Reklama

Koniecznie napisz, że zamówiłyśmy napar imbirowy i tylko moczyłyśmy w nim języki, bo nie nadawał się do picia. Następnym razem, ja robię”, mówiła mi śmiejąc się Daria Ładocha, gdy siedziałyśmy w jednej z najpopularniejszych warszawskich kawiarni i rozmawiałyśmy o jej nowej roli. Serdeczna, uśmiechnięta, nie stawiająca granic. Być może dlatego to właśnie na nią postawili szefowie TVN szukając nowej prowadzącej jednego z najpopularniejszych programów „Ameryka Express”. „Poprowadzenie tego programu było moim największym marzeniem”, mówi. Zapytałam ją czy jest gotowa na porównania z Agnieszką Woźniak–Starak, co robiła gdy tęskniła za swoimi córkami i czy płakała podczas nagrań. Już dziś pierwszy odcinek kolejnej edycji „Ameryka Express”.

Reklama

Wyjechałaś na pięć tygodni. Twoje córki musiały bardzo tęsknić, zwłaszcza, że kontakt miałyście utrudniony.

Byłam w innej strefie czasowej i kiedy ja miałam dzień, one spały i odwrotnie. Ale w ciągu dnia nie miałam za bardzo czasu na telefonowanie, bo ciągle musiałam gonić uczestników „Ameryka Express”. To chyba wydarzyło się pierwszy raz, że prowadząca zostawała w tyle (śmiech). Ale moje dzieci i ja, mamy już wypracowane procedury, bo przecież to nie był mój taki pierwszy długi wyjazd. Gdy brałam udział w „Agencie” też tyle czasu nie miałam z nimi kontaktu. Dziewczyny mają więc książeczki tęsknoty. Jak zaczynały tęsknić, rysowały. A dzieci mają to do siebie, że jak wkręcają się w zabawę zapominają o bożym świecie. Mamy też sposób na mega tęsknotę, na którą książeczki nie pomagały. Mogły się przebierać w moje ubrania i malować się moimi kosmetykami. W weekendy. Tata kręcił im potem śmieszne filmiki. Nie muszę ci chyba tłumaczyć dlaczego ich tęsknota wzmagała się właśnie w sobotę i w niedzielę (śmiech). Ich tata miał potem straszny czas, bo musiał to wszystko zmywać - szminkę z czoła, rozmazany tusz.

Znalazłaś plusy tak długiego rozstania?

Gdy wyjechałam pierwszy raz okazało się, że dziewczynki zbudowały wspaniałą relację z tatą. Nigdy by się to nie udało, gdybym nie wyjechała. Oczywiście było mu ciężko, bo został sam ze wszystkimi obowiązkami, z dziećmi, z urodzinami, które wypadały w tym czasie. Teraz, za drugim razem, oni już nawet mieli ochotę, żeby pobyć tylko we troje. Dziewczynki chciały żeby tata przejął stery.

Nie było Ci żal, że omijają Cię takie rzeczy jak pierwsze dni w nowej szkole, pierwsze dni w zerówce. To ważne momenty w życiu dzieci.

Zdążyłam na rozpoczęcie roku u obu dziewczynek. Ale jest jeszcze jedna rzecz… pięć dni przed moim wyjazdem do naszego domu trafił Pan Kot. Zdetronizował mnie natychmiast. Zostały pod opieką taty i kota.

A jak Ty radziłaś sobie z tęsknotą?

Goniąc uczestników po dwóch krajach ciężko mi było mierzyć się z tęsknotą. Wieczorami było gorzej. Kiedy zasypiałam. Wtedy przypominałam sobie ich zapach, ich śmiech. Oglądałam zdjęcia w telefonie, albo przypominałam sobie momenty, w których doprowadzały mnie do szału i mówiłam, że wyjadę gdzieś do Ameryki i nie wrócę.

Wykrakałaś!

Tak, tylko, że wróciłam. „Ameryka Express” to był, jest i będzie mój ulubiony program. I jak marzyłam o tym, co chciałabym najbardziej na świecie, to marzyłam właśnie o poprowadzeniu tego programu. Gdy dowiedziałam się od Agnieszki Woźniak–Starak, że zrezygnowała, pobiegłam do dyrekcji zgłosić swoją gotowość. Pobiegłam walczyć bez jednego dolara o swoje marzenie. I nie miałam wpływu na to jaka decyzja zostanie podjęta. Na szczęście dla mnie zdecydowano, że to będę ja.

Jak zareagowałaś na wieść, że zdecydowano się powierzyć Ci rolę prowadzącej?

Nie uwierzysz! Zostawiłam na parkingu samochód z otwartymi drzwiami i włączonym silnikiem. Pobiegłam do domu, krzyczałam i skakałam po kanapie, a moje dzieci i Bartek myśleli, że coś mi się stało, że mam jakiś atak. A ja się darłam: „Mam! Mam! Mam!”. I widziałam, że on, jak już skumał o co chodzi, miał łzy w oczach ze wzruszenia. Bartek wiedział, jak bardzo o tym marzę. Rano jak chciałam jechać okazało się, że samochód był rozładowany zupełnie.

Dobrze, że w ogóle był.

Jakiś dobry sąsiad wyłączył i zamknął drzwi. Miałam dużo szczęścia.

Jaką jesteś prowadzącą?

Płakałam najbardziej ze wszystkich. Bardzo się wzruszałam, bo byłam bardzo blisko uczestników, którzy pokonywali siebie. Tam były krew, pot i łzy. Okazało się, że granica pomiędzy cierpieniem a szczęściem jest naprawdę cienka. I ci ludzie, z tym jednym dolarem, naprawdę przemierzali te dwa kraje, prosząc o spanie, o jedzenie, mając trudne zadania. Wydaje mi się, że życie można podzielić na to co przed „Ameryką” i na to co po „Ameryce”. Oni mogli skorzystać z tak wielu sytuacji, które budują zasoby na przyszłość. Z których teraz mogą korzystać. Myślę, że udział w takim programie wymaga wielkiej odwagi. Widzowie mogą myśleć, że to jest wszystko reżyserowane. Tam nie ma nic wyreżyserowanego. To świadczy o tym, jak można zmienić punkt odniesienia - tu mają wszystko - popularność, rodzinę, pieniądze. A tu nie mają nic. I biegną. I nie zatrzymują się. Pokonują własne słabości, wychodzą ze swojej strefy komfortu. To są bardzo trudne rzeczy.

Kiedy najbardziej płakałaś?

Kiedy musiałam pożegnać jakąś parę. Chlipałam sobie pod nosem. Dla mnie to były najtrudniejsze chwile. To jest jedyna rzecz, której nie doświadczyłam jako uczestnik.

Reklama

Nie boisz się, że będziesz wciąż porównywana do Agnieszki Woźniak–Starak?

Agnieszki nie da się zastąpić. Jest wspaniałym człowiekiem i świetną dziennikarką. Ale jesteśmy zupełnie inne. Ona była sobą i ja byłam sobą. Nie próbowałam jej zastąpić, tylko prowadziłam ten program po swojemu. Ludzie będą nas porównywać, ale z tym nic nie mogę zrobić. Jestem na to gotowa.

Reklama
Reklama
Reklama