Reklama

Gdy zdiagnozowano u niej zaawansowany nowotwór piersi postanowiła wkroczyć do szpitala stylowo, w szpilkach i gustownych nakryciach głowy. Zanim ogłosiła swoim fanom i followersom z jak ciężką chorobą się zmaga miała nadzieję, że uda się jej to ukryć przed całym światem. Szybko jednak okazało się, że to jest niemal niemożliwe - osoby chore na nowotwór pod wpływem terapii chudną, tyją, a w większości tracą włosy.

Reklama

Gdyby nie to, że nie masz włosów, nie pomyślałabym, że jesteś chora. Wyglądasz świetnie, działasz, pracujesz.

Praca to moja pasja, kocham ludzi, jestem towarzyska. Dlatego nie zamykam się.

Nie chciałaś nosić peruki?

W peruce jest niewygodnie i gorąco. Na początku myślałam o tym, żeby po prostu chodzić łysa. Jest lato, a ja pracuję w branży mody, więc to w sumie nie byłoby nic dziwnego. Ale powstrzymała mnie Kasia Warnke. Opowiedziała mi, jak się ogoliła na potrzeby roli, a ludzie wytykali ją palcami, śmiali się i rzucali niewybredne komentarze.

Utrata włosów to dla wielu kobiet wielki dramat.

Dlatego, że włosy są atrybutem kobiecości. Z Bartkiem Januszem, moim fryzjerem, uznaliśmy, że w odpowiednim momencie obetniemy moje na krótko. Bartek mówił, że łatwiej mi będzie przejść etap, kiedy wypadają. Ale okazało się, że nagle włosy zaczęły wychodzić mi garściami. Zadzwoniłam do Bartka. Wiem, że dziewczyny z salonu fryzjerskiego, które myły mi wtedy głowę, bardzo to przeżyły, bo Bartek zdecydował, że trzeba zgolić głowę. Po moim wyjściu bardzo płakały.

A Ty?

Miałam wtedy jedną z moich „chwilóweczek”, czyli sekundowych momentów słabości. Szybko jednak doszłam do wniosku, że rozklejanie się nic nie da. Postanowiłam, że nakrycia głowy, turbany i kapelusze oraz okulary będą moją formą kreacji i zabawy, żeby łagodnie przejść przez to, co teraz przechodzę. W końcu zawodowo zajmuję się modą. Zawsze wierzyłam w moc akcesoriów, jeśli chodzi o kreowanie wizerunku (śmiech).

Tak się da?

Jak widać na załączonym obrazku.

Pozwalasz sobie na momenty słabości?

Miewam te moje „chwilóweczki”. Najtrudniej mi pogodzić się z tym, że mam ograniczenia. Lubię wszystko mieć pod kontrolą i zawodowo, i prywatnie, świadomie podejmować decyzje, robić to, co chcę. A teraz nie mogę dowolnie dysponować ani swoim czasem, ani co gorsze swoim ciałem. Nie chcę być zakładnikiem choroby. Dlatego dużo pracuję. Na szczęście mam na to siłę, bo dla mnie praca to podstawa. Na Instagramie pokazuję, że choroba nie zdominowała mojego życia. Dzięki temu nie siedzę bezczynnie, bo cały czas dzwonią do mnie ludzie, pytając, czy mogę dla nich zrobić zlecenie, czy skonsultować projekt.
(…)

Czy to prawda, że ludzie boją się obcowania z osobami chorymi?

Pisze do mnie wiele kobiet, które z tego powodu zostały opuszczone przez partnerów albo nawet wyrzucone z pracy, odsunęła się od nich rodzina. Na nowotworach, ale w ogóle na chorobach przewlekłych ciąży piętno społecznego wykluczenia. Mam to szczęście, że mnie to nie spotkało. Mam wsparcie partnera, rodziny i przyjaciół, spełniam się zawodowo. Moi partnerzy biznesowi czy osoby, z którymi współpracuję, nie zrobili „tematu” z mojej choroby. Ludzie wiedzą, że jestem „solidną firmą”, że można na mnie polegać. To bardziej ja martwiłam się, czy dam radę. Daję!

Reklama

Cały wywiad w najnowszym numerze VIVY!

Zdjęcia Michal Kar
Reklama
Reklama
Reklama