się wiele stanów psychicznych. Najpierw jest radość, że skończyły się długie zdjęcia, i nadzieja na miesiąc odpoczynku i regeneracji. Potem przychodzi moment, kiedy już się jest w gotowości na nowe wyzwania, chodzenia na castingi, po prostu na powrót do pracy. Potem przychodzi moment zwątpienia w siebie, bo albo nie dostajesz żadnych propozycji, albo nie wygrywasz castingów. A potem sobie tłumaczysz, że nie możesz się dołować, bo nie jesteś beznadziejna, tylko po prostu z jakichś powodów nie pasujesz do danego projektu. Potem siedzisz w domu i oglądasz wspaniałe filmy z lat 80. i 90. i myślisz, że teraz niewiele powstaje takich świetnych projektów. Zaczynasz wątpić już nie tylko w siebie i swoje zdolności, ale w tę całą machinę…

Zwątpienie w sztukę to jest ten najtrudniejszy moment?

Tak, bo wtedy przychodzi niebezpieczna myśl, że po co mam się starać, skoro i tak nie dane mi będzie zrobić czegoś satysfakcjonującego.

Ale świat filmu i seriali o Tobie nie zapomniał…

Wiesz, co jest zabawne? Zdarza się, że pracujesz 300 dni w ciągu roku. A potem przez rok nie robisz nic. Ale to, co nakręciłaś wcześniej, ma premiery mniej więcej w jednym czasie…

…wszyscy więc myślą, że jesteś zapracowana.

Jestem częścią niezależnego teatru Potem-o-tem, może dlatego tak się wydaje? Aktorstwo to sinusoida. Każda osoba, która pracuje jako freelancer, bez względu na zawód doświadcza tego samego. [...]

Gdy ktoś inny dostanie rolę, o którą się starałaś…

…nie ma we mnie zawiści, jeśli o to pytasz. Aktorstwo jest gorsze niż sport, bo w sporcie masz jeszcze drugie i trzecie miejsce. Tutaj masz tylko pierwsze. Albo wygrywasz casting, albo nie.

Nigdy nie bywasz zazdrosna?

Bywam, ale w moim przypadku zazdrość jest produktywna. Rzadko mi się zdarza, żebym komuś źle życzyła. Wydaje mi się, że wciąż jestem dokładnie tą samą osobą, jaką byłam 10 lat temu, gdy zaczynałam pracować. Tylko po prostu trochę starszą.

Cały wywiad do przeczytania w nowej VIVIE! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży już od 29 lutego.

Reklama

Sprawdź też: Maria Rotkiel o kobiecości i poczuciu niezależności: "Musimy trochę w życiu przejść, trochę doświadczyć, żeby zaufać sobie"

Zuza Krajewska
Marlena Bielińska
Reklama
Reklama
Reklama