Reklama

Dziś nie ma osoby, która nie wiedziałaby, kim jest Agnieszka Osiecka. Okularnicy, „Małgośka, Nim wstanie dzień, Na całych jeziorach ty, Zielono mi - utwory jej autorstwa trwale wpisały się w historię polskiej muzyki. Tworzyła teksty dla Maryli Rodowicz, Sławy Przybylskiej, Skaldów, Magdy Umer czy Edyty Geppert. Z tą ostatnią łączyła ją wyjątkowa więź. O tym, jak rozwijała się relacja Edyty Geppert z Agnieszką Osiecką przeczytacie w najnowszym wydaniu magazynu VIVA!.

Reklama

Edyta Geppert wspomina Agnieszkę Osiecką

Agnieszka Osiecka napisała dla Pani kilka tekstów. Jak się poznałyście?

Agnieszka przyjaźniła się z Piotrem, ja do nich dołączyłam. Mieszkaliśmy bardzo blisko siebie na Saskiej Kępie, dzieliło nas tylko kilka ulic. Był taki czas, kiedy Agnieszka bardzo często u nas bywała. Siadała w fotelu przy kaflowym piecu i opowiadała, opowiadała, opowiadała… Bywało, że do czwartej, piątej rano. Były to niezwykłe historie, w niezwykły sposób opowiedziane. Siedziałam zasłuchana, zapatrzona… Urzeczona.

Mówiłyście sobie po imieniu?

Mówiłyśmy, bo Agnieszka bezwzględnie to egzekwowała. Nie interesowało jej, jak ja się z tym czuję (śmiech). A ja czułam się ogromnie wyróżniona, a jednocześnie speszona, onieśmielona jej wielkością i sposobem bycia, takim bardzo otwartym. Agnieszka starała się, żebyśmy się zakolegowały. Zapraszała mnie na wystawy, spotkania, ale ja nie potrafiłam ot tak gdzieś z nią pójść jak z koleżanką. Żałuję, że nie dojrzałam jeszcze wtedy do tej przyjaźni. Za dużo było we mnie szacunku i uwielbienia, żebym mogła powiedzieć po prostu: „Słuchaj, Agnieszko”.

Jak ją Pani zapamiętała?

Jako szaloną dziewczynę. Ciągle widzę ją przy tym piecu – uśmiechniętą, radosną, podekscytowaną. Pamiętam, że w ostatnim okresie życia chodziła w takim ogromnym czerwonym kapeluszu. Prawie nie było jej widać zza ronda. Ciągle gdzieś pędziła. Któregoś dnia ja też bardzo się spieszyłam. I tak, w biegu, minęłyśmy się, z jakimś tylko pospiesznym „dzień dobry”. A niedługo potem usłyszałam, że już jej nie ma…

Jak się z panią Agnieszką współpracowało?

Wspaniale! Kiedyś przyszła do mnie z ogromną ilością tekstów, naprawdę ogromną, w bardzo grubych teczkach i powiedziała: „Wybieraj”. Wybrałam wtedy tekst „Nie, nie żałuję”. I coś mi tam nie pasowało w przebiegu zawartej w nim historii. Poprosiłam Agnieszkę o dopisanie wątku matki. Zrobiła to bardzo szybko i tak powstała zwrotka: „Że nie dałaś mi, mamo, zielonookich snów, nie żałuję… że nie znałam klejnotów i koronkowych słów…”. Piękna, prawda?

Na scenie zawsze jest Pani w czerni. I tylko raz ją Pani zdradziła – w koncercie „Zielono mi” poświęconym Agnieszce Osieckiej, trzy miesiące po jej śmierci.

Koncepcja tego koncertu zaczęła się rodzić jeszcze za życia Agnieszki. Ja jej wtedy obiecałam, że wezmę w nim udział i dlatego musiałam przystać na warunki Magdy Umer, reżyserki koncertu, która wykluczyła możliwość występowania w czerni, bo ta – według niej – kojarzy się z żałobą. Chociaż uważam, że w moim przypadku czerń byłaby naturalna.

Co jeszcze w nowej VIVIE! 17/2019?!

Dominika Gwit i Wojciech Dunaszewski rok po ślubie. Ona zwraca się do niego: „Moje szczęście”, on ma ją zapisaną w telefonie pod nazwą: „ Absolutnie Wszystko”. To absolutnie wyjątkowa miłość!

Dominika Gwit i Wojciech Dunaszewski, VIVA! nr 17, sierpień 2019
Szymon Szcześniak/LAF AM

Weronika Rosati, Katarzyna Zielińska i Julia Wieniawa: Zawsze warto walczyć o siebie!

Marlena Bielinska/MOVE
Reklama

Niezwykłe historie. Finansowo to była katastrofa. Ale jako wydarzenie artystyczne i społeczne festiwal Woodstock 1969 przeszedł do legendy.

Festiwal Woodstock 1969 r.
Alamy/BE&W
Weronika Rosati, Katarzyna Zielińska, Julia Wieniawa, VIVA! nr 17, sierpień 2019 OKŁADKA
Marlena Bielinska/MOVE
Reklama
Reklama
Reklama