Dorota Gardias szczerze o terapii: „Sprawiła, że wreszcie dojrzałam”
„Już nie jestem Dorotką, mentalnym i emocjonalnym dzieckiem, którym byłam do czterdziestki”
- Beata Nowicka
Los nie zawsze był łaskawy dla Doroty Gardias. Dziennikarka walczyła z demonami i jak sama podkreśla, czterdziestkę przekroczyła z przytupem. „Z przytupem, bo obiecałam sobie, że będę spełniać marzenia. Chichot losu. Chcesz rozśmieszyć opatrzność, podziel się swoimi planami”, zaznacza. W rozmowie z Beatą Nowicką podkreśla, że wiele w jej życiu zmieniła terapia. „Rok temu zapisałam się na terapię EMDR, która leczy ludzi z różnych traum. Ta terapia sprawiła, że wreszcie dojrzałam. Już nie jestem Dorotką, mentalnym i emocjonalnym dzieckiem, którym byłam do czterdziestki. Stoczyłam walkę nie ze światem, ale sama ze sobą. I była epicka", wyznała.
Dorota Gardias o zmianach w życiu
Co było na Twojej liście marzeń?
Na pierwszej pozycji postanowienie, że będę chodzić po górach i zdobędę któryś z tatrzańskich szczytów. Zawsze o tym marzyłam, ale cały czas pędzę przez życie i na góry zawsze brakowało przestrzeni. Obiecałam sobie, że to się zmieni. Punkt drugi – wrócić do śpiewania. To marzenie spełniłam. Przez miesiące trenowałam głos u świetnej emisjolog. Kolega napisał tekst, stworzył muzykę i nagraliśmy piosenkę, a chwilę później przyszło zaproszenie do programu „Mask Singer”. Wierzę, że to nie był przypadek! Jeśli chodzi o trzecie marzenie, to jest ono dość uniwersalne: żyć pełnią życia. Brzmi banalnie, ale w obecnej sytuacji, gdzie do naszego życia wkroczył covid, wojna, o inflacji nie wspominając… Trzeba zatrzymać się na moment i zastanowić, co dzisiaj znaczy żyć pełnią życia?
Jaka jest odpowiedź?
Żyć uważnie, z empatią. Kiedy wybuchła wojna, wszyscy spanikowali, ja też. Gorączkowo zastanawiałam się, co robić, ale udało mi się opanować tę gonitwę myśli. Przyszła racjonalizacja. I refleksja, że pomagać należy mądrze. Z drugiej strony obok altruizmu zawsze kroczy egoizm. Pojawiła się troska o siebie i najbliższych. Zauważyłam, że częściej tankuję samochód, żeby w razie potrzeby móc jak najdalej odjechać z córką. Pomyślałam nawet, żeby spakować duży plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami. Nie przestaję jednak myśleć o innych.
[...]
Dorota Gardias: Córka jest bardzo pogodna, optymistycznie nastawiona do świata. Staram się, żeby miała dystans, nie przejmowała się wszystkim. Robię to, bo sama niestety miałam tendencje odwrotne. Wszystko przeżywałam, dla wszystkich chciałam być dobra, miła, kochana i przyjazna, co było absurdem. Zapłaciłam za to wysoką cenę. Jednak pogodzenie się z tym, że nie każdy musi cię lubić, było tak samo ciężkie, jak wyzwalające. Dlatego teraz uczę córkę, że świat jest piękny, ale ludzie bywają różni: dobrzy, źli i wszystko pomiędzy. Mnie tego nikt nie wytłumaczył, sama musiałam wyciągać wnioski. Na przykład niczego innym nie zazdroszczę, w związku z tym do niedawna w ogóle nie przychodziło mi do głowy, że ktoś może czuć w stosunku do mnie zawiść. Rok temu zapisałam się na terapię EMDR, która leczy ludzi z różnych traum. Ta terapia sprawiła, że wreszcie dojrzałam. Już nie jestem Dorotką, mentalnym i emocjonalnym dzieckiem, którym byłam do czterdziestki. Stoczyłam walkę nie ze światem, ale sama ze sobą. I była epicka.
Jak się czujesz, patrząc na świat bez tego ochronnego różowego filtra?
Jakbym obudziła się z miłego snu i zobaczyła, że ten świat wcale nie jest taki kolorowy. Ale to pobudka ożywcza, jak pierwszy oddech chłodnego powietrza po tygodniach choroby. Różowi policzki i przyspiesza puls. Z jednej strony trochę mi żal tej dziecięcej naiwności, z drugiej czuję się bezpieczniejsza. Stawiam granice. Częściej mówię „nie”. Przez co trudniej mnie skrzywdzić, jestem konkretna. Kiedyś podświadomie nie chciałam nikogo urazić. Zawsze wszystko obracałam w żart. Już nie chcę tak robić. Zrozumiałam, że jeśli jestem asertywna i jasno komunikuję o moich potrzebach, a komuś to przeszkadza, to jest to jego problem – nie mój. W związku z tym oczywiście niektórym ludziom pospadały maski. Było to słodko-gorzkie doświadczenie, ale teraz przyjemniej otaczam się wiernymi ludźmi. Jest ich mniej, ale w przyjaźniach sprawdza się zasada „jakość, nie ilość”. Teraz to rozumiem.
