Reklama

Kiedy szłam demonstrować, często byłam jedną z najmłodszych. A teraz młodzi są na froncie". Dorota Segda w rozmowie z Beatą Nowicką poruszyła temat sytuacji kobiet, Kościoła i Czarnego Protestu. ,,Kobiety już dawno odrzuciły taką narrację, że są czemuś winne, bo tak uważa Pismo Święte i biskup w złotych ornatach, który nie ma pojęcia o życiu, rodzeniu, wychowywaniu, rodzinie i związanych z tym problemach", dodaje aktorka.

Reklama

Jerzy Pilch w „Marszu Polonia” pisał: „Zawsze wiedziałem, że trzeba być krok od samego siebie. Ale teraz jestem, stoję tysiąc, a może parę tysięcy kroków od samego siebie. Patrzę z dystansu. Z rosnącego dystansu (…) Dziwi mnie, ku*wa, wszystko”. Co Ty widzisz z dystansu?

Pogardę władzy, która wykorzystuje pandemię, żeby kompletnie ubezwłasnowolnić społeczeństwo. Całe to zakłamanie fundamentalistycznego, kościółkowego myślenia, że kobieta jest winna za grzechy Ewy. Wywracają mi się flaki, jak o tym myślę. Kobiety już dawno odrzuciły taką narrację, że są czemuś winne, bo tak uważa Pismo Święte i biskup w złotych ornatach, który nie ma pojęcia o życiu, rodzeniu, wychowywaniu, rodzinie i związanych z tym problemach. Hipokryzja tych małych ludzi, którzy nagle decydują, jak ma wyglądać życie kobiety, poraża mnie. Mówię zarówno o księżach, jak i politykach. Najbardziej wkurwia mnie (celowo używam tego słowa hasła) ten kompletny brak empatii, hucpa ich wypowiedzi, jawna pogarda, kiedy wyzywają kobiety od kurewek. Wierzę, że szybko przejadą się na tym. Nikczemna decyzja Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej o aborcji spowodowała nagły zryw kobiet i młodzieży. Przecież ci młodzi ludzie przez ostatnie lata nie manifestowali. Kiedy szłam demonstrować, często byłam jedną z najmłodszych. A teraz młodzi są na froncie. Paradoksalnie lockdown pomógł temu zrywowi. Mają potrzebę, żeby poczuć się obywatelami i ponosić odpowiedzialność za społeczeństwo, nie tylko za swoje problemiki w smartfoniku.

Co krzyczałaś na manifie?

Nic, tym razem stałam raczej z boku. Mam zabawną historię związaną z Czarnym Protestem, ale nie wiem, czy nadaje się do druku…

Opowiedz.

Na ulice wyszły tysiące kobiet, wszystko działo się spontanicznie, dlatego kiedy doszłyśmy na krakowski Rynek, okazało się, że jest fatalne nagłośnienie. Dziewczyny działaczki coś krzyczały, ale tak naprawdę ich słowa docierały tylko do osób, które stały blisko. Gigantyczny tłum stłoczony na Rynku nic nie słyszał. Bojowo nastawiona poczułam się aktywistką i uznałam, że moje umiejętności głośnego mówienia i energia są w tej chwili potrzebne. Stanęłam na fontannie, przechwytywałam hasła dziewczyn i podawałam je drugiej stronie Rynku, żeby mogła skandować to samo. W pewnym momencie pojawiło się hasło: „Rząd nam ciąży, rząd nam ciąży”, ale ja w tym ferworze usłyszałam: „Żądam ciąży”. I wielotysięcznej armii kobiet podałam komendę: „Żądam ciąży”… Przez dłuższą chwilę połowa Rynku krzyczała z entuzjazmem „żądam ciąży” dzięki mnie (śmiech).

Symboliczne w kontekście dzisiejszych protestów. Żądam ciąży na własnych warunkach.

Dlatego w pierwszej chwili to hasło nie wydawało mi się absurdalne, bo tak właśnie je zrozumiałam. Że mamy prawo decydować o sobie, o swoim ciele, mamy prawo do własnych wyborów.

Myślałaś, że Twoje życie tak się potoczy?

Oczywiście, że nie. Aczkolwiek kiedy byłam studentką tej uczelni i miałam 18 lat, otaczałam się dużo starszymi kolegami, zbirami, fajnymi łobuzami i oni – nie mam pojęcia dlaczego – wybrali mnie na grupową i całe studia wołali do mnie „szefowa”. Miałam taką ksywkę. Do dziś, kiedy się kontaktujemy, mówią: „Cześć, szefowa, co u ciebie słychać?”. Zostało mi to chyba przeznaczone… (śmiech). Oczywiście miałam ogromne wątpliwości, czy chcę być rektorem, czy dam radę. Staszek zapytany, czy ja się do tego nadaję, powiedział, że według niego nadaję się, ponieważ mam naturalną zdolność selekcji problemów. Mam zmysł hierarchii spraw. Krótko mówiąc, nieistotnymi rzeczami w ogóle się nie zajmuję. To było dla mnie przedziwne, że wybrał taką moją cechę, żeby stwierdzić, że powinnam to robić. Teraz go rozumiem. Od kilku lat z gąszczu setek spraw, którymi jestem zarzucana, wybieram te najważniejsze.

