Córka jest dopełnieniem miłości Jana Englerta i Beaty Ścibakówny. Helena poszła w ich ślady!
„Pamiętam momenty na wakacjach, kiedy szliśmy we dwójkę i do niej biegli po autograf”
- Beata Nowicka
To dla nas wyjątkowy, bo jubileuszowy numer VIVY! W 1997 roku bohaterami pierwszego wydania magazynu byli Beata Ścibakówna i Jan Englert. Po raz drugi pojawili się na okładce celebrując nasze 10-lecie. A wtedy na świecie była już ich córka Helenka. Teraz świętujemy razem 25-lecie VIVY!, a Jan Englert i Beata Ścibakówna 26. rocznicę ślubu. W rozmowie z Beatą Nowicką artystyczna para opowiedziała o swoim życiu prywatnym i relacjach z pociechą. Helena Englert ma już 22 lata i poszła w ślady dumnych rodziców.
Trzy lata po pierwszej okładce VIVY! na świecie pojawiła się Helenka. Była dopełnieniem tej miłości?
Beata: Była! Miałam 32 lata. Wiele rzeczy już przeżyłam, zapracowałam na swoje nazwisko, zwiedziłam kawał świata, miałam wspaniałego męża. Byłam szczęśliwa. To był ten moment. Dopełnienie. Nie interesowało nas, czy urodzi się chłopiec, czy dziewczynka. Wybraliśmy tylko imiona. Po narodzinach Helenki byliśmy szczęśliwi. Mąż bardzo mi pomagał. Gdy cokolwiek działo się w nocy, wstawał do córki. Helenka była moim pierwszym dzieckiem. Fantastycznie uspokajał moje niepokoje. We wszystkim, co dotyczyło naszego dziecka, miałam do niego totalne zaufanie. Wtedy odkryłam męża na nowo.
Dziś Helena jest piękną, utalentowaną 22-latką. Zresztą poszła w ślady rodziców. Dostała się na prestiżową uczelnię New York University Tisch School of the Arts.
Beata: Studiowała tam rok. W pandemii wróciła do Polski ostatnim samolotem i już została.
Jan: Zdając na ten ekskluzywny wydział, udowodniła sobie i wszystkim dookoła, że sama potrafi. Nikt nie powie, że tatuś jej coś załatwił. Dotknęła nosem tamtego świata, zobaczyła, jak on wygląda, ale wróciła i zdała egzamin na drugi rok na Miodową. Po roku spędzonym w Stanach miała już inną perspektywę. Myślę, że zawód, który uprawiamy, zależy od tego, czego od niego chcemy. Czy frajdę daje nam samo tworzenie, przełamywanie własnych braków, czy szukanie łatwej popularności. Obu tym wyborom musi towarzyszyć drobiazg: szczęście. Najkrótsza definicja szczęścia w naszym zawodzie: znaleźć się we właściwym czasie, miejscu i towarzystwie. Tego człowiek nie wymyśli, to musi się zdarzyć. Oczywiście można temu pomóc.
Jak?
Jan: Szukając. Nie czekając, aż samo przyjdzie. Każdy człowiek, przynajmniej ten inteligentny, szuka mistrza. Choćby po to, by go wyssać i wyrzucić. Tłumaczę studentom, że w tym zawodzie podglądanie to połowa sukcesu.
Zobacz też: Beata Ścibakówna i Jan Englert – bohaterowie naszej pierwszej okładki 25 lat później!
Beata Ścibakówna, Helena Englert, Jan Englert, Viva! 2002
Myślę, że oboje jesteście dla córki mistrzami, nawet jeśli – na razie – nie przyzna tego głośno. Macie Państwo rodzicielski odruch, żeby uchronić ją przed klęskami tego zawodu?
Beata: Helena jest silna. Dla niej ważny był ten rok w Nowym Jorku. Po lockdownach powiedziała: „Kocham was bardzo, ale nie mogę z wami mieszkać”. I wyprowadziła się. Nie mieszka z nami już dwa lata. Spędzamy wiele czasu razem, ale żyje samodzielnie.
Jan: Wszystko, co mogliśmy, już zrobiliśmy. Z mojego punktu widzenia nie powinniśmy teraz zdewaluować tego, cośmy dali. Studiowanie w szkole teatralnej wymaga skupienia się na sobie. Jeśli chce się tworzyć w tym zawodzie, człowiek jest cały czas pod presją. Jak zaczynałem uczyć, mówiłem: „Najpierw praca, potem talent, na końcu szczęście”. A teraz mówię: „Najpierw szczęście, potem praca, a na końcu talent”.
Brutalne, ale pewnie prawdziwe. W końcu wykształcił Pan kilka aktorskich pokoleń. Helena ma szczęście?
Jan: To się okaże. Jeszcze nic takiego nie zrobiła, żeby o niej mówiono. Pewnie gdyby do dziś grała w „Barwach szczęścia”, dla 40 procent elektoratu byłaby gwiazdą. Pamiętam momenty na wakacjach w Juracie, kiedy szliśmy we dwójkę i do niej biegli po autograf.
Beata: Często ktoś mnie prosił, żebym zrobiła mu zdjęcia z Heleną.
Jan: Popularność jest niezależna od umiejętności. To kwestia częstych wizyt w domach, a nie jakości.
Zobacz też: Beata Ścibakówna o małżeństwie: „Nie jest usłane różami, chyba że różami z kolcami”
Cały wywiad z Beatą Ścibakówną i Janem Englertem w nowej VIVIE!