Co sprawiło, że zdecydowałaś się na terapię? Twoja choroba?
Inne nieprzyjemne wydarzenie, które bardzo mnie poturbowało. Moja przyjaciółka Magda, która zresztą wysłała mnie na badanie piersi, widząc, w jakim jestem stanie, powiedziała: „Spróbuj terapii EMDR, bo naprawdę nie jest z tobą dobrze”. Na początku mówiłam, że to bez sensu, że mi nie pomoże, ale… poszłam. Na dzień dobry pani psycholog powiedziała, że nie będziemy zajmować się tą konkretną sytuacją, tylko poszukamy jej źródeł w przeszłości. Podeszła do sprawy globalnie. Bardzo mi pomogła. Dzięki niej i metodzie EMDR przestałam być małą Dorotką.
Choroby nowotworowe sprawiają, że człowiek błyskawicznie dorośleje…
Kiedy się dowiedziałam, wcisnęło mnie w fotel. Nowotwór?! Ale jak to?! Pierwsza myśl: Co z Hanią?! Panika, płacz, przerażenie. Pani doktor, u której się leczyłam, powiedziała: „Uspokój się. Uwierz mi, przychodzą tu pacjentki, którym pozostało kilka miesięcy życia. Twoja sytuacja jest inna. Niedobrze, że tak długo z tym chodziłaś, że pierwszy lekarz to zbagatelizował, ale na szczęście wciąż jest to rodzaj nowotworu do opanowania. Będzie dobrze”.
Uwierzyłaś jej?
Przyjęłam do wiadomości, że będzie dobrze. Od razu się spionizowałam. Powiedziałam tylko kilku osobom. Podeszłam do choroby zadaniowo. Była operacja, wszystko poszło, jak trzeba, a potem… przeżyłam miesiąc kompletnego załamania. Byłam tak bojowo nastawiona, taka walcząca, że jak już było po wszystkim, puściły mi nerwy. Zareagowała moja psychika i ja sobie na to pozwoliłam. Pierś była pokrojona, boląca, sina. Takie namacalne świadectwo choroby ma ogromne znaczenie. Gdybym stłumiła te emocje, wcześniej czy później wybuchłyby z większą siłą. To kolejna wielka nauka – pozwólmy sobie na emocje. Nie zawsze musimy być z tytanu. Żałoba, żal, smutek – to wszystko są części życia. Im szybciej dasz im ujście, tym szybciej staniesz na nogi. Wezmą, co swoje, i pójdą własną drogą.
[...]
Co było dla Ciebie najważniejszym doświadczeniem w ciągu ostatnich 20 lat?
Narodziny córki. One mnie całkowicie odmieniły. Doświadczyłam miłości bezwarunkowej, czystej, z trzewi. Moje życie przed narodzinami córki było inne. Nie twierdzę, że pozbawione sensu, nie każdy w końcu decyduje się na macierzyństwo. Ja jednak odnalazłam w niej siebie. Hania jest wspaniała. Jest starą duszą. W swojej szczerości, niewinności i mądrości jest tak przenikliwa, że dociera do samego środka mojego jestestwa. Czasami zastanawiam się nad czymś, a ona to rozwiązuje jednym zdaniem. Staram się znaleźć złoty środek pomiędzy byciem rodzicem a jednocześnie przyjaciółką. Jestem wesoła, wyluzowana, ale kiedy stawiam jakieś granice, Hania nie jest zachwycona.
[...]
Prosisz czasami: „Dobry losie, spraw, żeby…”?
Ostatnio prosiłam i sprawił. Ale generalnie wolę dziękować. Dziękuję znacznie częściej, właściwie ciągle. Dziękuję i jestem wdzięczna. Za wszystko: że jestem zdrowa, mam pracę, którą naprawdę lubię, co jest ogromnym komfortem i szczęściem. Otaczają mnie cudowni ludzie, którzy mnie wspierają i napędzają, a szczególnie za moją córkę. Kiedy na nią patrzę, widzę, jak się rozwija… jak tu nie być wdzięcznym?!
Sprawdź też: Barbara Torzewska o chorobie męża: „Byłam na wykończeniu, szczególnie że Marek nie chciał pomocy”
Cały wywiad w nowym numerze VIVY! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od 22 września