Dorota Segda: „Ofiary i prześladowcy zachowują się tak, jakby zatracili zdolność myślenia"
„Tak nakręca się spirala przemocy”. Aktorka szczerze o władzy i mobbingu
- Beata Nowicka
Feministki namawiają ją na używanie formy żeńskiej, ale jedyna, którą mogłaby zaakceptować, to… rektorzyca. W świecie skolonizowanym przez mężczyzn została kobietą rektorem słynnej krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych. „Jak ty jesteś, Dorotko, magnificencja, to ja chyba jestem magnifikant”, skomentował jej mąż, wybitny kompozytor Stanisław Radwan. Dorota Segda opowiedziała Beacie Nowickiej o działaniu akademii w dobie pandemii, władzy i walce z mobbingiem. Gdy zakazała fuksówki, pisały o niej wszystkie media. ,,Niewiarygodne jest to, że i ofiary, i prześladowcy, i postronni obserwatorzy zachowują się w podobnych sytuacjach tak, jakby zatracili mózg i zdolność myślenia", mówi.
Piękny jest Twój rektorski gabinet z widokiem na Planty. Symboliczny atrybut władzy. Jak się w nim czujesz?
Jak u siebie (śmiech). Niedawno nawet pomyślałam, mimo że nie jestem przywiązana do tego stanowiska ani nigdy o nim nie marzyłam, że będzie dziwnie nadal uczyć w szkole i już nie mieć tego gabinetu. Zabawne…
Chciałam zapytać, co pandemia Ci zabrała, ale zacznę od tego, co przyniosła. Drugą kadencję rektora Akademii Sztuk Teatralnych…
To prawda, ale pewnie zaczęłabym od czegoś innego, odpowiadając.
(...)
Ale mówiłaś o drugiej kadencji. Pół roku temu przeprowadzenie wyborów rektora on-line było dziwnym, pionierskim wyzwaniem. Uznałam, że trzeba to zrobić szybko, bo kolejny rektor musi przygotować rok akademicki, który będzie nieprzewidywalny. Sama wszystko zorganizowałam. W noc poprzedzającą wybory haker zaatakował całą naszą sieć. Wysiadło nam wszystko. Jakimś cudem, ponieważ do głosowania wykorzystywaliśmy zewnętrzne platformy, z pomocą prywatnych komputerów udało nam się to opanować.
Denerwowałaś się?
Bardzo, ale raczej nie miałam wątpliwości, że zostanę ponownie wybrana. Jesteśmy niedużą uczelnią, wiesz, jaka jest wokół ciebie atmosfera, ile osób ci sprzyja. Więc to nie były nerwy związane z tym, czy wygram, tylko czy sprostam. To odpowiedzialne stanowisko, a ja jestem osobą ambitną, perfekcjonistką. Poprzednio przez pierwszy rok wyłącznie realizowałam marzenia swoje i studentów. Zorganizowałam taki jubileusz 70-lecia uczelni, że na pewno wejdzie do historii. Wymyśliłam cykl „Wykłady na scenie świata”, sprowadziłam najwybitniejszych ludzi tego kraju, żeby spotkali się z naszymi studentami.
Zaczęłaś od walki z fuksówką, pisały o Tobie wszystkie media.
Walka – za duże słowo. Po prostu powiedziałam, że nie ma fuksówki i koniec. Choć faktycznie przez chwilę stało się to chwytliwym tematem. Zawsze miło donieść, że w jakimś środowisku artystycznym dzieje się źle, że oni się mobbingują, molestują, prześladują. To jest nieprawda. Uznałam, że pewna tradycja powinna odejść do lamusa. Mam nadzieję, że już nie wróci. W każdym razie nie w tak upokarzającej formie.
Pamiętasz swoją fuksówkę?
