„Ja, pryszczata Baba-Jaga? Bawi mnie to”. Dawid Podsiadło kończy 24 lata
Dawid Podsiadło, najjaśniejsza gwiazda na firmamencie polskiej muzyki, kończy 24 lata. Jego płyty to hity. Debiutancka "Comfort and Happiness" ma status diamentowej. Kilka dni temu była premiera drugiej - "Annoyance and Disappointment". Promowana bardzo mocnym teledyskiem. O Polsce. O przemocy. Muzyk w "Vivie!" zdradza kilka szczegółów dotyczących albumu i klipu.
Pierwszy raz napisałem teksty po polsku. Zawsze miałem z tym problem, wszystkie wydawały mi się pretensjonalne. A tutaj usiadłem, pomyślałem, co mnie denerwuje. Dlaczego ludzie w naszym kraju wykazują taki brak szacunku do drugiego człowieka? Dlaczego jest tyle przemocy? Wielu moich rówieśników czerpie satysfakcję z agresji. O tym jest ten kawałek i teledysk.
On sam nie czuje się atakowany. Zapewnia, że ma komfort i żyje bezpiecznie. Jedynie w internecie zdarzają się hejty. Ale anonimowe, a ludzie - jego zdaniem - robią to dla sportu, i tym się nie przejmuje. A gdy czyta o sobie: "Pryszczata Baba-Jaga"?
Bawi mnie to. Żeby coś takiego napisać, trzeba mieć już jakąś wyobraźnię, zasób słów, znajomość bajek.
Zgodził się dmuchać w puzon, choć nie wiedział, jak wygląda
Czy jest dużo warty?
W sensie finansowym? Ja nie. Jeżeli coś ma materialną, finansową wartość, to moja muzyka, którą można kupić – płytę albo pliki. Tworząc ją, spędziliśmy kilka bardzo fajnych tygodni w studiu w Gdańsku. Dobrze tak odciąć się od codzienności i skupić tylko na graniu.
Jego śpiewanie zaczęło się, gdy miał sześć lat - na jakiejś szkolnej akademii zaśpiewał „Sweet House”. Popłakał się w trakcie i uciekł. Ludzie się śmiali. Wtedy jeszcze bardzo się stresował publicznymi występami. Lubił występowanie, ale strasznie je przeżywał. Rzuciłby to, gdyby nie wsparcie mamy. Zawsze stała obok, patrzyła. Jak widział jej spojrzenie, wiedział, że wszystko jest OK. A gdy trafił do liceum, założył zespół Curly Heads, w którym jest do dziś.
Graliśmy w piwnicy, w kanciapie koło sali gimnastycznej. Wtedy zapisałem się do szkoły muzycznej, żeby mieć jakąś wiedzę, podstawy chociaż. Bardzo mi zależało, żeby chodzić do szkoły muzycznej. Pani mi powiedziała, że ostatnie miejsce jest na puzon. Zgodziłem się, choć nie wiedziałem za bardzo, jak puzon wygląda.
"Kariera za granicą? Jasne, że tak"
A potem był „X Factor”. O czym marzył, idąc do programu? Chciał robić muzykę.
Mam teraz zamglone wspomnienia z tego okresu. Przeżywałem bardzo dużo skrajnych emocji – od euforii i stanu niedowierzania, że to wszystko się dzieje, do stanów totalnej depresji, przytłoczenia, tęsknoty za domem, samotności. Do tego w tym samym czasie pisałem maturę, więc to był bardzo ciężki czas. Ale wspominam dobrze. Świetna przygoda i maksymalna adrenalina. Świadomość, ile osób to ogląda i że ludzi, z którymi pracujesz, zna cała Polska. A ty jesteś w centrum tego wszystkiego.
Śpiewa tak dużo po angielsku, bo chce zrobić karierę za granicą?
Śpiewam po angielsku, bo po prostu tak wolę. A czy chciałbym zrobić karierę za granicą? Jasne, że tak. Pracujemy nad tym. Jak się uda sukces międzynarodowy, to będzie ekstra. Ale jeżeli się nie wydarzy, nie będę rozpaczał. Tutaj dzieje się tyle, że czuję się spełniony. Mogę robić to, co kocham.
Czytajcie także: Dawid Podsiadło: "Narzeczona budzi mnie w nocy przekleństwami. Uwielbiam jej seanse"