Reklama

Trzy lata temu zachorowała na raka piersi. Ale nie poddaje się. Nie pozwala sobie na leżenie i czekanie na koniec. Stara się żyć w miarę normalnie. Szuka miejsc, w których czuje się dobrze. Otacza się życzliwymi ludźmi. Pracuje. „Nawet w chorobie staram się znaleźć dobre strony”, mówi ekspertka mody i dziennikarka Anna Puślecka.

Reklama

Gdy ponad rok temu po raz pierwszy rozmawiałyśmy o Twojej chorobie, mówiłaś, że rozpatrujesz wyjazd do Włoch i zmianę obywatelstwa, bo lek, który u nas był nierefundowany, tam jest dla wszystkich.

Byłam zdesperowana i bardziej chodziło mi o to, żeby wejść pod włoski system opieki zdrowotnej, żeby mieć lek ratujący życie nieodpłatnie (bo w Polsce go nie było), ale to wiązało się z zameldowaniem tutaj. Jednak wówczas musiałabym zrezygnować z meldunku w Polsce – nie można mieć zameldowania w dwóch krajach. Na szczęście udało się wywalczyć refundację na rybocyklib i te „kombinacje” zostały wstrzymane. A obywatelstwo? We Włoszech otrzymanie obywatelstwa nie jest takie łatwe, ale wszystko przede mną, w końcu mam wiele zasług na polu promowania mody i kultury włoskiej w Polsce od prawie 30 lat (śmiech).

A jednak pod koniec roku przeniosłaś się do Włoch. Mam wrażenie, że robiłaś to w popłochu.

Niektóre projekty zawodowe zostały nagle odwołane z powodu pandemii. Przeraziła mnie narracja naszego rządu, straszenie, pałowanie kobiet na ulicach… Wyjechałam naprędce. W Polsce nie miałam warunków, żeby sobie stworzyć strefę komfortu psychicznego. We Włoszech, mimo tego, że też panują ograniczenia związane z pandemią, wszystko jest dużo prostsze. Ludzie są życzliwi i uśmiechają się, w Polsce różnie to bywa. Nie mogę sobie pozwolić na otaczanie się złą energią i stres, bo to może bezpośrednio przełożyć się na stan mojego zdrowia. Warszawę odwiedzam, kiedy wymaga tego sytuacja zawodowa.

Jesteś teraz pod opieką włoskich lekarzy?

I tak, i nie. Nie stać mnie, żeby leczyć się we Włoszech.
Dlatego wciąż korzystam z opieki zdrowotnej w Polsce, dostaję rybocyklib, a tutaj jedynie konsultuję się, robię badania diagnostyczne, które nie są dostępne w Polsce. Jestem pacjentką Centrum Onkologii IEO w Mediolanie, gdzie chorzy tacy jak ja dostają nadzieję. Teraz przeprowadzka do innego kraju nie jest niczym niezwykłym – zrobiło to wielu naszych znajomych z branży, dziennikarzy. Mieszkają w różnych krajach w Europie, wynajęli swoje mieszkania w Warszawie, żeby móc funkcjonować w innym miejscu. Podobnie zrobiłam też ja. Na szczęście zdalna praca jest teraz czymś naturalnym (...)

Wyjazd do Włoch to zawalczenie o siebie?

Tak. W ubiegłym roku spędziłam dwa miesiące na małej greckiej wyspie Serifos na Cykladach. Wiesz, że niemal następnego dnia ustąpiły wszystkie dolegliwości i skutki uboczne leków? Dlatego od tamtego momentu szukam takich dobrostanów. Zdecydowałam się, że czasowo przenoszę się do Włoch, chcę na moje życie spojrzeć z innej perspektywy i mam nadzieję, że w maju znów uda mi się pojechać na Serifos. Tym razem na pół roku. Stamtąd też mogę realizować projekty zawodowe, pisać o modzie i przeprowadzać wywiady. Niedawno ruszyłam także z własnym podcastem Anna Puślecka Podcast „Moda to nie wszystko”. Szykowałam premierę na początek 2019 roku, ale choroba pokrzyżowała plany. Więc jest teraz – nie tylko o modzie (...)

Bycie chorym na nowotwór jest tam łatwiejsze?

Dużo łatwiejsze. Włoszka nie musi walczyć o swoje zdrowie. Wiesz, czego najbardziej się boję? Nie raka, ale polskiego systemu, w który przez chorobę zostałam wtłoczona, tej bezduszności i często hazardu moralnego, który ten system uprawia. Lekarze, często wspaniali, też niestety są w trybach chorego systemu. W Polsce nie jesteśmy leczeni zgodnie z aktualną wiedzą medyczną i to jest fakt. Przekonałam się na własnej skórze, że aby być dobrze leczonym w Polsce, trzeba mieć wielką siłę przebicia, tupet i znajomość prawa. Tutaj jest inne podejście do pacjenta i odpowiednia diagnostyka. Zalecenia profilaktyczne są odmienne i dlatego we Włoszech śmiertelność z powodu raka piersi maleje, a w Polsce rośnie. Gdy okazuje się, że kobieta we Włoszech wykryła sobie na przykład guzek w piersi, od razu ma zlecaną nie tylko mammografię i USG, ale także scyntygrafię (by sprawdzić kości) oraz tomografię (by sprawdzić organy). W Polsce nie. Założyciel Centrum Onkologii IEO w Mediolanie, słynny profesor Umberto Veronesi, propagował ideę, że jednym z trzech filarów leczenia jest pozytywna relacja lekarz–pacjent. Tam pacjent jest partnerem, a w Polsce ma mało do powiedzenia. Zaskoczyło mnie też, że w tym centrum wszystko działa jak w zegarku. Zupełnie jak nie we Włoszech.

A jak jest we Włoszech?

(Śmiech). Po włosku. Na przykład zepsuła mi się zmywarka. Wezwałam technika. Denerwowanie się, że on idzie do mnie już sześć miesięcy, nie ma sensu. Trzeba przyzwyczaić się, że od 12.30 do 15.30 na pewno niczego nie uda się załatwić, bo wtedy Włosi jedzą obiad i odpoczywają. Trzeba pamiętać, że w zależności od regionu w środę sklep spożywczy jest zamknięty rano, a otwarty po południu, a rzeźnik odwrotnie. Ale ja się odnajduję w tym bałaganie, bo Włosi celebrują życie. Nie piją kawy w biegu, stojąc przy zlewie w kuchni. Idą do ulubionego baru, siadają z gazetą, rozmawiają ze sobą. Nie pytają o wi-fi (śmiech). Na szczęście bary i restauracje są otwarte. Wskakuję na mój rower retro z lat 80. i pędzę na kawę. To tworzy dobrostan psychiczny, a w przypadku chorych to jest bardzo ważne. Proste czynności.

Reklama

Cały wywiad z Anną Puślecką w nowej VIVE!. Magazyn dostępny od 25 lutego w punktach sprzedaży i w formie e-wydania na stronie hitsalonik.pl

Adam Pluciński/Move Picture
Reklama
Reklama
Reklama