Reklama

Kiedy na swojej drodze spotkała Cezarego Pazurę, miała 19 lat. Pigmalion i Galatea – mówiono. Nikt tej miłości nie dawał szans. A oni pokazali, że są dla siebie stworzeni. Edyta Pazura w rozmowie z Beatą Nowicką opowiedziała o swojej wyjątkowej relacji z mężem i o trudach, którym przyszło im stawić czoło. „Przez te 14 lat nauczyliśmy się siebie. Dzięki temu możemy iść w tę samą stronę", mówi Edyta Pazura.

Reklama

Edyta Pazura o związku z Cezarym Pazurą i niezwykłej miłości

Jeszcze nie znam twarzy tej, na którą czekam, chociaż już ją kocham”, mówił Cezary Pazura jako Adaś Miauczyński w filmie „Ajlawju” Marka Koterskiego w 1999 roku. Ta rola jest symboliczną, miłosną deklaracją. Kiedy wreszcie Panią zobaczył w pociągu relacji Kraków–Gdynia...


Edyta Pazura: …byłam bardzo młoda, nie do końca miałam świadomość, w co się pakuję. Szekspir w „Hamlecie” napisał: „Świadomość czyni nas tchórzami”. Święta prawda (śmiech). Patrząc na tamtą 19-letnią dziewczynę z perspektywy 33-latki, nie jestem pewna, czy dziś znalazłabym w sobie tyle odwagi. Weszłam w związek z nieszablonowym, dużo starszym mężczyzną, bardzo znanym aktorem i jeszcze chciałam zbawiać świat. Było ciężko. Musieliśmy stawić czoło kłamstwom, pomówieniom, szantażom. Wszystko było pretekstem do krytyki: „On za stary, ona za młoda, on znany, ona z Nowej Huty, on czaruś, ona naiwna… Nie mają szans”. Przyjaciółka kiedyś powiedziała: „Ty nie startowałaś w tym małżeństwie z poziomu zero, tylko minus dziesięć. Wszystko musiałaś sobie wywalczyć”.

Pani też ma takie wrażenie?

Zdecydowanie. Znamienne, że o tej 19-latce wciąż myśli moja mama, nie ja. Ja idę dalej, już to przepracowałam, przechorowałam. Gdybym tego nie przeżyła, byłabym innym człowiekiem. Nie ukształtowałabym się w taki pozytywny sposób. Teraz ludzie bardzo dobrze mnie odbierają, szanują. Sama sobie to wypracowałam. Oboje z Czarkiem wypracowaliśmy, bo oprócz tego, że działam jako jednostka, funkcjonujemy jako małżeństwo. Ale moją mamę, która ma 73 lata, wciąż to gryzie. Czasami mówi: „Wiesz, do dziś zdarza mi się nie spać w nocy, bo myślę o tym, jak miałaś ciężko. Jak my mieliśmy ciężko”.

Zobacz też: Edyta Pazura: „Mało osób na moim miejscu wytrzymałoby presję z zewnątrz”

Mówiąc „my”, ma na myśli siebie i Pani tatę?

Tak. To, jak mnie traktowano, bolało ją bardziej niż mnie. Ja miałam Czarka. Kiedy się z nim związałam, wyprowadziłam się do Warszawy. Mama została na małym osiedlu w Nowej Hucie, gdzie wszyscy wszystko o sobie wiedzą, obgadują. Sąsiedzi pokazywali mamę palcami: „To jest ta, której córka związała się z dużo starszym rozwodnikiem”. Młodość dała mi siłę, żeby sobie z tym poradzić. Mamę wciąż to dręczy, bo mnie ocenia z perspektywy swojego dziecka, a nie żony „celebrytki” Cezarego Pazury. Uważa, że nie zasłużyłam na ból i krzywdę. Wie, że skoro się z nim związałam, to znaczy, że go kocham.

Miłość góry przenosi. Nieco banalne, ale…

…prawdziwe. Kiedy poznałam Czarka, niczego się nie bałam, bo nie miałam pojęcia, co mnie czeka. Dopiero kiedy zaczęła się nagonka, przestraszyłam się. Poczułam, że stoję pod ścianą. Ktoś mocno trzyma mnie za gardło. Bywało, że Czarek wracał z pracy, a ja czekałam pod drzwiami z walizkami i mówiłam: „Dłużej nie wytrzymam. Przecież ja tym ludziom nic nie zrobiłam. Nie mogę tak żyć, do widzenia”. Czarek biegł do drzwi, szybko je zamykał i prosił: „Kochanie, nigdzie nie idziesz, teraz porozmawiamy”.

Zobacz też: Cezary Pazura przypomniał zdjęcie Edyty Pazury sprzed 13 lat!

Zdjęcia MARLENA BIELINSKA/move picture
Reklama

MARLENA BIELINSKA/move picture
Reklama
Reklama
Reklama