Była okropna. Poniżał mnie jakiś cham, który uważał się za lepszego tylko dlatego, że był już na drugim roku. Niewiarygodne jest to, że i ofiary, i prześladowcy, i postronni obserwatorzy zachowują się w podobnych sytuacjach tak, jakby zatracili mózg i zdolność myślenia. Podporządkowują się kilku chamom i nie potrafią powiedzieć „nie”. Tak nakręca się spirala przemocy. Fuksówka to kolejny z etapów procedury antymobbingowej, którą wdrożyłam. Wcześniej powołałam rzecznika do spraw etyki, zatrudniłam psychologa. Czasy się zmieniły, precz z dziaderstwem, pewnych rzeczy już dziś robić nie wypada. Tamtą kadencję rozpoczynałam od spełniania marzeń, teraz wyłącznie coś ratuję. Wypełniam bardzo przykre obowiązki. Zorganizowanie nauczania on-line jest koszmarem…
Można nauczyć aktorstwa on-line?
Nie można. Ale jeśli potraktować to jako rozwiązanie na chwilę, można stworzyć wiele fajnych rzeczy. Nasi pedagodzy i studenci pokazali potęgę kreatywności. Zrobiłam z moimi studentami „Wesele” on-line. Panna Młoda była w Stargardzie koło Szczecina, a Pan Młody w Białymstoku. Łączyliśmy się na żywo, scena po scenie, jak w teatrze. To był czas nieszczęsnych wyborów prezydenckich. Jasiek krzyczał do kamery: „Hej, hej, bracia, chyćcie koni! Chyćcie broni. Nic nie słysom, nic nie słysom, ino granie, ino granie, jakieś ich chyciło spanie…”, a w całej Polsce ludzie siedzieli pozamykani w swoich prywatnych lockdownach. To było wstrząsające. Mam dreszcze, jak to sobie przypominam. Chochoła grała Kasia z Podlasia. Była wiosna, ciepło, miała otwarte okno, a za oknem na podwórku przechadzały się kury i koguty. Jak Kasia podnosiła głos, jej kogut natychmiast zaczynał piać. W ostatniej scenie „Wesela” – a jest to jeden z najważniejszych momentów sztuki – kiedy Jasiek krzyczał w Białymstoku: „Pieje kur, pieje kur…”, kogut za oknem u Kasi na Podlasiu naprawdę się darł (śmiech). Nikt by tego nie wymyślił. A przede wszystkim po raz kolejny okazało się, że „Wesele” jest genialnym, wiecznie aktualnym dramatem.
Dzwonią znajomi aktorzy, żebyś spojrzała przychylnym okiem na ich syna lub córkę?
Każdy, kto skończył studia w naszej uczelni, wie, że to nie miałoby sensu. Egzaminy są komisyjne, w ich uczciwe przeprowadzenie wkładamy mnóstwo energii. Liczą się tylko pasja i talent. Tygodniami śnią mi się twarze odrzuconych kandydatów. To ogromna odpowiedzialność decydować o czyimś życiu. Moc stwórcza… Czterdziestu kandydatów na jedno miejsce!
Horror. Jaki smak ma władza?
To zależy od tego, jak się ją sprawuje. Jeśli podejmujesz odważne decyzje, musisz się liczyć z cierpkim posmakiem. W tej kadencji przeprowadziłam wiele bardzo trudnych rzeczy, zawsze dla kogoś niekorzystnych. Wtedy smak często jest gorzki, bo słyszysz wiele niemających uzasadnienia słów krytyki, jesteś narażona na hejt. Staram się tym nie przejmować, mam prostą zasadę – nie czytam hejtu. Ale
kiedy coś się uda, smak zmienia się na słodki, błogi. Zreformowałam niektóre wydziały i widzę, jak studenci to doceniają. Ogromna satysfakcja!
Cała rozmowa dostępna w VIVIE! Nowe wydanie magazynu od 28 stycznia w punktach sprzedaży w całej Polsce i na stronie hitsalonik.pl w formie e-wydania.