Filip Zwierzchowski/DAS Agency

Co jest dla Ciebie najtrudniejsze?

Kiedy wchodzę do pustego gmachu szkoły, naprawdę chce mi się płakać. Jak od czasu do czasu spotykam jakiegoś studenta, mam ochotę wyściskać go z radości, że jest, a nie mogę tego zrobić. Jestem rektorem pustej uczelni. Boję się, żeby nie nastąpiła jakaś trwała wyrwa w życiu moich studentów. Są tacy młodzi… Mam nadzieję, że to przetrwają.

A jakie są dzisiejsze dziewczyny?

Na pewno to pokolenie jest bardziej kruche, wrażliwe, depresyjne. My o wszystko musiałyśmy walczyć. Wyjeżdżałam na kolonie i na obozy harcerskie, żeby się hartować. Przeskakiwałam przez płot ambasady austriackiej, żeby zdobyć wizę. Do dziś dziwię się, że psy mnie wtedy nie rozszarpały. Kiedy zdawałam do szkoły teatralnej, miałam jedne spodnie teksasy i dwie koszule flanelowe, za to niemały zbiór „oporników” – to była moja biżuteria. Jak nam na czymś zależało, musiałyśmy to zdobywać, dlatego zhardziałyśmy. Mamy grubszą skórę. Ich świat jest jakąś bańką. Do niedawna wydawało im się, że jest i zawsze będzie, a teraz boją się, że zaraz pryśnie. „Siedzenie” w internecie, w komórkach strasznie osłabiło związki z żywym człowiekiem, przez to często mają problemy z narkotykami, z samotnością… Poza tym zaczęliśmy się z nimi bardzo cackać.

Co masz na myśli?

Procedury antymobbingowe są szalenie ważne, to nie ulega dyskusji, ale nie zastąpią prywatnej potrzeby powiedzenia „nie”. Zareagowania w swoim imieniu, ale też kogoś, komu dzieje się krzywda. My, wychowane w komunie, testowałyśmy to wszystko na sobie, oni nie. Zaprosiłam na uczelnię psychologa, który na pierwszym roku prowadzi warsztaty, rozmawia z nimi, rozpoznaje problemy, ale o wielu dowiadujemy się za późno. Dziewczyna, z którą miałam przez pół roku zajęcia, przyznała mi się, że próbowała popełnić samobójstwo. Uważam się za osobę bardzo empatyczną, a jednak nie zauważyłam, że coś dręczy ją tak bardzo, że zdecydowała się targnąć na swoje życie.

Wyobrażam sobie, jak się czułaś…

Byłam zszokowana. Dlatego mam misję, żeby maksymalnie uzbroić ich psychicznie. Żeby nie zamykali się w swojej bańce, żeby poczuli, że nie są sami, tylko stanowią część wspólnoty, za którą powinni czuć się odpowiedzialni. Po drugie, że w życiu potrzebna jest odwaga cywilna. Widziałaś tego 14-latka zastraszanego przez policję, bo wspierał na swoim Facebooku strajk kobiet? Jak on wspaniale, dojrzale wypowiada się publicznie. Serce mi rośnie, bo wiem, że zawsze będzie mu się chciało walczyć o to, w co wierzy. Odwaga rodzi odwagę. Moja odwaga rodzi twoją, a nasza wspólna kolejnych dziesięciu kobiet. Wielu ludzi milczy, nie chcę nazwać tego tchórzostwem, nie mnie ich osądzać z tysiąca różnych powodów. Ale za głośne mówienie tego, co myślisz, nie grożą nam tortury. Wypowiadanie się w sprawach dla nas fundamentalnych nie musi być aktem heroicznym, może być aktem elementarnej przyzwoitości, wystarczy to sobie uzmysłowić.

Mnóstwo rzeczy udało Ci się w życiu. Jest coś, czego żałujesz?

Może to jest śmieszne, ale mam wrażenie, że wciąż jestem w takim wieku, że dużo rzeczy mogę jeszcze zrobić. Chciałam ci powiedzieć, że mogłam nauczyć się jeszcze jednego języka, ale przecież nikt mi nie zabrania zacząć dziś po południu.a

Celna puenta.

Nie chciałabym zamykać sobie jakichś dróg, stwierdzając, że coś nie udało mi się bezpowrotnie. Nie potrafiłabym też powiedzieć, że jestem niekompletna, bo nie urodziłam dzieci. Ponieważ ich nie mam, mój świat toczy się inaczej. Myślę, że z poczuciem braku może żyć ktoś, kto stracił dziecko. Czasami zastanawiam się, co by było, gdyby… ale przecież tego nie wiem. Życie niespełnieniem nie jest moją domeną. Wierzę, że nazwanie czegoś po imieniu wyciąga to coś z niebytu. Jak się nazywa 18-latkę szefową, nakreśla się jej przyszłość rektorską (śmiech). Jestem wyznawcą teorii, że człowiek odpowiada za swoje słowa. Słowa tworzą rzeczywistość, potrafią zabić. Potrafią też stworzyć, oczywiście. Wolność musi wiązać się z odpowiedzialnością za to, co mówimy.

Reklama

Cały wywiad w nowym numerze magazynu VIVA!

Filip Zwierzchowski/DAS Agency
Bartek Wieczorek/Visual Crafters
Reklama
Reklama
Reklama