Agnieszka Kubera: „Byłyśmy traktowane po równo, żadnej rodzice nie wyróżniali. Wymagali zarówno ode mnie, jak i od Ani”
Jakim dzieckiem była Anna Przybylska?
- Krystyna Pytlakowska
Wkrótce na ekrany wyjdzie film „Ania” o Ani Przybylskiej. Bliscy aktorki są poruszeni, bo całe życie Ani do nich wróciło w obrazach, w prywatnych nagraniach Jarka Bieniuka, który uwielbiał uwieczniać Anię kamerą, we wspomnieniach ludzi, którzy ją znali. Historia Ani Przybylskiej powinna zaczynać się dużo wcześniej. Ale w 1978 roku nie było jeszcze prywatnych kamer ani prywatnych nagrań na wideo. Jakim była dzieckiem?
Dzieciństwo Anny Przybylskiej
Miała być chłopcem, Łukaszem. Krystyna Przybylska przekonywała męża, że będzie chłopak. Mieli już niespełna czteroletnią córkę Agnieszkę. A jednak lekarz z pogotowia powiedział, że stawia wódkę, jeśli urodzi się syn. Bo na jego wyczucie będzie dziewczynka. Jego słowa się potwierdziły – 26 grudnia nad ranem urodziła się córeczka. Ważyła 3300 gramów. A wzruszony tata Bogdan Przybylski z radością poinformował rodzinę, że córa! Jakby zapomniał, że pragnął chłopca. Ania była jego wielką miłością. Zresztą bardzo kochał obie córki.
– Byłyśmy traktowane po równo, żadnej rodzice nie wyróżniali. Wymagali zarówno ode mnie, jak i od Ani. Byłyśmy wychowywane w domowej dyscyplinie – mówi dziś Agnieszka Kubera.
Ojciec był komandorem, oficerem marynarki wojennej. Wiedział, jak trzymać w ryzach całe towarzystwo. A jednocześnie był też wspaniałym opiekunem rodziny.
– Tata miał trzy księżniczki: Krystynę, Annę i Agnieszkę. Był mistrzem logistyki. Umiał wszystko: załatwić szkołę, wizytę w przychodni, jakieś zaświadczenie, zakupy, a gdy kasa się skończyła, zawsze te pieniądze skądś wyciągał, bo miał odłożone na czarną godzinę. Pieniądze więc nie były w naszym domu problemem, trzeba było tylko nimi umiejętnie zarządzać – wspomina Agnieszka. – Poza tym co roku mogłyśmy być na koloniach, na obozie, oderwać się od codzienności.
Nie były o siebie zazdrosne. Ania wszystkich bawiła. Taka dusza towarzystwa. A Agnieszka była bardziej wyciszona, wyważona. Mieszkali wtedy jeszcze w trzech pokojach, w bloku przy Bosmańskiej, ale to ojciec postanowił, że wybuduje dom. I tak się też stało.
Anna Przybylska w 1997 roku
Anna Przybylska w serialu Złotopolscy
Jaka była Ania jako dziecko?
Agnieszka: – Bardzo drobna, chudziutka. Kiedy szła do pierwszej klasy, zastanawialiśmy się, jak poradzi sobie z plecakiem. Pochłaniała miliony kalorii, ale nie tyła. Nóżki miała jak patyczki. W szkole uczyła się dobrze, ale nie należała do prymusów. Zawsze jednak chciała brać udział w akademiach i imprezach szkolnych. Mówiła wierszyki, śpiewała piosenki. Jej hit: „U babci jest słodko, świat pachnie szarlotką” śpiewała nam nawet do późnych lat dorosłych i sprawiała, że wszyscy się zanosiliśmy od śmiechu. Zawsze chciała grać pierwsze skrzypce. I być na widoku. Aktorstwo jej to dawało.
A Ty?
– Nie, ja nie lubię być na pierwszym planie. To nie mój świat. Kocham moją pracę i z tego czerpię satysfakcję.
Agnieszka jest elektroradiologiem, współpracuje z lekarzami. Te badania pomagają w diagnozach. To ona namówiła Anię na wykonanie rezonansu, gdy zaczął boleć ją kręgosłup, jak sądziła.
Ale wracając do dzieciństwa obu sióstr, podobno większość prac domowych spadało właśnie na Agnieszkę. Ojciec chciał wprowadzać grafiki zajęć, żeby było sprawiedliwie, ale Ania prac domowych nie lubiła. A jednak później, już dorosłą uważano ją za perfekcyjną panią domu. Była mistrzem czystości, kochała zapach świeżego prania, a w sklepie Makro najdłużej zatrzymywała się w dziale chemii.
– Po prostu dostawała ekstazy, patrząc na te wszystkie preparaty, pachnące świeżością – dodaje Agnieszka. – Musiała być ściereczka do kurzu, ściereczka do blatu. Inna do talerzy, inna do sztućców. Ja mogę mieć jedną i nie przeszkadza mi, gdy mąż wytrze w nią ręce.
Ania pisała wiersze. Już w liceum jeden z nich zajął pierwsze miejsce w konkursie międzyszkolnym. Znała wiele piosenek. Była taka wielofunkcyjna. Urodziła się, by być widoczna, występować. Nikogo więc nie zdziwiło, że zapragnęła zostać aktorką, a wcześniej modelką, chociaż modeling nie bardzo jej odpowiadał. Wtedy jednak poznała Małgorzatę Rudowską, która wspierała ją w dalszej drodze na plan filmowy i została jej menedżerką.
– Nasz dom był bardzo wesoły, bezstresowy, a jednocześnie dobrze zorganizowany – mama Ani, Krystyna uśmiecha się. – Mąż pochodził z Kościana, z Wielkopolski. Dużo rzeczy od teściowej się nauczyłam. Okrzyknęli mnie nawet ministrem finansów. Mój mąż był wymagający i pracowity. U nas każdy znał swoje miejsce. Jak trzeba sprzątać, to sprzątanie. Jak lekcje, to lekcje. A gdy córki pytały, czy mogą wyjść, odsyłałam je do taty: „Idźcie ojca zapytać”. Ale i tak uważam, że bardziej im ustępował niż ja. A córki się z nim bardzo liczyły. Ania bardzo przeżyła śmierć ojca. Byli ogromnie ze sobą związani.
Cały materiał w nowym numerze VIVY! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od 22 września.
Czytaj też: Jarosław Bieniuk: „Nie można skasować z pamięci ostatnich godzin, gdy odchodziła, a ja trzymałem ją za rękę”