Reklama

Edyta i Cezary Pazurowie od 14 lat tworzą szczęśliwy związek. Chociaż wielu nie dawało im szans na przetrwanie, oni udowodnili, że są sobie pisani. Ich miłość jest silniejsza niż plotki czy pomówienia. Zakochani przechodzili przez wiele trudnych chwil. Edyta Pazura w rozmowie z Beatą Nowicką mówi wprost, że każda ciężka próba jeszcze bardziej ich do siebie zbliżała. „Zaliczyliśmy kryzys, bo to, co działo się wokół nas, prędzej czy później odbijało się na naszym małżeństwie”, mówi.

Reklama

Trudne momenty jeszcze bardziej ich do siebie zbliżyły

Edyta Pazura: Ja miałam Czarka. Kiedy się z nim związałam, wyprowadziłam się do Warszawy. Mama została na małym osiedlu w Nowej Hucie, gdzie wszyscy wszystko o sobie wiedzą, obgadują. Sąsiedzi pokazywali mamę palcami: „to jest ta, której córka związała się z dużo starszym rozwodnikiem”. Młodość dała mi siłę, żeby sobie z tym poradzić. Mamę wciąż to dręczy, bo mnie ocenia z perspektywy swojego dziecka, a nie żony „celebrytki” Cezarego Pazury. Uważa, że nie zasłużyłam na ból i krzywdę. Wie, że skoro się z nim związałam, to znaczy, że go kocham.

Miłość góry przenosi. Nieco banalne, ale…

…prawdziwe. Kiedy poznałam Czarka, niczego się nie bałam, bo nie miałam pojęcia, co mnie czeka. Dopiero kiedy zaczęła się nagonka, przestraszyłam się. Poczułam, że stoję pod ścianą. Ktoś mocno trzyma mnie za gardło. Bywało, że Czarek wracał z pracy, a ja czekałam pod drzwiami z walizkami i mówiłam: „dłużej nie wytrzymam. Przecież ja tym ludziom nic nie zrobiłam. Nie mogę tak żyć, do widzenia”. Czarek biegł do drzwi, szybko je zamykał i prosił: „kochanie, nigdzie nie idziesz, teraz porozmawiamy”.

Zobacz też: Cezary Pazura przypomniał zdjęcie Edyty Pazury sprzed 13 lat!

Zdjęcia MARLENA BIELINSKA/move picture

To Was wzmocniło?

Pod każdym względem. Jesteśmy razem 14 lat, ale mamy na koncie doświadczenia małżeństwa z 30-letnim stażem. Mieliśmy dużo trudnych momentów. Zdrowotnych – Czarek miał poważną operację kręgosłupa, finansowych – były chwile, że liczyliśmy, czy starczy nam do pierwszego. Zaliczyliśmy kryzys, bo to, co działo się wokół nas, prędzej czy później odbijało się na naszym małżeństwie. Ale dzięki temu, że już to przeżyliśmy, jest nam łatwiej. Czasami w związkach na początku jest cukierkowo, a potem nagle chemia się ulatnia i miłość umiera. Myśmy tego uniknęli. Wiemy, jak to jest wspierać się w chorobie, kiedy nie ma pieniędzy, kiedy nas atakują. Nic złego już nas nie zaskoczy.

A jeśli los wystawi Was na ciężką próbę?

Wiemy, że damy radę. Stworzyliśmy bardzo zgrany team. Prawdziwy, nie lukrowany. Czasami mamy słabsze dni, kłócimy się, jesteśmy przepracowani, bo mamy trójkę dzieci, które też nam dają w kość. Ale nigdy nie byliśmy na siebie źli dłużej niż dobę. Potrafimy się pogodzić, rozładować napięcie, wywołać śmiech. Mam wrażenie, że dobraliśmy się pod każdym względem. Wspieramy się, pomagamy sobie. Kiedy jedno jest w złym stanie, drugie ciągnie je do góry. Nie rywalizujemy ze sobą, kto gorzej się czuje. Jaki to ma sens, skoro wtedy we dwójkę pójdziemy na dno?

Żadnego.

Zawodowo też jest nam dobrze. Pracujemy ze sobą już pięć lat. Kiedyś potrafiłam zapełnić Czarkowi kalendarz po 12 godzin dziennie, a on pytał przerażony: „A kiedy ja mam czas na obiad? Kiedy mogę się wyspać, poćwiczyć?!”. No faktycznie, pomyślałam, przesadziłam (śmiech). Dziś wiem, jak mu ustawić dzień. Gdy się przed czymś broni rękami i nogami, odpuszczam. Przez te 14 lat nauczyliśmy się siebie. Dzięki temu możemy iść w tę samą stronę.

Reklama

Zobacz też: „Zaliczyliśmy kryzys, bo to, co działo się wokół nas, prędzej czy później odbijało się na naszym małżeństwie”

MARLENA BIELINSKA/move picture
Reklama
Reklama
Reklama